niedziela, 26 listopada 2017

Współczesne normy-snormy zawodowe.

                Jak wygląda praca? Najłatwiej zobrazować ją kopaniem dołu w ziemi. Prace budowlane przy użyciu podstawowych narzędzi typu łopata są zdecydowanie najbardziej przekonującym obrazem wykonywania faktycznej pracy. Kolejnym takim obrazem mogłaby być praca w polu, również przy użyciu prostych narzędzi. A więc budowlaniec z łopatą i rolnik z motyką to dobre ilustracje człowieka pracującego. Zwłaszcza pracującego ciężko. Dlatego też…
- Ja tu w ogóle nic nie robię, co za strata czasu – narzekał Błazen w nowej pracy.
- No jak to? Przecież robimy tyle różnych rzeczy, i cały czas jesteśmy czujni czy nie ma nowych klientów – zdziwił się współpracownik.
Błazen stał więc dalej, wypatrując klienta. Przestawiał rzeczy na półeczkach, liczył je, zapisywał co wyliczył, przetarł z nich kurz, później znów wypatrywał klientów, a później wypatrywał co by tu jeszcze porobić…
- Nie jesteś zmęczony? Zrób sobie przerwę – zachęcali go co chwilę współpracownicy.
- Zmęczony czym? Nic się nie dzieje, nic nie robię.
- No jak to? – dziwili się. - Przecież tyle zrobiłeś.
- Nie, ja tylko zabijam czas – wyjaśniał w kółko.
Później robił dalej to samo, co jakiś czas obsługując jakiegoś klienta, aż w końcu przyszedł kierownik i zmusił go do pójścia na przerwę. Na przerwie więc siedział sobie Błazen na zapleczu i pił wodę, czytając książeczkę z poczuciem dalszego marnowania czasu.
Było już późno, gdy wrócił do obozu. Zbyt późno, aby móc zrobić coś pożytecznego, bo rano musiał wstać znów do pracy. Upichcił coś zatem, zjadł to, wykąpał się i poszedł spać.
Stojąc bezczynnie kolejny dzień postanowił sobie, że rzuci tę robotę. I tak też zrobił.
- Nareszcie mogę porobić coś konstruktywnego! – radował się wielce, gdy stał się bezrobotnym.
- Miau miau? – zapytał Kot.
- Jak na przykłaaaaad… - zaciął się, nie znając odpowiedzi. – Hm… - zrozumiał, że nie wie. – Dobre pytanie – przyznał. – Chyba po prostu znajdę inną pracę – stwierdził.
                Na początek postanowił poobserwować pracę Kolegi. Szukali tam pracownika, a praca zdawała się wymagająca.
- Dobrze, to rozgość się – Kolega podsunął mu krzesełko obok swojego. - Możesz zrobić herbatę, zjeść coś… no i porobić notatki jak coś uznasz za potrzebne, bo będę ci tłumaczyć jak wygląda taka praca.
- Przejdźmy od razu do ostatniego punktu – poprosił Błazen podekscytowany.
Usiedli przy biurku, włączyli komputer, telefon, ułożyli stertę papierków przy monitorze i rozpoczęło się oczekiwanie na dźwięk dzwonka. W telefonie. A więc wpatrywali się w niego chwilę. I jeszcze kolejną. I następną. W końcu Kolega postanowił wyjaśnić Błaznowi jak obsługuje się ichniejszy komputer. Więc wyjaśnił. I dalej nic. To porobili zapiski w papierkach. Całkiem sporo. I dalej nic. Więc wypili herbatę, bo zimno się zrobiło od bezczynności. Aż nagle zadzwonił telefon. Kolega odebrał, ale okazało się głucho. Odłożył słuchawkę i oboje westchnęli. Następnie kontynuowali naukę obsługi komputera i powypełniali coś jeszcze w papierkach. Po kilku godzinach telefon znów zadzwonił. Błazen miał już instrukcje co robić, więc to on odebrał. Był miły i profesjonalny na ile to możliwe, ale na wiele możliwym to nie było, gdyż…
- Co drugie słowo rozumiałem, ale nawet to było dziwnie niewyraźne – poskarżył się.
