niedziela, 18 czerwca 2017

Serce do wypielenia.

                Wielu rzeczy spodziewamy się po ulicach, którymi kroczymy, ale od czasu do czasu i tak czymś nas zaskakują.
- Kocie? – zagadał Błazen. - A wiedziałeś, że te wszystkie białe plamy na chodnikach to wdeptane gumy?
- Miau? – niedowierzał Kot.
- Tak, syfiarze wyrzucali gumy, a później były deptane przez przechodniów tak długo, aż stały się częścią chodnika. Niczym owady w bursztynach. Tylko mniej imponujące.
Szli ze spojrzeniami skierowanymi pod nogi, podziwiając to dziwaczne dzieło sztuki, aż w polu widzenia zaczął pojawiać się brudny, leżący człowiek.
- A to jest bezdomny, również część chodnika, ale już nie tak nieodłączna – wyjaśnił Błazen. 
- Miau... 
- Błaźnie? To ty? – dało się słyszeć gdzieś spod warstw brudu na bezdomnym.
- Hę? – Błazen ustał, zdziwiony, i próbował przypomnieć sobie skąd zna ten głos. W tym czasie bezdomny podniósł się na równe nogi i zaczął przypominać istotę ludzką. Patrzyli na siebie przez chwilę…
- Babcia?! – przestraszył się Błazen.
- Co? Weź nie żartuj – skrzywił się Bezdomny.
- Ach, wybacz, to ten zapach… Czekaj… Skądś znam ten grymas… - przez chwilę przyglądał się skrzywionej twarzy bezdomnego, aż w końcu go rozpoznał. – Maciej!
- We własnej osobie! – Maciej otrząsnął z siebie nieco brudu, aby wyglądać bardziej rozpoznawalnie.
- To niewiarygodne… Jesteś bezdomny?
- Nieee, po prostu dawno nie byłem w domu. Jakieś… dwa lata... czy coś… W sumie to nie wiem.
- Hm… Brzmi jak bezdomność.
- Ale mam dom.
- No dobrze. Więc co się stało? Dlaczego nie wracasz do domu?
- No wiesz… - zaśmiał się Maciej i machnął ręką.
- No właśnie nie, nie wiem, minęło wiele lat odkąd ostatnio rozmawialiśmy. Chcesz może pójść gdzieś na herbatę? Mamle do nadrobienia...
- Raczej nie wpuszczą mnie do kawiarni.
- Nieopodal jest taka ze stolikami na zewnątrz, tam nikomu nie powinieneś przeszkadzać.
                Mając już przed sobą dzbanuszek herbaty, wszyscy troje siorbali ją w milczeniu. Każdy z własnej filiżanki, rzecz jasna. Nawet Maciej. Obsługa była dla niego równie miła, co dla Błazna i Kota.
- Miau miau miau? – zagadał Kot po dłuższej chwili ciszy.
- A, tak… - westchnął Maciej. – Znam Błazna prawie tak długo, jak ty. Pamiętam cię, lubiłem żartować Błaznowi, że pożrą cię pająki i węże.
- Miau miau? – zdziwił się Kot.
- To typowe żarty Macieja – zaśmiał się Błazen. – No więc Macieju, dlaczego nie wracasz do domu?
- Ech, no dobrze… Fundujesz herbatę, to chociaż opowieścią mogę ci się odpłacić… - westchnął Maciej głęboko, po czym odstawił filiżankę. – No więc może pamiętasz Ewę?
- Ewa, tak, pamiętam, złamała ci serce.
- Och, nie tylko serce… Ta kobieta złamała mojego ducha.
- Więc zostałeś bezdomnym, bo kobieta cię rzuciła?
- Gdy tak to ująłeś to brzmi głupio, ale… Przecież wiesz, że chciałem jej się oświadczyć.Miałem gotowy pierścionek.
- No wiem. I to już?
- Nie… Jej odejście wepchnęło mnie w bardzo mroczne miejsce… Miałem ogrom myśli i żadnej perspektywy na przyszłość… Nie mogłem sobie z tym poradzić…
- Wspominałeś kiedyś, że pójdziesz na terapię. Nie poszedłeś?
- Nie poszedłem.
- Więc co robiłeś?
- Moja mama chorowała i dostała takie silne tabletki, ale dobrze się czuła i ich nie brała…
- Więc…?
- Wziąłem sobie jedną, pewnego razu.
- Hm… Po co?
- Tak wiesz, z ciekawości poczytałem co to jest i było napisane, że uspokaja i relaksuje. No to wziąłem. Uspokoiło i zrelaksowało.
- Aha… I co później?
