Kiedy kończy się dzieciństwo?
Po osiągnięciu dojrzałości płciowej nadal jest się niepełnoletnim, a po
osiągnięciu pełnoletności nadal wysyła się nas do szkoły. Tym razem ma to
domniemany charakter dobrowolny, lecz stan faktyczny to przymus panujących norm
społecznych pod groźbą odrzucenia przez społeczeństwo, poczynając od rodziny,
poprzez przyjaciół i nieznajomych, a na potencjalnym pracodawcy kończąc.
Błazen Podróżny, niewiele
różniąc się od pozostałych, również czuł się zobowiązany zdobywać tak zwaną
"edukację", a więc weekendy wolne od wędrowania wypełnił szkołą.
- Miau miau miau?
- Jedna trzecia życia? Hm... Aż tak stary jeszcze nie jestem. Wolę myśleć, że to jedna czwarta, bo mam ambicje na długie życie. A człowiek uczy się przez całe życie przecież. Błazen też człowiek.
- Miau miau miau...
- A czego ja się nauczę poza szkołą? Wszystko już umiem. No i poza ścianami szkoły mi nikt dowodu na posiadaną wiedzę i umiejętności nie wydrukuje. A bez takiego dowodu nikt nie uwierzy, choćbym je nawet zademonstrował.
- Miau - stracił zainteresowanie tematem, jak na Kota przystało.
- Muszę sobie łyknąć witaminę D - mówił Błazen dalej do samego siebie. - Przecież te krótkie jesienne godziny, podczas których świeci troszkę słońca, spędzę w budynku...
- Miau miau miau?
- Jedna trzecia życia? Hm... Aż tak stary jeszcze nie jestem. Wolę myśleć, że to jedna czwarta, bo mam ambicje na długie życie. A człowiek uczy się przez całe życie przecież. Błazen też człowiek.
- Miau miau miau...
- A czego ja się nauczę poza szkołą? Wszystko już umiem. No i poza ścianami szkoły mi nikt dowodu na posiadaną wiedzę i umiejętności nie wydrukuje. A bez takiego dowodu nikt nie uwierzy, choćbym je nawet zademonstrował.
- Miau - stracił zainteresowanie tematem, jak na Kota przystało.
- Muszę sobie łyknąć witaminę D - mówił Błazen dalej do samego siebie. - Przecież te krótkie jesienne godziny, podczas których świeci troszkę słońca, spędzę w budynku...
Na zajęciach techniki
weterynarii Błazen uczył się wielu rzeczy, jak na przykład to, że konie kiedyś
były rybami, a dowodzi temu kość w ich szyi. Świadczy ona o tym, że niegdyś
szyi tam nie było. Dlatego koń musiał być wówczas rybą. To są niezbite dowody,
a więc wszyscy uczniowie byli zachwyceni. A zanim koń był rybą, był również
kamieniem. Bo gdy miliardy lat temu nic wybuchło, to wszystko stało się
kamieniami. Temu dowodzi brak innego pomysłu ludzi najbardziej kompetentnych
- A tutaj ewolucyjnie zanikały palce. Musicie pamiętać
które paliczki są kopytami, bo to będzie na egzaminie – tłumaczyła nauczycielka
anatomii i fizjologii zwierząt.
- Więc zanim ryba stała się koniem to była czymś, co
miało palce? – zapytał Błazen, ale akurat końska kość Nauczycielce upadła z
hukiem, więc wszystkim zresetowała się pamięć i po salwach śmiechu przeszli do
następnego tematu. Szybko jednak im się znudził, zatem zrobili sobie dwunastą
przerwę na pogaduszki.
- Ja dziennie studiuję jeszcze zootechnikę, to jest
bardzo podobne – mówiła jedna kobieta.
- A ja dziennie uczę się rehabilitacji dzikich zwierząt –
mówiła druga.
- A ja już pracuję przy bydle i mam hodowlę psów, dlatego
codziennie się spóźniam na te zajęcia – tłumaczyła trzecia.
- To fajnie, to fajnie – kiwała głową Nauczycielka. – Jak
jeszcze na weterynarię później pójdziecie to przynajmniej sześć lat z życia
wyjętych, haha.
- Tak, tak, pewnie pójdziemy – przyznawały kobiety.
- Tak długo ta nauka trwa – westchnęła nagle jedna z
ubocza, zaciekawiając pozostałe.
- Tak to już jest z tą edukacją – wyjaśniła Nauczycielka.
- Tylko kiedy ja rodzinę założę?
