niedziela, 25 czerwca 2017

Solo na wesele!

                Mimo, iż przeważająca liczba polskich Chrześcijan deklaruje się niepraktykującymi, nadal mało kto nie świętuje Bożego Narodzenia, Wielkanocy, chrztu, zaślubin... I o tym ostatnim myślał Błazen od miesiąca, ponieważ jego kuzyn zaprosił go na swój ślub kościelny, wesele i poprawiny. Ciocia od razu zapytała Błazna, czy ma dziewczynę. Nie rozumiał dlaczego nagle się tym interesuje, aż wyjaśniła, że musi mieć informację czy rezerwować miejsce dla "osoby towarzyszącej". Błazen nie wiedział co o tym myśleć.
- Kocie, niedługo muszę zgłosić czy idę z osobą towarzyszącą, żeby mogli potwierdzić rezerwację.
- Miau miau miau?
- Że co? Ogłoszenie w Internecie? Ktoś tak robi? - Błazen niedowierzał.
- Miau.
- Bez przesady...
- Miau miau?
- Bo to głupie, obcą osobę, na siłę, byle z kimś iść. Poza tym, przecież nawet wśród znajomych chętne się znajdą, ale nie chcę byle kogo całej rodzinie przedstawiać.
- Miau miau?
- Jak powiem, że to tylko koleżanka to będą patrzeć współczująco, jak gdyby to było z mojej strony desperackie uniknięcie przyjścia bez towarzystwa.
- Miau miau?
- Nie zamierzam kłamać, nawet nie widzę powodu.
- Miau miau miau?
- Hm...
Błazen chwilę myślał. Spojrzał na zaproszenie, pomyślał o kilku znajomych, wyobraził sobie wesele... Kot patrzył na zmieniające się napięcia mięśni na jego twarzy próbując odgadnąć do czego to zmierza.
- Pójdę sam - odparł w końcu pewnym głosem.
- Miau? - zdziwił się Kot.
- Nie rozumiem dlaczego miałby to być taki problem.
- Miau miau...
- Jaki tam wstyd? Żaden wstyd, normalna sytuacja.
- Miau miau?
- Nie będę w ten sposób ani desperatem, ani oszustem - wzruszył ramionami.
- Miau miau miau? - skrzywił się Kot.
- Smutnym samotnikiem też być nie muszę. Wszystko zależy ode mnie. Jak usiądę cicho na uboczu to tak, przykro. Ale z towarzyszem też można się tak odciąć od ludzi i moim zdaniem jest to równie przykre, jeśli nie bardziej.
- Miau miau?
- Wystarczy, że będę dobrze się bawić, wtedy tylko idiocie byłoby mnie żal.
- Miau miau miau?
- Eeee... Kiedyś, pamiętam, dużo osób chodziło samotnie i jakoś nikt nie narzekał na brak partnerów do tańca. Poza tym, to chyba nudne być przyklejonym do jednego człowieka całą zabawę... Zwłaszcza do takiego przyprowadzonego z poczucia "obowiązku"... To jest wesele, a nie randka. Mamy się wszyscy weselić, a nie z kimś gruchać.
- Miau miau miau...
- Nooo pytali czy z kimś idę, a nie kazali z kimś iść. Nie chcę czuć presji z powodu prostego pytania.
- Miau...
- Jaka tam odwaga. Po prostu normalność.
- Miau...?
- Tak, normalność. Dziwnie musieć mieć na nią odwagę. To te nowe zwyczaje są jakieś nienormalne. Każdy powyżej czternastego roku życia czuje się głupio, gdy idzie sam... Co za absurd. To nie konkurs zakochanych, tylko świętowanie czyichś zaślubin.
- Miau... - Kot pokręcił oczami lekceważąco.
- To jeszcze zobaczymy - Błazen przyjął wyzwanie.

