Kot chciał podróżować z Błaznem w nowoczesnym stylu, a więc kupił
samochód. Srebrny, śliczny, oszczędnie jeżdżący na gazie Chevrolet
Nubira z roku 2007, a więc nawet w miarę nie stary jak na polskie
standardy. Zadowolony dokupił mu trawiastozielone pokrowce na siedzenia,
aby imitowały naturę, która zwykła otaczać ich w trakcie podróży
pieszych.
- Kocie, ale czy to na pewno dobry pomysł? Robimy setki
kilometrów dziennie, naprawy samochodu są o wiele bardziej kosztowne od
regeneracji zmęczonych nóg...
- Miau miau miau miau miau - odparł Kot z kojącym zmartwienia uśmiechem.
- No dobrze - uśmiechnął się i Błazen, bo ukojony.
Pierwsza naprawa była najkosztowniejsza, ponieważ popsuł się pedał gazu. W ten sposób wydali ponad tysiąc złotych.
-
To nic - pocieszał Kota Błazen. - Kupując samochód wynegocjowałeś cenę o
tyle właśnie niższą, pamiętasz? Wszystko jest dobrze - klepał go po
plecach i skutecznie uspokoił.
Druga naprawa, ot, drobnostka, wymienili wycieraczki, bo stare się starły ze starości.
Trzecia naprawa to też nic takiego, światło z przodu miało usterkę i wymagało reperacji.
Czwarta
naprawa okazała się nieco poważniejsza, bo przy lekkiej stłuczce
pęknięcie na przedniej szybie, wcześniej ignorowane, stało się o tyle
większe, że stanowiło już poważne zagrożenie, a dla wszelkich
naprawiaczy pęknięć okazało się zbyt duże do załatania. Wymienili zatem
całą szybę, na szczęście w okazjonalnej cenie.
Piąta naprawa
została dokonana tylko na części uszkodzenia. Mała Chinka w dużym Jeepie
nie widziała ich na drodze i uderzyła w nich tak, że odpadł im migacz i
wgniotła się blacha. Migacz wymienili, a blachę częściowo wyprostowali
przy zastosowaniu metody gorącej wody i odtykaczki do sedesów. Niestety
miejsce było tak pechowe, że nie udało im się wyprostować całej blachy.
-
Jak będziemy na święta u moich rodziców to odkręcimy w garażu tę blachę
i wyprostujemy do końca - rzekł Błazen, a Kot pokiwał głową i więcej
się tym nie martwili.
Szósta naprawa miała miejsce po tym,
jak instalacja gazowa przestała działać poprawnie. Czasami nic jej nie
było, a czasami wyłączała cały silnik i należało przejść na normalne
paliwo.
- Miau miau miau?
- Nie, Kocie, już kilka
razy myśleliśmy, że tym razem się samo naprawiło, a później znowu było
popsute - przypomniał Błazen. - Chodźmy do mechanika.
Mechanik
wymienił jedną małą część w elektryce silnika i wszystko było już
dobrze. Zanim odjechali zobaczyli jednak na placu samochód z nalepką
"Fake Taxi".
- Fałszywe Taxi? Co to znaczy? Czy to taki trik,
aby używać pasu dla taksówek i omijać korki? A może czasami nielegalnie
kogoś podwożą za pieniądze?
- Miau miau miau...
- Ale nie, nie obnosiliby się tak, przecież mieliby cały czas policję na ogonie, gdyby po to była im ta naklejka...
Po
drodze od mechanika zajechali nad rzekę, aby się przespacerować, a
później przed wsiąściem do samochodu Kot postanowił dokonać siódmej
naprawy, która polegała na lekkim wyprostowaniu blachy przy drzwiach
kierowcy, bo od czasów uderzenia blachy ocierały się o siebie wydając
dziwny dźwięk i rysując lakier. W tym czasie Błazen wyszukiwał co
oznacza "Fake Taxi".
- Miau - rzekł Kot, gdy drzwi już nie skwierczały.
- Ja z kolei mam złe wieści.
- Miau?
- Sprawdziłem co oznacza "Fake Taxi".
- Miau miau? - Kot był coraz bardziej zaintrygowany.
-
Cóż... Trudno mi było znaleźć solidne informacje na ten temat, ale
większość źródeł twierdzi, że jest to informacja dla kobiet o tym, iż
kierowca może je gdzieś podrzucić i przyjmuje opłaty "w naturze".
- ... - Kotu zabrakło słów.
-
Tak, znowu spodziewaliśmy się zbyt wiele po tym społeczeństwie. Powinno
nam chyba wejść w nawyk, by nie wiedząc o co chodzi z góry zakładać, że
chodzi o pieniądze lub seks, albo jedno i drugie.
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.