Wszystkie się zdziwiły na te słowa.
- No takie życie, takie życie, najpierw trzeba coś
osiągnąć, a później poświęcać się dzieciom.
- Ale mam dwadzieścia siedem lat i niedawno mi zbadali,
że mi już płodność spada, a co dopiero będzie za te osiem lat, jak już wreszcie
skończę wszystkie studia… Jeszcze nawet męża nie znalazłam…
- Może poznasz jakiegoś weterynarza na praktykach
zawodowych – zasugerowała Pierwsza kobieta.
- Lepiej tak, niż marnować młodość i żyć z dziećmi w biedzie,
bo się edukacji nie ma i się mało zarabia – zauważyła Druga.
- Ale przecież i tak dzieci do szkoły wysyłasz i jest spokój, można dalej studiować – skojarzyła sobie Trzecia.
- Ale przecież i tak dzieci do szkoły wysyłasz i jest spokój, można dalej studiować – skojarzyła sobie Trzecia.
- No tak, tak, jednak cywilizowane społeczeństwo daje
takie wygody… - pokiwała głową Pierwsza.
- To mówicie, żeby na studiach znaleźć męża i założyć
rodzinę? - zapytała Uboczna z nutą
nadziei.
- Ja mam już czterdzieści dwa lata, a dziecko urodziłam
pół roku temu – wtrąciła Nauczycielka. – Da się, więc nie martw się i skup się
na karierze. Od tego jest młodość, aby się rozwijać.
- A ja mam pięćdziesiąt trzy – zaśmiała się Siwiejąca
podchodząc do nich. – Dzieci w waszym wieku mam, już wszystkie wychowane, teraz
mogę się uczyć czego chcę.
- Tak się poświęciłaś rodzinie? – wszystkie pokiwały głowami
z żalem.
- No może macie rację, nie po to się żyje, aby dzieci robić…
- stwierdziła w końcu Uboczna.
- To dobrze, że nasi rodzice myśleli inaczej, bo w
przeciwnym razie nas by tu nie było – zauważył Błazen z odległej ławki.
Wszystkie spojrzały na niego zmieszane i tylko Siwiejąca
się zaśmiała.
- To może wracajmy już do anatomii – ocknęła się Nauczycielka.
– Ogon, którego my już nie mamy…
Lekcja toczyła się dalej po
normalnemu, tłumacząc wszystko, co nie pasowało do schematu, jako odpadki
poewolucyjne. Błazen pilnie notował to w zeszyciku i kolorował flamastrami co
ważniejsze informacje. Nie wszystko miało dla niego sens, ale rozumiał, że to
nie on tu jest profesorem, a więc nie musi rozumieć i ma po prostu wszystko
zapamiętać. Dzięki temu być może kiedyś też zostanie profesorem, a może nawet
coś zrozumie.
Po szkole włożył plecaczek na plecy i jedyne co odróżniało tę sytuację od dawnych lat było to, że tym razem musi sam sobie zrobić obiad.
Po szkole włożył plecaczek na plecy i jedyne co odróżniało tę sytuację od dawnych lat było to, że tym razem musi sam sobie zrobić obiad.
- Ale jestem głodna, ciekawe co dziś na obiad – usłyszał przechodzącą
obok Uboczną. – Wczoraj mama zrobiła zupę szpinakową…
Zaburczało mu w brzuchu na wieści o zupie, więc
postanowił żyć nieco bardziej nowocześnie i kupił sobie gotowe danie w
supermarkecie.
- Miau? – zapytał Kot, gdy tylko Błazen wrócił do obozu.
- Wiesz, Kocie… - rzekł Błazen rozpakowując gotowe danie.
– To jest trochę tak, jakbym zrobił w życiu krok do tyłu, ale wygląda na to, że
teraz w życiu tak wygląda krok do przodu, a więc jest w porządku. Nauczyłem się
dziś o tym, że kiedyś byłeś rybą. Ja też. A poza tym doszedłem do wniosku, że zawsze
jesteśmy czyimś dzieckiem. W szkole za rodzica robi nauczyciel, mówiąc mi co mam
myśleć i kiedy. W pracy szef, mówiąc mi co mam robić i kiedy... A nawet jeśli
którejś z tych rzeczy uda mi się uniknąć to i tak nigdy nie ucieknę od swej
głowy rodzicielskiej: rządu, który mówi mi jak mam żyć i kiedy. Więc
jak mi mówi, że mam się edukować aż do czterdziestki, to tak też zrobię.
Miłej edukacji dzieciom życzy
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.