Jest
coś takiego jak „Mouse Trap Monday”. To program na YouTube, który regularnie
wystawia filmy o pułapkach na myszy. Dziwne? Być może. Jest jednak wielu ludzi
śledzących te filmy na bieżąco. Błazen jednak nie zalicza się do nich, więc dlaczego
w ogóle o tym pisać? Bo Kot czeka na nowe filmy z niecierpliwością, jako że
uwielbia doszkalać się w technikach zabijania gryzoni. Dla wielu fanów tych
filmów jest oczywistym, iż najlepsza pułapka to ta zbudowana na wzór pirackiej
deski, z której ludzie byli zmuszeni skakać do oceanu. Choć niektórzy twierdzą,
że tak naprawdę najlepszy jest śliski, ruchomy drążek umieszczony nad wiadrem
wody… W każdym razie wszyscy zgodnie potwierdzają, iż kot na myszy najlepszy
wcale nie jest. To właśnie dlatego Kot doszkala się tymi filmami…
- Kocie, co porabiasz? – zapytał Błazen zaglądając do
namiotu.
- Miau – uciszył go Kot.
- Ach, poniedziałkowa pułapka na myszy. To daj znać jak
już skończysz.
Kot w powadze skinął głową, z powiększonymi źrenicami
wpatrując się w ekran swojego kotofonu. Aż mu łapa drżała na widok myszy z
filmu…
Po niedługim czasie, gdy żądza krwi Kota została już
zaspokojona i nauczył się czegoś nowego o eksterminacji gryzoni, wyszedł z
namiotu, przeciągnął się, ziewnął i rzekł do Błazna:
- Miau.
- O, to w sam raz, bo już wygasiłem ognisko. Aby opuścić
to miasto wędrujemy dzisiaj przez las, więc naostrz pazury na drogę.
- Miau – posłuchał, od razu kierując się do najbliższego
drzewa, aby solidnie je obdrapać.
W tym czasie Błazen zwinął obóz w tobołek i zawiesił go
na patyku, który następnie przerzucił sobie przez ramię. Powoli zaczął iść, a
Kot dołączył do niego minutę później, z pazurami ostrymi jak żyletki.
- Miau miau miau miau miau? – zapytał.
- Wędrujemy tam, gdzie zawsze: przed siebie.
Wędrowali zatem, aż zgodnie z zapowiedzią Błazna dotarli
do lasu. Kot rozglądał się czujnie, mając nadzieję na znalezienie ofiary do
przetestowania nowo zdobytej wiedzy. Las wydawał mu się idealnym miejscem na
takie rzeczy. W trawie wypatrzył już odchody królika, ale królik to zwierzę za
duże, jak dla niego. Wysłuchał więc w liściach kilku ptaków, ale niekoniecznie miał
ochotę na wspinaczki pazurami świeżo naostrzonymi do zabijania. W końcu złapał
dziwny trop… Zapach zupełnie mu obcy. A może i coś kojarzył, ale nie mógł sobie
przypomnieć co takiego…
- Co tam niuchasz, Kocie? – zainteresował się Błazen.
- Miau miau… - odparł Kot tajemniczym głosem.
- Teraz powinniśmy raczej skupić się na znalezieniu
dobrego przystanku, jestem głodny.
- Miau miau miau miau miau – zapewnił go Kot.
- No nie wiem…
- Miau miau miau.
- No dobrze, to prowadź.
Zboczyli z wcześniej obranego kierunku i Kot poprowadził
Błazna w dziwne miejsce… Drewniana ściana z drzwiczkami, a ze środka wydobywał
się zapach czegoś jadalnego, jak twierdził Kot.
- Miau miau miau – poprosił Kot. – Miau miau miau miau
miau.
- Dobrze, tylko bądź ostrożny. – Błazen miał złe
przeczucia co do tego obiektu, ale nie miał serca wygaszać łowieckiego
nastroju, w jakim był dziś Kot.
Kot wszedł przez drzwiczki do środka i poszedł prosto za
zapachem jedzenia. Znalazł je, a gdy podszedł blisko, usłyszał wielki huk.
- MIAUUUUU!!! – krzyknął, z całą sierścią najeżoną, i
podskakując wysoko. W locie obrócił głowę i zobaczył, że drzwi za nim są
zamknięte, zatem od razu po wylądowaniu pobiegł przed siebie na drewnianą
ścianę, wspiął się po niej i wydostał z powrotem na zewnątrz. W stanie
zagrożenia zawałem serca dyszał głośno i nic nie powiedział, gdy podbiegł do
niego przerażony Błazen pytając czy nic mu nie jest.
- Kocie… Przykro mi to mówić, ale… - pokazywał palcem na
coś, co było za Kotem, a więc ten obrócił się i wówczas zrozumiał…
„Pułapka na dziki”, głosił wielki napis, który
przestrzegał również przed wchodzeniem do środka.
- Wpadłeś właśnie do pułapki na dziki, Kocie – śmiał się
głośno. - To by się leśnicy zdziwili na twój widok, gdybyś tam ugrzązł! – śmiał
się jeszcze głośniej. - Kot na myszy polował i wpadł w pułapkę! – śmiał się w
niebogłosy.
- Miau miau miau – dąsał się Kot.
- Nie martw się, nie martw – Błazen ocierał łzy śmiechu. –
Nawet najlepszym predatorom przytrafia się zostać ofiarą, tak już działa ta „duma”,
najstarszy grzech świata. To samo miał Lucek. I ma tak ciągle, i ciągle, każdego dnia...
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny