niedziela, 3 września 2017

Weź i się przeprowadź...

                Przeprowadzki bywają męczące, ale czasem o wiele bardziej męczy nas ich brak.
- Czujesz ten zapach? Znowu śmierdzi – zauważył Błazen.
- Miau… - potwierdził Kot.
- Słyszysz ten samolot? Znowu leci.
- Miau…
- Widzisz tego jelenia? Znowu się gapi.
- Miau…
- Pora się stąd wyprowadzić.
Spakowali namiot, wygasili ognisko i ruszyli polną ścieżką w poszukiwaniu lepszego miejsca na obóz.
Pierwsza polana, na którą trafili, była obszerna i świeciła pustkami. Usiedli na niej i zaczęli planować co gdzie postawią, ale wtedy pojawił się Łoś.
- Jestem właścicielem tej polany – rzekł. – Możecie tu zamieszkać, ale tylko na moich warunkach.
- Jakie to warunki? – zapytał Błazen pełen złych przeczuć.
- Nie rozbijecie namiotu, a ognisko rozpalicie tylko w jednym, wyznaczonym przeze mnie, miejscu.
- Dlaczego nie możemy rozbić namiotu?
- Bo zrobią się brzydkie dziury w ziemi – wyjaśnił Łoś. – Chcecie je później naprawiać?
Błazen i Kot spojrzeli na siebie nawzajem, a im dłużej na siebie patrzyli tym bardziej zdziwieni się robili, jakby to był konkurs na najbardziej zdziwioną twarz. Później wstali, grzecznie pożegnali się z Łosiem nie przystając na jego warunki i odeszli.
Następna polana była piękna. Wszędzie rosły kwiaty o najróżniejszych kolorach. Błazen już planował gdzie wykopie studzienkę, gdzie postawi pieniek…
- Musicie stąd odejść – usłyszeli głos zza różanego krzewu. – Ta polana jest już zajęta.
Przeprosili i odeszli.
                Kolejna polana z jednej strony nie była odcięta lasem, przez co dało się z niej zobaczyć pobliską wieś.
- Hm… Nie ma tu za bardzo prywatności. Może zasadzimy tam drzewka? – zapytał Błazen Kota.
- Mia… - Kot zaczął odpowiadać, ale ktoś mu przerwał.
- Śmiało, śmiało, pozwalam, możecie zasadzić tu drzewka.
Spojrzeli za siebie, a tam stał Dzik.
- To twoja polana?
- Tak, ale znalazłem sobie większą, więc tej już od ponad roku nie używam.
- No dobrze, to my tu rozbijemy obóz i zasadzimy tam kilka drzewek, aby nie czuć się tu jak na wystawie sklepowej.
- Śmiało, śmiało, mi to nie przeszkadza – zapewnił Dzik i odszedł tam, skąd przyszedł.
Rozbili namiot i zaczęli zbierać gałązki na ognisko. Wtem ponownie pojawił się Dzik, tym razem z Lochą.
- Nie życzę sobie sadzenia drzewek na mojej polanie! – krzyczała. - I nie pozwalam tu na koty!
Kot i Błazen odbyli kolejny konkurs zdziwionej twarzy, ale trwał krótko, bo czuli się tu niemile widziani. Westchnęli głęboko, oboje w tej samej chwili, i zaczęli pakować się z powrotem. Dzik patrzył na nich zza Lochy przepraszającym wzrokiem, gdy odchodzili.
                Tym razem ścieżka pochyliła się w dół, gdzie dopiero wytwarzała się polana, tak jakby coś tu wcześniej wybuchło i rozniosło wszystko włącznie z gruntem. Od razu zaczęli rozglądać się za minusami tego miejsca. Kot wyczuwał nosem wilgoć, a Błazen rozważał czy nie jest tu za zimno. Oboje zastanawiali się czy nie będą mieć jeziora, gdy spadnie deszcz. Wtedy spod ziemi wyszedł Kret.
- Zapraszam, zapraszam! – wykrzykiwał. – Śmiało, zamieszkajcie tu! Warunki są idealne!
- A nie jest tu za zimno? – zapytał Błazen.
- Nieee, skądże! A w razie czego dobuduję wam dodatkowe ogniska. Ale tu w ogóle nie jest zimno! Zimą jest cieplutko, a latem panuje przyjemny chłodek. Tak właśnie działa ziemia!
- Miau miau miau miau miau miau miau? – zapytał Kot.
- Jaaaaka tam wilgoć! Po to właśnie wykopałem tunele na brzegach, zobaczcie sami. Odprowadzają całą wodę, jest sucho, nic tu się nie stanie.
Im dłużej rozmawiali z kretem, tym bardziej sztywniały im kończyny.
- Miau miau miau miau… - wyznał Kot po kilku minutach słuchania opowieści Kreta o tej polanie.
- Mi też jest już zimno – odparł na to Błazen. – A co tam rośnie? – pokazał palcem na okolicę górki kamieni.
- Tam? Niiiic.
- Ale ja coś tam widzę na pewno. – Po tych słowach podszedł bliżej. – To grzyby.
- Miau…
- Tak. Panie Krecie, to są warunki dla grzybów i kretów, nie dla nas. Kot dopiero co miał operację zatok i przegrody nosowej i naprawdę nie powinien ryzykować zachorowaniem.
- Jak chcecie – obraził się Kret i wrócił pod ziemię, a oni odeszli.
                Na kolejnej polanie siedziało kilka zwierząt, każde jakby w oczekiwaniu.
- Co tu się dzieje? – zapytał Błazen.
- Czekamy aż Sarna zdecyduje kto z nas może tu zamieszkać – wyjaśnił Lis.
- Ach…
- Witajcie! – krzyknęła Sarna na ich widok. – Jesteście zainteresowani polaną?
- No może… - Błazen nie był przekonany.
- Usiądźcie tu sobie i poczekajcie z innymi – poprosiła.
Usiedli zatem i czekali tam dwie noce. Później Sarna wybrała Rysia, więc wszyscy bez słowa się rozeszli, chcąc jak najszybciej zapomnieć o tej stracie czasu i energii.
                Była już noc, gdy niespodziewanie wrócili na tę samą polanę, z której przyszli. Rozejrzeli się wokół zmęczeni i nie rozumieli dlaczego ją opuścili…
- Miau miau miau?
- To samo pomyślałem. Nie pamiętam dlaczego chcieliśmy stąd odejść, przecież mamy tu wszystko czego nam trzeba. No a już się chyba przekonaliśmy, że idealnie nie jest nigdzie.
Rozbili namiot w tym samym miejscu co poprzednio, i rozpalili stare ognisko...


Zakończenie alternatywne:
Wtedy nagle zza krzaka wysadził głowę Jeleń, i gapił się bez mrugania. A nad głową przeleciał im samolot, zagłuszając ich własne myśli. A kiedy próbowali przekonać się nawzajem, że może da się z tym żyć… cały obóz spowił obrzydliwy smród szamba, powodując u nich wymioty. 


 Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.