niedziela, 12 marca 2017

Rumuńska panda.

                Przyjęło się, że pogoda jest „piękna”, gdy przygrzewa słońce.
- Piękna pogoda – powiedział więc Błazen pamiętając o tej zasadzie, chociaż osobiście nosił w sercu żałobę po srogich zimach, jakich doświadczał w dzieciństwie.
- Tak, cudowna! Czuć wiosnę w powietrzu! – uśmiechnął się jego towarzysz i wziął głęboki wdech.
Towarzysz był fotografem i chodzili tego dnia po mieście szukając okazji na porobienie ciekawych zdjęć. Kot przyłączył się, bo chętnie pozuje, a Błazen po prostu lubi spacery. Szli więc, rozglądając się wokół…
Często po zimie wraz z przebiśniegami wyrastają żebracy. Nic więc dziwnego, że już po kilku minutach przechadzki zobaczyli na chodniku kobietę opatuloną chustami, klęczącą na kartce papieru przed plastikowym kubeczkiem.
„Pewnie nie chce pobrudzić kolan”, pomyślał sobie Błazen, gdy Towarzysz rzucał jej kilka monet.
- A Ty nie masz drobnych? – zapytał, gdy już odchodzili.
- Nie daję pieniędzy żebrakom – wyjaśnił Błazen.
- Miau! – krzyknął nagle Kot wskazując łapą na dwa drzewa splecione ze sobą w nietypowy sposób.
- Niezłe znalezisko! – ucieszył się Towarzysz i zaczął uwieczniać. Najpierw samo drzewo, a później drzewo ze wspinającym się na nie Kotem.
Następnie skręcili na schodki, aby dostać się do małego parku z fontanną. Po schodach szło wiele osób, jak na ruchliwą okolicę przystało. Był tam również mężczyzna, który blokując ruch przy barierce podstawiał ludziom pod nosy kapelusz z tekturką wyjaśniającą, że to „na piwo”.
- Przynajmniej szczery – zaśmiał się Błazen i minęli go obojętnie.
Fontanna w parku była nieczynna. Błazen pierwszy raz widział ją o tej porze roku. Wcześniej zawsze wydawała mu się wytworna, w otoczeniu zieleni i całych batalionów kwiatów… Ale dziś, brudna i bez wody, na tle szarych gałęzi drzew, którym wciąż było zbyt zimno na wypuszczenie liści, wyglądała nie tyle szkaradnie, co przygnębiająco. Towarzysz uznał jednak, że i to ma swój urok. Wyginał się więc i czołgał na oślep wokół niej przez kilka minut, aż zdobył kilka dobrych ujęć. Następnie Kot wkroczył do akcji pozując jako coś równie mrocznego.
- Nie mogę narzekać – uśmiechał się Towarzysz przeglądając zdjęcia w czasie oczekiwania na zielone światło dla pieszych. Zmierzali do zabytkowego budynku kilka ulic dalej. – Całkiem nieźle tutaj wyszedłeś, Kocie.
- Miau – potwierdził Kot bez udawania skromności.
Po przejściu przez ulicę szli prosto, aż po kilku minutach chodnik zwęził się na rzecz przydrożnego parkingu. Tam, przy samochodach, parkowała sobie również kobieta na nowoczesnym wózku inwalidzkim. Malutka, ale przy kości. Przygarbiona, nie patrzyła ludziom w oczy. Trzymała pudełko na darowizny i tekturkę z jakimś długim tekstem. Miała na sobie czapkę, szalik, rękawiczki i zimową kurtkę zapiętą na całej długości.
„Jest jakieś szesnaście stopni Celsjusza”, pomyślał sobie Błazen mijając kobietę. Po chwili zorientował się, że Towarzysz został w tyle, bo dawał jej banknot.
- Błaźnie! – dogonił go. – Taka osoba na pewno nie wyda tego na alkohol.
- Kto wie co z tym zrobi… - odparł Błazen od niechcenia.