                Na wesele odstawił się tak, jak tylko dał radę, bo ostatnio jest zbyt zajęty, aby móc poświęcać dużo czasu na rzeczy, które nie są dla niego bardzo ważne. Mimo to już w kościele przykuł wiele spojrzeń. "To pewnie ta moja elegancka czapka z platynowymi dzwonkami", myślał
Po ceremonii zajechali na salę bankietową i rozpoczęła się impreza. Posadzono go przy stoliku z najbliższymi, przy czym jedna kuzynka również przyszła sama. Podobno jej chłopak nie mógł wziąć wolnego w pracy. Siedziała więc zawstydzona, a ludzie jej współczuli. Błazen postanowił z nią potańczyć. Początkowo ludzie patrzyli jak gdyby widzieli w tym dwoje wyrzutków naturalnie do siebie lgnących. Tańczyli jednak zbyt radośnie, aby długo sprawiać takie wrażenie. Jednocześnie byli ogromnym wsparciem dla tych, którzy pragnęli przełamać pierwsze lody. Dzięki temu początkowo sztywna atmosfera szybko się rozluźniła.
- To teraz z Tobą zatańczę! - ciągnęła Kuzynka następnego krewnego.
- A ja z Tobą! - Błazen szedł w jej ślady zaciągając do zabawy inną kuzynkę.
Tańczyli z kuzynami, ich partnerami, wujkami, ciociami, dziadkami, rodzicami, dzieciakami... Kuzynka nawet złapała welon na odczepinach. 
Było po czwartej nad ranem, gdy Błazen poszedł przespać się przed poprawinami, jako jeden z ostatnich obecnych. A samotnieprzybyła kuzynka tańczyła do samego końca. Wytrwale wyciągała ostatnich niedobitków, a na koniec nawet tańczyła sama - z tak samo szczerym zapałem.
- Wszyscy chwalili jakie mam fajne dzieci - opowiadała Błaznowi ucieszona Mama, gdy wychodzili.
- Aaaa, no jasne, bez nas ta impreza byłaby nudna, haha. My i kuzyństwo bawiliśmy się wybornie. Za szybko to wszystko minęło!
Rzeczywiście, Błaznowi zabawa minęła jakby w pięć minut. Pomyślał nawet, że może wesela jednak nie są takie złe. Wcześniej ich nie cierpiał i próbował wykręcić się z przyjścia na to. Teraz cieszył się, że jednak mu nie wyszło.

                Następnego dnia, na poprawinach, Kuzynka kontynuowała obtańcowywanie każdego, a Błazen nie miał już tylu sił, więc skupił się na mniej energicznych formach spędzania czasu - przy stole.
- I jak, Kocie? Wesela są dla par? - zapytał triumfalnie, siedząc z kawą i patrząc jak Kuzynka utrzymuje gości w weselnym nastroju.
- Miau miau...
- Uparciuch. A ty cały czas jesteś jak jakiś cień z tą Kotką. Nie zauważyłeś?
- Miaaau... - machnął łapą.
- Tak się zamknęliście i rzadko ktoś może do was dotrzeć. O, wraca z toalety.
- Miau. - Kot wstał od stołu i wrócił do Kotki, aby znów gdzieś zniknąć.
- E! - krzyknął Błazen na widok przechodzącej siostry. - Z każdym tańczysz, tylko nie ze mną? Haha!
- Aaa, no to chodź! - zaprosiła siostra i ruszyli na parkiet się wygłupiać. A na ich widok nie jedna twarz szczerze się uśmiechała. 


Miłego absurdu,
Błazen Podróżny

niedziela, 18 czerwca 2017

Serce do wypielenia.

