niedziela, 20 maja 2018

Mroczna pułapka w lesie.


                Jest coś takiego jak „Mouse Trap Monday”. To program na YouTube, który regularnie wystawia filmy o pułapkach na myszy. Dziwne? Być może. Jest jednak wielu ludzi śledzących te filmy na bieżąco. Błazen jednak nie zalicza się do nich, więc dlaczego w ogóle o tym pisać? Bo Kot czeka na nowe filmy z niecierpliwością, jako że uwielbia doszkalać się w technikach zabijania gryzoni. Dla wielu fanów tych filmów jest oczywistym, iż najlepsza pułapka to ta zbudowana na wzór pirackiej deski, z której ludzie byli zmuszeni skakać do oceanu. Choć niektórzy twierdzą, że tak naprawdę najlepszy jest śliski, ruchomy drążek umieszczony nad wiadrem wody… W każdym razie wszyscy zgodnie potwierdzają, iż kot na myszy najlepszy wcale nie jest. To właśnie dlatego Kot doszkala się tymi filmami…
- Kocie, co porabiasz? – zapytał Błazen zaglądając do namiotu.
- Miau – uciszył go Kot.
- Ach, poniedziałkowa pułapka na myszy. To daj znać jak już skończysz.
Kot w powadze skinął głową, z powiększonymi źrenicami wpatrując się w ekran swojego kotofonu. Aż mu łapa drżała na widok myszy z filmu…
Po niedługim czasie, gdy żądza krwi Kota została już zaspokojona i nauczył się czegoś nowego o eksterminacji gryzoni, wyszedł z namiotu, przeciągnął się, ziewnął i rzekł do Błazna:
- Miau.
- O, to w sam raz, bo już wygasiłem ognisko. Aby opuścić to miasto wędrujemy dzisiaj przez las, więc naostrz pazury na drogę.
- Miau – posłuchał, od razu kierując się do najbliższego drzewa, aby solidnie je obdrapać.
W tym czasie Błazen zwinął obóz w tobołek i zawiesił go na patyku, który następnie przerzucił sobie przez ramię. Powoli zaczął iść, a Kot dołączył do niego minutę później, z pazurami ostrymi jak żyletki.
- Miau miau miau miau miau? – zapytał.
- Wędrujemy tam, gdzie zawsze: przed siebie.
Wędrowali zatem, aż zgodnie z zapowiedzią Błazna dotarli do lasu. Kot rozglądał się czujnie, mając nadzieję na znalezienie ofiary do przetestowania nowo zdobytej wiedzy. Las wydawał mu się idealnym miejscem na takie rzeczy. W trawie wypatrzył już odchody królika, ale królik to zwierzę za duże, jak dla niego. Wysłuchał więc w liściach kilku ptaków, ale niekoniecznie miał ochotę na wspinaczki pazurami świeżo naostrzonymi do zabijania. W końcu złapał dziwny trop… Zapach zupełnie mu obcy. A może i coś kojarzył, ale nie mógł sobie przypomnieć co takiego…
- Co tam niuchasz, Kocie? – zainteresował się Błazen.
- Miau miau… - odparł Kot tajemniczym głosem.
- Teraz powinniśmy raczej skupić się na znalezieniu dobrego przystanku, jestem głodny.
- Miau miau miau miau miau – zapewnił go Kot.
- No nie wiem…
- Miau miau miau.
- No dobrze, to prowadź.
Zboczyli z wcześniej obranego kierunku i Kot poprowadził Błazna w dziwne miejsce… Drewniana ściana z drzwiczkami, a ze środka wydobywał się zapach czegoś jadalnego, jak twierdził Kot.
- Miau miau miau – poprosił Kot. – Miau miau miau miau miau.
- Dobrze, tylko bądź ostrożny. – Błazen miał złe przeczucia co do tego obiektu, ale nie miał serca wygaszać łowieckiego nastroju, w jakim był dziś Kot.
Kot wszedł przez drzwiczki do środka i poszedł prosto za zapachem jedzenia. Znalazł je, a gdy podszedł blisko, usłyszał wielki huk.
- MIAUUUUU!!! – krzyknął, z całą sierścią najeżoną, i podskakując wysoko. W locie obrócił głowę i zobaczył, że drzwi za nim są zamknięte, zatem od razu po wylądowaniu pobiegł przed siebie na drewnianą ścianę, wspiął się po niej i wydostał z powrotem na zewnątrz. W stanie zagrożenia zawałem serca dyszał głośno i nic nie powiedział, gdy podbiegł do niego przerażony Błazen pytając czy nic mu nie jest.
- Kocie… Przykro mi to mówić, ale… - pokazywał palcem na coś, co było za Kotem, a więc ten obrócił się i wówczas zrozumiał…
„Pułapka na dziki”, głosił wielki napis, który przestrzegał również przed wchodzeniem do środka.
- Wpadłeś właśnie do pułapki na dziki, Kocie – śmiał się głośno. - To by się leśnicy zdziwili na twój widok, gdybyś tam ugrzązł! – śmiał się jeszcze głośniej. - Kot na myszy polował i wpadł w pułapkę! – śmiał się w niebogłosy.
- Miau miau miau – dąsał się Kot.
- Nie martw się, nie martw – Błazen ocierał łzy śmiechu. – Nawet najlepszym predatorom przytrafia się zostać ofiarą, tak już działa ta „duma”, najstarszy grzech świata. To samo miał Lucek. I ma tak ciągle, i ciągle, każdego dnia...





Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny

niedziela, 13 maja 2018

"Darmowa woda"?


                Zbyt często na drodze włóczęgów, w tym Błazna Podróżnego, znajduje się Warszawa. Dlaczego? Być może wszystkie drogi do niej prowadzą. A może aż tak promieniuje wieżami nadawczymi, że w jakiś sposób działa niczym magnes na istoty o przeciwnej polaryzacji, jakimi okazują się być włóczędzy. Najprawdopodobniej żadna ilość fantastyki czy nauki nie jest w stanie potwierdzić ani zaprzeczyć jakiejkolwiek teorii na ten temat. Włóczędzy działają w sposób zupełnie niejasny, nawet dla nich samych.
- Miau miau miau? – zapytał Kot.
- Nie wiem dlaczego znowu tu jesteśmy, może tak naprawdę jest więcej Warszaw, niż tylko jedna? – Błazen podrapał się po podbródku na tę nową, przerażającą myśl, podczas gdy jego źrenice rosły w trwodze. – Nie, nie – potrząsnął w końcu głową, tym samym wytrząsając z niej te pomysły i otrząsając się z szoku, przy akompaniamencie dzwonków z czapki. – To niemożliwe, już dawno byśmy wszyscy zginęli, gdyby to była prawda. Ten świat jest zbyt wrażliwy, aby mógł znieść obecność większej ilości Warszaw, niż jedna. – Po tym stwierdzeniu czuł się już całkiem spokojny, bo przecież było słuszne.
Szli spokojnie blokowiskiem jak każde inne, aż Błazen zaczął zauważać, że niespotykanie często mijają go ludzie z wielkimi, plastikowymi butelkami. Jedni nieśli puste, inni pełne…
- Czyż to nie podejrzane? – zagadał do Kota, kątem oka spoglądając na kolejnego butelkowicza.
- Miau – potwierdził Kot.
- Pójdźmy za nim, tylko ukradkiem – zaproponował, po czym oboje zaczęli śledzić Butelkowicza z pełną butlą. Wykorzystując technikę śledzenia na Bonda, czyli chowając się to za krzak, to za słup, to za samochód – chociaż Butelkowiczowi było wszystko jedno czy ktoś za nim idzie, czy nie – wyśledzili jedynie gorycz, gdy ten wszedł do bloku, wpisał tajny kod otwierający drzwi i zniknął na zawsze w mroku tajemnej klatki schodowej.
- Ech… I to by było na tyle – westchnął Błazen, ale wtedy Kot pociągnął go za rękaw. – Hm? – Błazen odwrócił się i zobaczył, że z budynku obok wychodzi kolejny Butelkowicz, tym razem z pustą butlą. – Ach! A jednak to nie koniec…
Tego Butelkowicza śledzili taktyką okolicznościową, czyli idąc w tym samym kierunku przez rzekomy zbieg okoliczności. Pogwizdywali przy tym „jak gdyby nigdy nic”, zwracając na siebie uwagę wszystkich wokół. Udało się jednak, Butelkowicz zatrzymał się przy małym budyneczku z wystającymi trzema kranami. Odkręcił jeden, napełnił butlę i zaczął iść z powrotem w kierunku swojego bloku.
- Hę? – Błazen nie rozumiał co właśnie widział. – Cóż to za budyneczek z kranami w ścianie?
- To studnia – usłyszał za sobą odpowiedź. Podskoczył w zaskoczeniu, a lecąc w górę zobaczył mijającego go kolejnego Butelkowicza. Wylądował zszokowany z powrotem na chodniku i w zaniemówieniu patrzył, jak Butelkowicz napełnia butlę, tak jak ten pozostały.
- To studnia? Taka dziwna? Bez korby i wiadra? – dopytywał Butelkowcza akceptując zostanie zdemaskowanym.
- To już nie te czasy, panie, żeby korbą kręcić – zaśmiał się Butelkowicz zakręcając kranik.
- Ach… Przyznam, zupełnie nie spodziewałem się znaleźć studnię w środku miasta.
- To teraz całkiem popularne – wyjaśnił Butelkowicz. – No a przy tych rosnących cenach wody to dobrze mieć w okolicy darmową.
- Darmową? – zdziwił się Błązen. – Więc kto płacił za budowę tej studni i płaci za jej utrzymanie?
Butelkowicz oniemiał na chwilę, gdy w jego głowie zaczęła jaśnieć odpowiedź na to pytanie, którego nigdy wcześniej sobie nie zadał.
- Eee… - jęknął w zapowiedzi odpowiedzi. – Ekhem… - odkaszlnął nerwowo. – To my płacimy, podatnicy… I za tę w domu... I za tę tutaj...


Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny 

niedziela, 6 maja 2018

Mamy uczyć się od dzieci?

          Błazen podróżny odwiedził znajomych. Sami go zaprosili, bo ich dziecko go uwielbia. Jego rola jest jednak dziwna w tych spotkaniach, bo robi za przyjaciela dziecka i sekretną broń rodziców.
- Wytłumacz mu, że musi zjeść – prosiła Mama przy każdym posiłku.
- Chłopcze, musisz jeść, żeby być zdrowym i urosnąć duży – powiedział mu Błazen. - Chcesz być zawsze taki mały?
- Tak – odpowiedział przekornie Chłopiec.
- I co, zawsze będziesz za mały, żeby sięgnąć do szafki w kuchni? Żeby samochód prowadzić? I kiedyś będziesz mieć dzieci większe od ciebie?
- Można mieć dzieci większe od rodziców.
- Ale to jak już dorosną, a nie jak są nadal dziećmi. No i trudno ci będzie znaleźć żonę, będąc takim malutkim. I jak chcesz akrobacje robić, jak nie dostarczasz sił mięśniom?
- Normalnie, jak teraz.
- Ale jesz same słodycze, cukier, a mięśnie potrzebują białka. Od cukru obrośniesz tłuszczem, nie mięśniami. Ten indyk jest w sam raz do tego, żeby odżywić twoje mięśnie.
- Nakarm mnie – poprosił chłopczyk z uśmieszkiem małego diabełka.
Błazen wziął widelec i zaczął karmić Chłopczyka.
- A warzywa? – zaproponował Błazen widząc, że Chłopczyk je tylko indyka i makaron.
- Warzywa są toksyczne!
- No coś ty, warzywa to właśnie oczyszczają z toksyn, tych co je masz od słodyczy.
- Nie!
Tak oto dyskusja na temat warzyw się skończyła, bo argumentu „nie", wypowiedzianego odpowiednio głośno, nie da się podważyć. Poszli więc bawić się figurkami zwierzątek. Chłopczyk rozrzucał je wszędzie wokół i nie można było powiedzieć mu, aby był ostrożniejszy, bo wtedy robiąc na przekór zachowywałby się jeszcze mniej ostrożnie. Dlatego Błazen sekretnie wprowadzał elementy spokoju i sprzątania, które miały sens w fabule zabawy, więc Chłopczyk się nie połapał. Trwałoby to wszystko kilka dobrych godzin, ale zadzwonił Kot.
- Słucham?
- Miau miau miau miau miau miau.
- Ojej... Ale dziś niedziela... I już późno... Ale chyba Biedronka w okolicy jest jeszcze otwarta, może uda mi się tam to kupić. To idę od razu.
Błazen wstał i powiedział znajomym, że musi iść kupić coś Kotu i zaraz wraca.
- Mogę iść z Błaznem? – zapytał Chłopczyk swojego Taty.
- A będziesz grzeczny? Błazen się spieszy.
- Tak, tak! A mogę kupić lody?
- Masz lody w zamrażarce.
- Ale ja chcę inne!
- Nie ma na to pieniędzy.
Na tę odpowiedź Chłopiec pobiegł do swojej skarbonki.
- Co robisz? – zdziwił się Tata.
- Chcę wyjąć pieniądze na lody.
- Z tej skarbonki nie wyciąga się pieniędzy, tak jest zrobiona – tłumaczył Tata wyrywając ją z dłoni Chłopca. – Prawda, Błaźnie? – szukał w Błaźnie wsparcia, więc Błazen skinął głową.
Wyszli na klatkę schodową, ale Chłopiec był nadal niezadowolony i ociągał się, aż w końcu ustał i nie chciał iść dalej.
