niedziela, 31 lipca 2016

Obrabowani "anonimowi" artyści.

                Istnieje wiele „tradycyjnych rymowanek”, których autorów zwie się „anonimowymi”. Błazen nigdy nie zastanawiał się nad przyczynami anonimowości tych poetów… aż do teraz.
- Cześć, Mamo! – radośnie uścisnął swą rodzicielkę na powitanie.
- No cześć, cześć! – odwzajemniła się tym samym.
- Miau.
Usiedli przy herbatce i zaczęli rozmawiać o wszystkim i o niczym. Mama Błazna jest z tych, co poświęcają wszystko dla swoich dzieci – nawet życie towarzyskie. Na pierwszy rzut oka wydaje się to przykre, ale jeśli spojrzeć z bliska to odkrywa się, iż dzięki temu wychowała sobie najszczerszych przyjaciół - wartych więcej, niż wszystkie milusińskie koleżanki razem wzięte. To ten rodzaj przyjaciela, który potrafi wyznać przykrą prawdę zamiast zamiatać ją pod dywan słodkim kłamstewkiem. To ten rodzaj przyjaciela, którego nie traci się nawet po największej kłótni. Taki przyjaciel może ciebie krytykować, ale gdy usłyszy jak jesteś krytykowany przez kogoś innego to zawsze stanie w twojej obronie. Gdybyś wymagał kiedyś przeszczepu serca to możesz być pewien, że ten przyjaciel zgłosi się na dawcę – bo jego serce przecież już od dawna było twoje. Co ciekawe, to ostatnie stwierdzenie ma pewien związek z tym, jak Błazen nauczył się gorzkiej prawdy o „anonimowych autorach”…
- Wiesz co, Mamo? Jest taki konkurs na najlepszy komiks, chyba wezmę w nim udział - oznajmił.
- Ech… - Mama nagle zbladła. – Nie lubię takich konkursów. Kiedyś wzięłam udział w konkursie na najlepszą rymowankę. Miałam napisać własną i nagrać jak recytuję ją przy podkładzie muzycznym. Nagrałam i wysłałam to do jakiegoś wydawnictwa płyt, czy coś takiego, bo to był organizator konkursu. I wiesz co? Nigdy się do mnie nie odezwali. Ale to jeszcze nic. Później zaczęłam słyszeć tę rymowankę wśród dzieci. Ba! Słyszę ją po dziś dzień.
Kot zrobił wielkie oczy, a Błazen jeszcze większe.
- No jak to? Dzieci recytują twoją rymowankę?
- Tak, moją rymowankę. Dzieci, telewizja, radio… Po tym zajściu zniechęciłam się do pisania. Ciekawe kto uznaje się za autora mojej rymowanki…
- Zrujnowali Twój potencjał… A jak szła ta rymowanka?
- Niech pomyślę… „Mamo, mamo, coś ci dam – jedno serce, które mam”…
- To jest Twoja rymowanka?! - Błazen zszokowany szybko wyszukał tę rymowankę w Internecie. – „A w tym sercu złoty kwiat. Mamo, mamo, żyj sto lat!” – przeczytał resztę, a Mama pokiwała głową w zadumie. – Podobno autor jest anonimowy.
- Pfff! – parsknęła Mama na te słowa. – Anonimowy, też mi coś!
- Ile miałaś lat, gdy to napisałaś?
- Pomyślmy… To było jakoś w latach siedemdziesiątych, więc… czternaście, może szesnaście.
- Ach, więc ja jestem taki jak ty! Też w tym wieku pisałem już piękne wiersze.
- Ale wtedy to było zupełnie inaczej, nie było realnej szansy dla zwykłych ludzi, aby zostać zauważonym. Sam widzisz jakie skutki przyniosły moje próby. „Anonimowy autor”, pff…
- Na pewno możesz ubiegać się o jakieś odszkodowanie i przyznanie ci praw autorskich. To po prostu oburzające, zasługujesz przynajmniej na tyle.
- To było tak dawno, już nawet nie pamiętam gdzie ja to wtedy wysłałam… No i jak ja to udowodnię?
Mama miała rację. Błazen westchnął ciężko i jeszcze raz zajrzał do Internetu. Po wypróbowaniu kilku różnych haseł trafił na nową informację.
- Wikiquote zawiera ten wierszyk, a jako źródło podaje „Tradycyjne zwyczaje i obrzędy śląskie. Wypisy, Wydaw. UO, 2004, s. 128.” To oznacza, że ktoś bezprawnie wydał Twój wierszyk. W dodatku w zmienionej formie, czyli to może nie do końca kradzież, ale na pewno plagiat. A Śląsk to przecież zupełnie przeciwny koniec Polski… Nieźle zawędrowała ta twoja rymowanka, Mamo.
- No możliwe, że tamto wydawnictwo znajdowało się na Śląsku, nie wiem.
- Nie zostawię tak tego. Jeśli ktoś zarabia na twoim wierszu to powinnaś dostawać część tych pieniędzy i przestać być nazywaną „anonimowym autorem”.
- Ale jak im udowodnisz, że to mój wierszyk?
- A jak oni mi udowodnią, że to ich? Może próbując sami dokopią się do prawdy. Warto dać temu szansę. A czy tam był jakiś regulamin konkursu, który mówił, że wysyłając im rymowankę zrzekasz się praw autorskich?
- Nie było nigdzie żadnych regulaminów, a jeśli były to nie zostały upublicznione.
                Wieczorem Błazen wrócił do swojego namiotu i usiadł w zadumie.
- Kocie, po tym weekendzie spróbuję zadośćuczynić tej kilkudziesięcioletniej zbrodni… Chociaż bardziej chyba ze złości, niż z wiary w sprawiedliwość…
- Miau?
- Tak… Chciałbym chociaż wierzyć, iż mogę coś z tym zrobić, ale przecież nie urodziłem się wczoraj…
- Miau…
- Musi być jakiś sposób na odanonimowienie mojej Mamy…
 Na chwilę zapanowała cisza. W końcu przerwał ją Kot:
- Miau?
- Kocie, no przecież! Masz rację… Mogę zasiać przynajmniej jedno małe ziarenko prawdy, i być może kiedyś wyrośnie z niego ogród o wiele piękniejszy od tamtych plonów zakłamania. A nawet jeśli nic nie wyrośnie, to przecież nawet na ziarenko ktoś czasem może trafić. Więc tak czy owak będzie pewność, że przynajmniej kilka osób pozna prawdę… Tak jak mówisz, zacznijmy od zawalczenia o dopisanie na Wikiquote, iż oryginalna wersja tego wierszyka została napisana w latach siedemdziesiątych przez nastoletnią wówczas Alicję Markiewicz z Podlasia, obecnie dorosłą Alicję Dudziuk. No i zastanawiam się, ciekawe jak wielu „anonimowych autorów” nosi ten tytuł z podobnego powodu? 
 
Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.