                Wielu rzeczy spodziewamy się po ulicach, którymi kroczymy, ale od czasu do czasu i tak czymś nas zaskakują.
- Kocie? – zagadał Błazen. - A wiedziałeś, że te wszystkie białe plamy na chodnikach to wdeptane gumy?
- Miau? – niedowierzał Kot.
- Tak, syfiarze wyrzucali gumy, a później były deptane przez przechodniów tak długo, aż stały się częścią chodnika. Niczym owady w bursztynach. Tylko mniej imponujące.
Szli ze spojrzeniami skierowanymi pod nogi, podziwiając to dziwaczne dzieło sztuki, aż w polu widzenia zaczął pojawiać się brudny, leżący człowiek.
- A to jest bezdomny, również część chodnika, ale już nie tak nieodłączna – wyjaśnił Błazen. 
- Miau... 
- Błaźnie? To ty? – dało się słyszeć gdzieś spod warstw brudu na bezdomnym.
- Hę? – Błazen ustał, zdziwiony, i próbował przypomnieć sobie skąd zna ten głos. W tym czasie bezdomny podniósł się na równe nogi i zaczął przypominać istotę ludzką. Patrzyli na siebie przez chwilę…
- Babcia?! – przestraszył się Błazen.
- Co? Weź nie żartuj – skrzywił się Bezdomny.
- Ach, wybacz, to ten zapach… Czekaj… Skądś znam ten grymas… - przez chwilę przyglądał się skrzywionej twarzy bezdomnego, aż w końcu go rozpoznał. – Maciej!
- We własnej osobie! – Maciej otrząsnął z siebie nieco brudu, aby wyglądać bardziej rozpoznawalnie.
- To niewiarygodne… Jesteś bezdomny?
- Nieee, po prostu dawno nie byłem w domu. Jakieś… dwa lata... czy coś… W sumie to nie wiem.
- Hm… Brzmi jak bezdomność.
- Ale mam dom.
- No dobrze. Więc co się stało? Dlaczego nie wracasz do domu?
- No wiesz… - zaśmiał się Maciej i machnął ręką.
- No właśnie nie, nie wiem, minęło wiele lat odkąd ostatnio rozmawialiśmy. Chcesz może pójść gdzieś na herbatę? Mamle do nadrobienia...
- Raczej nie wpuszczą mnie do kawiarni.
- Nieopodal jest taka ze stolikami na zewnątrz, tam nikomu nie powinieneś przeszkadzać.
                Mając już przed sobą dzbanuszek herbaty, wszyscy troje siorbali ją w milczeniu. Każdy z własnej filiżanki, rzecz jasna. Nawet Maciej. Obsługa była dla niego równie miła, co dla Błazna i Kota.
- Miau miau miau? – zagadał Kot po dłuższej chwili ciszy.
- A, tak… - westchnął Maciej. – Znam Błazna prawie tak długo, jak ty. Pamiętam cię, lubiłem żartować Błaznowi, że pożrą cię pająki i węże.
- Miau miau? – zdziwił się Kot.
- To typowe żarty Macieja – zaśmiał się Błazen. – No więc Macieju, dlaczego nie wracasz do domu?
- Ech, no dobrze… Fundujesz herbatę, to chociaż opowieścią mogę ci się odpłacić… - westchnął Maciej głęboko, po czym odstawił filiżankę. – No więc może pamiętasz Ewę?
- Ewa, tak, pamiętam, złamała ci serce.
- Och, nie tylko serce… Ta kobieta złamała mojego ducha.
- Więc zostałeś bezdomnym, bo kobieta cię rzuciła?
- Gdy tak to ująłeś to brzmi głupio, ale… Przecież wiesz, że chciałem jej się oświadczyć.Miałem gotowy pierścionek.
- No wiem. I to już?
- Nie… Jej odejście wepchnęło mnie w bardzo mroczne miejsce… Miałem ogrom myśli i żadnej perspektywy na przyszłość… Nie mogłem sobie z tym poradzić…
- Wspominałeś kiedyś, że pójdziesz na terapię. Nie poszedłeś?
- Nie poszedłem.
- Więc co robiłeś?
- Moja mama chorowała i dostała takie silne tabletki, ale dobrze się czuła i ich nie brała…
- Więc…?
- Wziąłem sobie jedną, pewnego razu.
- Hm… Po co?
- Tak wiesz, z ciekawości poczytałem co to jest i było napisane, że uspokaja i relaksuje. No to wziąłem. Uspokoiło i zrelaksowało.