- Widać po kimś, gdy jest pijakiem. Alkohol zmienia im twarz.
- Gdzie Kot? – ustał nagle Błazen w przerażeniu.
- Był tu przed chwilą…
Rozglądali się za Kotem, aż wypatrzyli go po drugiej stronie ulicy. Machał do nich stojąc przy korzeniach fikuśnego wieżowca. Zaśmiali się oboje i Towarzysz zaczął robić mu zdjęcia.
- Te przejeżdżające między nami samochody dają dodatkowe możliwości… - cieszył się.
Później Kot i Towarzysz szli przeciwległymi chodnikami. Kot pozował, Towarzysz fotografował. Szli z powrotem w kierunku przejścia dla pieszych, więc minęli znów kobietę na wózku. Oboje zauważyli, że w jej pudełku nie było już banknotu, tylko znowu same monety.
- Wiesz, to nawet mądrze – rzekł Towarzysz widząc podejrzliwość Błazna i więcej nie wracali do tego tematu. Kolejne zdjęcia przedstawiały Kota przechodzącego przez ulicę w tłumie ludzi.
- To było całkiem pomysłowe! – pochwalił Błazen.
- Miau! – potwierdził znów Kot bez skromności i wyruszyli z powrotem w kierunku zabytkowego budynku, który nadal był kilka ulic od nich. Ponownie mijali kobietę na wózku, tak nieruchomą, że pewnie gołębie miałyby odwagę na niej siadać, gdyby nie duży ruch na chodniku.
Kiedy dotarli do celu zawiedli się trochę, bo na budynku umieszczono billboard z półnagą panią, reklamujący jakiś kosmetyk.
- To zupełnie bez smaku – skrzywił się Towarzysz.
- Hm… Ale możesz sfotografować to ze smakiem. Niech to zdjęcie wyśmiewa modę szpecenia budynków billboardami.
- Miau! – doznał olśnienia Kot po usłyszeniu propozycji Błazna. Szybko wyciągnął kilka ulotek z pobliskiego kosza na śmieci, przyozdobił się nimi cały i ustał pod budynkiem.
- To genialne! – ucieszył się Towarzysz rozpoczynając pstrykanie zdjęć. – Naprawdę bardzo mi dziś pomagacie! – starał się nie trząść aparatem ze śmiechu.
Po tej sesji postanowili zrobić przerwę na herbatę. Dobra herbaciarnia znajdowała się akurat w kierunku, z którego przyszli, w okolicy kobiety na wózku. Minęli ją więc czwarty raz, a w jej pudełku zdawało się być jeszcze mniej pieniędzy. Później pijąc herbatę widzieli ją przez okno.
- Więc dlaczego nie dajesz pieniędzy żebrakom? – zapytał Towarzysz.
- Wiesz… Jest wiele powodów. Niektórzy z nich są dosłownie zatrudnieni do żebrania, mają swoich „alfonsów”.
- Eee, nie wierzę w takie rzeczy.
- Dla innych to styl życia. Tak opanowali sztukę żebrania, że w połączeniu z zasiłkami mają więcej, niż płaca minimalna.
- Takie rzeczy to nie w Polsce…
- Oj, jak nie! Zarobek na „rumuńską pandę”, jak to kiedyś wymyślili w kabarecie Limo - śmiał się Błazen.
- Myślę, że…
- Miau! – przerwał im Kot.
- Że jak?! – oboje spojrzeli przez okno na kobietę na wózku. Nie była już na wózku. Wstawiała wózek do stojącego obok samochodu. Później ze swoją tekturką, która okazała się mieć tablet przymocowany po drugiej stronie (co wyjaśniało wytrwałość jej nieruchomego przygarbienia), poszła do drzwi kierowcy, wsiadła i odjechała.
Wszyscy w milczeniu jak jeden mąż siorbnęli herbatkę.
- Pan daaa! – krzyknął nagle Błazen i zaczęli się śmiać. – W sumie to nawet wyglądała jak panda, taka najedzona i nieruchoma.


Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.