- Bo widzisz, to taki jest właśnie trik – odparł Kolega szczęśliwy, że może znów coś wytłumaczyć. - I jak ci oni mówią nazwiska to dlatego proś też o telefon. Bo nazwiska nie zrozumiesz, a numer telefonu już łatwiej.
- A nie można wymienić telefonu? Po co takie utrudnienie?
Kolega wzruszył ramionami.
                To była ostatnia szansa. Błazen, rzecz jasna, nie podjął się kolejnej bezczynnej pracy. Zamiast tego znalazł sobie pracę fizyczną. Uznał, że w takiej pracy trudno o nudę… i miał rację.
- Tu ma pan zdjęcia, tu ramki, tu szkiełka – objaśniała szefowa. -  Proszę składać, zawijać w to, wkładać tu, później zaklejać i przenosić tam. Jak tego zabraknie to jest tam, a jak tego to jest tutaj. Jak pan sobie zorganizuje pracę to już od pana zależy, byle było gotowe na czas, bo inaczej musi pan zostać po godzinach i nie jest to płatne.
- Aha, dobrze, dziękuję.
No i konfekcjonował zdjęcia. Okazało się jednak, że wiele z nich nie pasuje wymiarem. Szkiełka też. A niektóre były lekko uszkodzone. Dużo rzeczy musiał zatem wyrzucać, i z trwogą patrzył jak rośnie góra rzekomych „śmieci”. (Użytecznych rzeczy nie mieszczących się w kryteriach odgórnie określonych norm.)
„Szkoda, że nie mogę zabrać tego wszystkiego do siebie, albo komuś oddać”, myślał wzdychając.
- Miau miau miau? – zapytał Kot wieczorem, gdy Błazen wrócił do obozu.
- E, wiesz, za mało tam kreatywności. Mam wszystko robić według zatwierdzonego schematu, bez względu na sytuację - opowiadał popijając zupkę błyskawiczną, bo nie miał już czasu ugotować własnej. -  Chyba potrzebuję czegoś bardziej twórczego do roboty…
                I tak Błazen podjął się następnej pracy, tym razem o charakterze może i znów biurkowym, ale jednak bardziej dynamicznym, gdyż miał wolność działania i liczne, różnorodne problemy do rozwiązywania. Tworzył teksty reklamowe z ilustracjami.
Pierwszą godzinę siedział w bezruchu, dogłębnie przemyślając co i jak napisać, aby się sprawdziło. Drugą godzinę pisał pierwszy zarys, a kolejne godziny spędzał na edycji gotowego szkicu tak, aby stał się pełnym produktem.
„Podoba mi się ta praca”, pomyślał sobie wieczorem, mając mózg nadal na pełnych obrotach od całego tego myślenia. Wrócił tam więc i dnia następnego, i znowu pierwszą godzinę rozmyślał nad zakurzoną klawiaturą, aż…
- Pracuj – upomniała go szefowa.
- Hę? Słucham? – Błazen akurat był głęboko w przemyśleniach odnośnie tego co ma napisać, więc nie dosłyszał komentarza.
- Powiedziałam „pracuj”. Nie siedź tak, pracuj.
- Ależ ja przecież tak dużo robię teraz, już prawie cały plan mam ułożony w głowie!
- To nie w głowie ma być ułożone, tylko tu w komputerze, i wysłane mi mejlem do zatwierdzenia.
- Ależ co ja tam wpiszę, jeśli najpierw tego nie obmyślę? – Błazen był co najmniej zaskoczony.
- No to obmyśl, ale nie pół dnia, bez przesady.
                No i Błazen znów wrócił do obozu, bo zapadła noc. Przed wieczorem jeszcze powiedział Kotu:
- Wiesz co? Nieuczciwie było z mojej strony narzekać na te wszystkie prace. To jest normalne, takie czasy. Albo robisz dużo nieznaczących rzeczy i męczy cię nuda, albo wiele rzeczy monotonnych i męczy cię rutyna, albo ogrom rzeczy nielogicznych i męczy cię głupota, albo intensywne rzeczy niewidziane gołym okiem i męczy cię szef… Grunt to mieć pieniądze na chleb, aby nie mieć czasu piec go samemu.  


Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.