- Aha… I co później?
- Później brałem kolejne.
Błazen i Kot spojrzeli na siebie zmartwieni, a później znów na Macieja.
- I uzależniłeś się?
- Eee, mogłem przestać gdybym chciał, ale nie chciałem…
- Czyli się uzależniłeś.
- Nie, po prostu nie chciałem przestać ich brać.
- A teraz coś bierzesz?
- No wieeesz, to i tamto…
- Czyli nadal jesteś uzależniony?
- Nie, nadal nie chcę przestać tego brać.
- Dlaczego?
- Wiesz co? Przez ciebie znowu gorzej się czuję! Może właśnie dlatego nie chcę przestać tego brać! Zawsze ktoś się napanoszy albo coś się wydarzy, i znów pamiętam o Ewie!!!
- Nadal tak to przeżywasz…?
- Tak! Mówiłem! Złamała mojego ducha!
- Może gdybyś nie odurzał się ciągle i pozwolił sobie to przemyśleć i z kimś omówić…
- Nie! Chcę po prostu zapomnieć!
- Macieju… Nigdy nie pomyślałeś o długoterminowych skutkach takiej ucieczki? Spójrz tylko, minęło wiele lat, a ty włóczysz się ulicami w stanie odurzenia. Tego chciałeś od życia?
Maciej rozpłakał się i zaczął grzebać w kieszeni.
- Nie tego… Ja chciałem Ewy… - szlochał.
- Szukasz kolejnych tabletek? Nie lepiej szukać prawdziwej pomocy? Nadal masz szansę…
- Po co. Wezmę tabletkę i będzie lepiej.
- Nie będzie lepiej, po prostu chwilowo nie będzie ci to przeszkadzać.
Maciej zaczął płakać jeszcze mocniej.
- Wiesz, tu nie chodzi tylko o Ewę… Ja tak ogólnie nie widziałem nigdy siebie w jakiejś przyszłości… Długoterminowe skutki…? Nic dla mnie je jest długoterminowe… Zawsze płynąłem w teraźniejszości bez celu… Może to dlatego mnie zostawiła, kto by wytrzymał z takim człowieczym wrakiem… Jasne, żałuję… Ale teraz jest już za późno…
- Nie jest za późno, możesz wrócić do domu i otrzymać pomoc.
- Wolę tabletki – ocierał łzy brudnym rękawem.
- Czy twoja rodzina wie gdzie jesteś?
- Już ich nie obchodzę… Nikogo nie obchodzę… Prędzej czy później wszyscy ze mnie rezygnują…
- Macieju… Ty byłeś pierwszym, który z siebie zrezygnował. Trudno wyłowić kogoś, kto chce utonąć.
- Nic mi nie będzie, całkiem nieźle sobie radzę. Zdobywam leki, a później mam miesiąc błogiego raju…
- Jesteś pełen sprzeczności… - wyznał Błazen ze zrezygnowaniem.
- Tak już mam – wzruszył ramionami i popił tabletkę herbatą. – Zaraz będę mniej nieznośny.
Po około trzydziestu minutach mdłej rozmowy o niczym ważnym, Maciej rzeczywiście zaczął się zmieniać. Jego źrenice były coraz bardziej rozszerzone, a intelekt coraz bardziej obniżony…
- Miła pogoda, zdrzemnąłbym się w parku… - powiedział powoli, a jego lewe oko dziwnie zamrugało. Filiżanka w jego dłoni lekko drżała. Maciej stawał się odmaciejony. – Idziesz ze mną?
- Nie jestem śpiący – odpowiedział Błazen.
- A ty, Kocie?
- Miau miau.
- Więc tu chyba koń… czy się nasze spot… kanko. – Dziwne przerwy w jego wypowiedzi nie wróżyły nic dobrego.
- Na pewno nic ci nie będzie? – zapytał Błazen zatroskany. – Poczekaj tu, zapłacę i odprowadzę cię do parku.
- Mi niiiigdy niiic nie byyyło… Ale jak chceszszszsz…
Kiedy Błazen płacił za herbatę, Maciej wstał od stolika, wyszedł na ulicę i potrącił go samochód. 
. . . 
- Ewa? – otworzył oczy.
- Tu mama, nic nie mów. Wszystko będzie dobrze.
                Błazen nie wiedział, czy dobrze postąpił informując jego rodzinę, ale sumienie się nie odzywało.
- Kocie… Czy Ewa była tylko wymówką? – zapytał w drodze wyjściowej ze szpitala.
- Miau.
- Też tak myślę… Byle uciec... Kręgosłup ma słaby. Bo serce to po prostu chwastami zarosło...


Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny

niedziela, 11 czerwca 2017

Bezsenność? Złote rady...

                Jedni ludzie piją kawę… a innym kawa płynie w żyłach. Którym typem jest Błazen Podróżny?
- Oj, już chcesz odpocząć? No weź, Kocie… - marudził Błazen, gdy Kot zbuntował się i bez uprzedzenia zaczął rozstawiać namiot, bo wcześniejsze prośby do Błazna nie docierały.
- Miau miau miau miau miau – powiedział stanowczo.
- Ty ciągle się męczysz i byś tylko spał. Szkoda życia!
- Miua miau miau.
- Kot czy nie kot, przydałoby ci się więcej ruchu. Potańczmy!
- Miau miau miau miau?
- Nie piłem kawy, po prostu mam dużo energii. To ty tu rozbij obóz i idź spać, a ja jeszcze pozwiedzam.
Tak też zrobili. Była jednak północ. Albo kilka minut po. Albo przed. Zależy od zegarka. Niewiele więc Błazen miał już do zwiedzania. Wędrował pustą uliczką, aż wypatrzył otwarty bar. Nie chadza zwykle do barów, ale ze środka wydobywał się jazz… Wszedł więc, zaintrygowany. Okazało się, że to tylko z głośników. „Ale zawsze coś”, pomyślał. Rozejrzał się wokół. Miejsca było sporo, ale osób niewiele. Ktoś grał w bilard, ktoś siedział przy stolikach tu i tam, ktoś przy barze, za barem barman coś produkował… Błazen podszedł do baru i usiadł na wysokim krzesełku.
- Co panu podać – rzekł Barman bez znaku zapytania.
- Hm… Jest coś bez alkoholu? – zapytał Błazen, a na to pytanie tu i ówdzie zabrzmiały śmiechy.
- Bez alkoholu? – zdziwił się Barman. - Przychodzi pan w nocy do baru po ciepłe mleczko? Nie może pan zasnąć? – szydził w dziwnie sympatyczny sposób.
- Prawda, rzadko sypiam w nocy, ale ciepłe mleko nie pomaga – wyznał Błazen poważnym tonem.
- Mi babcia dawała zimne – wtrącił Facet siedzący dwa krzesełka dalej.
- A może z miodem? – zasugerował Motocyklista ze stolika nieopodal.
- Nic nie wiecie – zagrzmiała umięśniona Kelnerka wychodząc zza drzwi „tylko dla personelu”. – Trzeba parzyć zioła. Melisa, chmiel…
- Chmiel? Niech napije się piwa – wzruszył ramionami Barman.
- Nie piję – podkreślił Błazen, ale nikt nie słuchał.
- A myślisz, że dlaczego po piwskach się śpi? – zapytała retorycznie Kelnerka.
- Może jakieś ćwiczenia oddechowe? – zasugerował Facet. - Podobno jak weźmie się osiem wdechów… A może pięć… A później…
- Oj, bredzisz – wtrącił Motocyklista. – Najlepiej jest napodnosić się dużo ciężarów, spocić się, wymęczyć i padasz jak mucha.
- Trzeba odstawić kawę – dodała Kelnerka.
- Bardzo rzadko po nią sięgam – odparł Błazen.
- Licz barany! – krzyknął Odległy Głos ze śmiechem.
- Sam jesteś baran! – odkrzyknął mu Odleglejszy Głos.
- Wizualizuj coś przyjemnego – rzekł Facet.
- Byle nie nazbyt przyjemnego – śmiał się Motocyklista ściskając dłońmi powietrze, gdzie wyimaginował sobie kobietę.
- Kąpiele relaksacyjne – rzuciła Kelnerka.
- Tylko nie nazbyt relaksacyjne – śmiał się nadal Motocyklista, znowu coś gestykulując.
- Ty to już chyba dość na dziś wypiłeś! – rozdrażniła się Kelnerka.
- Pomóż mi to wypocić – rechotał Motocyklista.
- Faktycznie trzeba ci pomagać, takie masz chude rąsie… - poszła do Motocyklisty i zaczęła wymuszać na nim wyjście z lokalu.
- Oni zawsze to samo – burknął Barman, na co Błazen pokiwał tylko głową.
- A jogę próbowałeś? – Facet wrócił do tematu. - To babskie, ale ponoć reguluje te… procesy… jakieś…  Albo medytacja. Ja się nie znam, słyszałem tak tylko.
- Trzeba odstawić elektronikę. Żadne telewizory, telefony, komputery, radia… - wymieniał Barman.
- Mikrofalówki, lodówki, lokówki! – krzyknął śmiejący się Odległy Głos.
- O tym ostatnim wiesz najwięcej! – odkrzyknął mu Odleglejszy Głos.
- Tabletki z melatoniną – powiedziała Kelnerka wracając do baru. Motocyklisty już nie było.
- Może ogólnie trzeba jakieś tabletki na sen, od psychiatry – zaproponował Barman.
- To brud – zgasiła go Kelnerka.- Jak już, to ziołowe niech bierze.
- To może ja poproszę sok pomarańczowy – rzekł Błazen odkładając na bok menu, które zdążył obejrzeć już całe.
- Się robi – Barman od razu przeszedł do akcji.
- A może zamiast szlajać się po barach w nocy, położyłbyś się w łóżku i zamknął oczy? – skrzywiła się Kelnerka. - Chyba tak powinno się zasypiać. Inaczej wymyślone są te bezsenności.
- Bardzo dziękuję za cenne rady, ale żyję z tym odkąd pamiętam. – Błazen brzmiał tak uprzejmie, jak tylko potrafił.
- Więc przez całe życie nic z tym nie robisz? – Kelnerka uniosła brew. – To zastanawiające.
Barman podał Błaznowi sok. Błazen zrobił duży łyk, odstawił szklankę i rzekł:
- Mnie bardziej zastanawia… Czy wy naprawdę myślicie, że ja przez tyle lat jeszcze nigdy nie spróbowałem żadnego z tych rozwiązań? 


Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny 

niedziela, 4 czerwca 2017

Nie marnuj talentu!!!

                Usiadł sobie Błazen Podróżny przy stole wśród znajomych. Gospodarz podał posiłek i wszyscy zaczęli jeść. Specjalnie na tę okazję Błazen zdjął błazeńską czapkę, bo ponoć w czapce się nie je.
- Wyśmienite! – zachwalali wszyscy.
- Dziękuję, dziękuję – śmiał się Gospodarz.
- Powinieneś mieć własną restaurację! – zasugerował Ktoś.
- Eee, nie mam czasu na takie rzeczy.
- Na pewno znajdziesz trochę czasu jak zechcesz – naciskał Ktoś.
- No tak, ale nie będę go wtedy mieć na inne rzeczy.
- Ale chyba warto? Bo szkoda taki talent marnować.
- Przecież się nie marnuje, spójrz na ten pełen stół – wtrącił Błazen.
- No taaaaak, ale to tylko domowe zacisze i nikt inny nigdy się o tym nie dowie…
Po posiłku podano deser przygotowany przez obecną tu Prawniczkę. Był to lodowy tort z owocami, które sama wyhodowała.
- Naprawdę sama to zrobiłaś? Niesamowite! – zachwycali się wszyscy.
- Powinnaś koniecznie prowadzić interes cukierniczy! – zasugerował znowu Ktoś i rozmowa przebiegła bardzo podobnie do poprzedniej.
Po deserze jeden z gości, Sklepikarz, wyciągnął z futerału swoją gitarę klasyczną i zaczął grać. Wszyscy słuchali jak w transie, bo Sklepikarz niemalże urodził się z gitarą w rękach i grał przecudnie.
Po ostatniej piosence wszyscy klaskali zachwyceni, a Ktoś powiedział:
- Nie marnuj swojego talentu!
- Haha, dziękuję… - Sklepikarz chował już gitarę z powrotem do futerału.
- Ale naprawdę! To byłaby ogromna strata! Koniecznie musisz coś zrobić z tym wielkim talentem!
- Gitara nie wygląda mi na zakurzoną, i zagrał nam dziś na niej. Jak widać talent marnowany nie jest – zauważył Błazen.
- No taaaaak, ale to tylko domowe zacisze… - Ktoś powtórzył mniej więcej to samo, co przy poprzednich rozmowach.
- Wielkie sceny do szczęścia potrzebne mi nie są, a sklep sam się nie poprowadzi – skwitował Sklepikarz i więcej tego tematu nie poruszono.
Luźne tematy dalszych rozmów po jakimś czasie przeszły na dom Gospodarza.
- Przepiękny wystrój – chwalili wszyscy.
- Dziękuję, dziękuję, Żona jest dekoratorką wnętrz, sama to wszystko zaprojektowała.
- Ojej, cudownie – fascynowali się rozglądając wokół.
- A do tego namalowała te obrazy na ścianach – dodał Gospodarz.
- Naprawdę? Co za talent! Nie marnuj go! – wykrzyknął zachwycony Ktoś, ale tym razem nie drążono już tego tematu. Zamiast tego wszyscy wyszli do ogrodu pograć w mini golfa.
Zabawa była przednia, a wśród graczy wyróżniał się Kot, zawsze wbijający piłkę do dołka jednym uderzeniem.
- Kocie, nie myślałeś nigdy o zostaniu zawodowym golfistą? – zapytał Ktoś.