- Później brałem kolejne.
Błazen i Kot spojrzeli na siebie zmartwieni, a później znów na Macieja.
- I uzależniłeś się?
- Eee, mogłem przestać gdybym chciał, ale nie chciałem…
- Czyli się uzależniłeś.
- Nie, po prostu nie chciałem przestać ich brać.
- A teraz coś bierzesz?
- No wieeesz, to i tamto…
- Czyli nadal jesteś uzależniony?
- Nie, nadal nie chcę przestać tego brać.
- Dlaczego?
- Wiesz co? Przez ciebie znowu gorzej się czuję! Może właśnie dlatego nie chcę przestać tego brać! Zawsze ktoś się napanoszy albo coś się wydarzy, i znów pamiętam o Ewie!!!
- Nadal tak to przeżywasz…?
- Tak! Mówiłem! Złamała mojego ducha!
- Może gdybyś nie odurzał się ciągle i pozwolił sobie to przemyśleć i z kimś omówić…
- Nie! Chcę po prostu zapomnieć!
- Macieju… Nigdy nie pomyślałeś o długoterminowych skutkach takiej ucieczki? Spójrz tylko, minęło wiele lat, a ty włóczysz się ulicami w stanie odurzenia. Tego chciałeś od życia?
Maciej rozpłakał się i zaczął grzebać w kieszeni.
- Nie tego… Ja chciałem Ewy… - szlochał.
- Szukasz kolejnych tabletek? Nie lepiej szukać prawdziwej pomocy? Nadal masz szansę…
- Po co. Wezmę tabletkę i będzie lepiej.
- Nie będzie lepiej, po prostu chwilowo nie będzie ci to przeszkadzać.
Maciej zaczął płakać jeszcze mocniej.
- Wiesz, tu nie chodzi tylko o Ewę… Ja tak ogólnie nie widziałem nigdy siebie w jakiejś przyszłości… Długoterminowe skutki…? Nic dla mnie je jest długoterminowe… Zawsze płynąłem w teraźniejszości bez celu… Może to dlatego mnie zostawiła, kto by wytrzymał z takim człowieczym wrakiem… Jasne, żałuję… Ale teraz jest już za późno…
- Nie jest za późno, możesz wrócić do domu i otrzymać pomoc.
- Wolę tabletki – ocierał łzy brudnym rękawem.
- Czy twoja rodzina wie gdzie jesteś?
- Już ich nie obchodzę… Nikogo nie obchodzę… Prędzej czy później wszyscy ze mnie rezygnują…
- Macieju… Ty byłeś pierwszym, który z siebie zrezygnował. Trudno wyłowić kogoś, kto chce utonąć.
- Nic mi nie będzie, całkiem nieźle sobie radzę. Zdobywam leki, a później mam miesiąc błogiego raju…
- Jesteś pełen sprzeczności… - wyznał Błazen ze zrezygnowaniem.
- Tak już mam – wzruszył ramionami i popił tabletkę herbatą. – Zaraz będę mniej nieznośny.
Po około trzydziestu minutach mdłej rozmowy o niczym ważnym, Maciej rzeczywiście zaczął się zmieniać. Jego źrenice były coraz bardziej rozszerzone, a intelekt coraz bardziej obniżony…
- Miła pogoda, zdrzemnąłbym się w parku… - powiedział powoli, a jego lewe oko dziwnie zamrugało. Filiżanka w jego dłoni lekko drżała. Maciej stawał się odmaciejony. – Idziesz ze mną?
- Nie jestem śpiący – odpowiedział Błazen.
- A ty, Kocie?
- Miau miau.
- Więc tu chyba koń… czy się nasze spot… kanko. – Dziwne przerwy w jego wypowiedzi nie wróżyły nic dobrego.
- Na pewno nic ci nie będzie? – zapytał Błazen zatroskany. – Poczekaj tu, zapłacę i odprowadzę cię do parku.
- Mi niiiigdy niiic nie byyyło… Ale jak chceszszszsz…
Kiedy Błazen płacił za herbatę, Maciej wstał od stolika, wyszedł na ulicę i potrącił go samochód. 
. . . 
- Ewa? – otworzył oczy.
- Tu mama, nic nie mów. Wszystko będzie dobrze.
                Błazen nie wiedział, czy dobrze postąpił informując jego rodzinę, ale sumienie się nie odzywało.
- Kocie… Czy Ewa była tylko wymówką? – zapytał w drodze wyjściowej ze szpitala.
- Miau.
- Też tak myślę… Byle uciec... Kręgosłup ma słaby. Bo serce to po prostu chwastami zarosło...


Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.