- Chłopcze, no chodź – zachęcał go Błazen.
- Nie!
- Chcesz tu zostać?
- Nie!
- Chcesz wracać do domu?
- Nie!
- To co chcesz zrobić?
- Nie!
- Co to znaczy?
- Nie!
- No chodź.
- Nie!
- To idź do domu.
- Nie!
- Nie mogę tu tak stać, zamkną sklep. Idę, a ty wracaj do domu.
- Nie! – zaczął płakać.
- Wracaj – szedł już dalej na dół.
- Nie! NIE! NIE!!! - Chłopiec krzyczał za nim i zalewał się łzami. W tym czasie Błazen zadzwonił do jego Mamy i opisał jej sytuację. Wówczas Chłopiec zszedł na dół, ale dalej płakał. Pojawiła się zatem Mama.
- No co ty robisz? – zapytała Chłopca. - Albo się uspokoisz i pójdziesz z Błaznem, albo wracaj do domu.
- Nieee! Nie idę z tobą! Chcę iść z niiiim! – Chłopiec objął nogi Błazna i chował się przed Mamą.
- To dlaczego płaczesz?
- Bo on mnie zostawił!
- Ale płakałeś zanim on cię zostawił, i dlatego to zrobił.
- Namenemenobomonome... – bełkotał we łzach.
- Przestań płakać. Błaźnie, czy chcesz żeby taka beksa z tobą szła?
Błazen pokiwał głową na „nie".
- Widzisz. Przestań płakać, to z nim pójdziesz.
Chłopiec uspokoił się i nareszcie mogli iść...
          Wieczorem usiedli obejrzeć bajkę. „Vaiana", jakaś „wybranka morza". Bajka ta, jak dosłownie wszystkie inne, opowiadała o tym jak to warto jest nie słuchać swoich rodziców, ani innych autorytetów, bo nie mają racji i/lub są głupi, więc nie słuchając ich wychodzi się na dobre. Czasem w bajkach w ogóle nie ma rodziców, i bez nich jest dobrze. A czasem umarli i bez nich jest lepiej. Tak czy owak, wszystkie są o tym, że dzieci wiedzą najlepiej i nie potrzebują autorytetów ani dyscypliny.
- Musisz słuchać rodziców – tłumaczył Chłopcu Błazen, gdy zbierał się już do wyjścia.
- Nie muszę.
- Musisz. Kiedyś ich słuchałeś i dzięki temu umiesz mówić i chodzić. To oni cię nauczyli. I jeszcze wiele cię nauczą, jeśli będziesz ich słuchać.
- Już wszystko umiem, nie potrzebuję ich.
- Nie potrzebujesz ich? A co byś robił, jakby ich nie było?
- Jadłbym słodycze i oglądał bajki. Nareszcie robiłbym to, co tylko chcę.
Błazen przeraził się, bo te słowa to przecież najsłynniejszy cytat z biblii satanistycznej. „Rób to, co tylko chcesz.” W innym tłumaczeniu „niech spełnia się twoja wola", jako bunt przeciwko chrześcijańskiej Biblii traktującej, abyśmy spełniali wolę Boga.
          - Trudno winić dziecko – opowiadał Kotu, gdy był już z powrotem w obozie. - Rodzice go nie dyscyplinują, a telewizja go uczy, że to on ma dyscyplinować ich... W dodatku wmawia się i nam, że to my mamy uczyć się od dzieci, pff, co za "new age". Od tego dziecka nauczyłem się, że krzykiem wszystko się da osiągnąć, a idealne życie to takie spędzone na oglądaniu telewizji i obżeraniu się cukrem. Lepszych rzeczy nauczę się tylko od takich dzieci, które wcześniej były ich nauczone przez rodziców.


Miłego absurdu,
Błazen Podróżny