- Miau miau – zaśmiał się Kot nie traktując tego pytania poważnie.
- Ale naprawdę, Kocie, masz ogromny talent.
- Miau miau miau – wyjaśnił Kot.
- No tak, łatwo nie będzie, ale na pewno warto poświęcić temu trochę czasu.
- Miau – skwitował Kot.
- No jak wolisz… - Ktoś wzruszył ramionami.
- Ktosiu, masz naturalny talent do irytowania ludzi, koniecznie zostań politykiem – zaśmiał się Gospodarz, a z nim pozostali.
- Szkoda marnować taki talent – dodał Sklepikarz.
- Porzuć wszystkie inne zainteresowania, a na pewno znajdziesz czas – przyłączyła się Prawniczka.
- Miau miau – skomentował i Kot.
- Ale dlaczego je porzucać? Zmarnują się talenty do nich! – zauważył Błazen.
- Też prawda – pokiwali wszyscy głowami.
- Oj, dajcie spokój – machnął ręką zawstydzony Ktoś.
- Ja mam też talent do malowania ścian – Oznajmił Sklepikarz. - Idzie mi to niespotykanie sprawnie, nawet najohydniejsze ściany dobrze pomaluję!
- Ja mam talent do pumeksowania stóp – dodał roześmiany Gospodarz. - Może powinienem na boku zdobywać uprawnienia do wykonywania zawodu podologa… 
- Miau miau miau miau! - wtrącił i Kot. 
- A ja mam ogromny talent do robienia striptizu – wyznała Żona Gospodarza, wywołując jeszcze większe salwy śmiechu.
- Oj, potwierdzam – rechotał Gospodarz.
- Nie marnuj tego talentu – skomentowała Prawniczka z przekąsem. - Zatrudnij się w klubie nocnym, na pewno jakoś zgrasz to ze swoją obecną pracą.
- I z pasją do malarstwa – dodał Błazen.
- Ale dlaczego mierzyć tak nisko? – zapytała Żona Gospodarza. – Powinnam raczej zostać striptizową gwiazdą Internetu!
- Oj, na pewno można jeszcze lepiej wykorzystać ten talent – wtrącił Sklepikarz. – Rozpocznij własne show w telewizji. I otwórz szkołę striptizu. Nagrywaj filmy instruktażowe. I rozkręć biznes, będziesz robić striptiz dla prywatnych klientów.
- Albo połącz ze sobą wszystkie talenty – zasugerował Błazen.
- Jak? – śmiała się Żona Gospodarza.
- Na pewno znajdziesz sposób… Bo wiesz, szkoda je przecież wszystkie marnować… wszystkie osiemdziesiąt.
Wtedy wkroczył Gospodarz, pękający już ze śmiechu:
- Zostaniesz, droga żono, światowej sławy dekoratorko-malarko-kucharko-sprzątaczko-śpiewaczko-przedszkolanko-psychologo-krawcowo-informatyko-kosmetyczko-masażystko-tenisistko-zakonnico-bibliotekarko-mechaniko…
Długo wymieniał talenty żony, aż w końcu przerwała mu:
- Dodaj jeszcze, że nieśmiertelną. Bez tego się nie uda.
- To nie wystarczy… - wtrącił Błazen. – Jest za duża konkurencja, musisz najpierw wytłuc wszystkich tych, którzy też realizują te talenty.
- Może okaże się, że mam również talent do zabijania?
- Nie marnuj go wtedy. 


Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny