Przeprowadzki
bywają męczące, ale czasem o wiele bardziej męczy nas ich brak.
- Czujesz ten zapach? Znowu śmierdzi – zauważył Błazen.
- Miau… - potwierdził Kot.
- Słyszysz ten samolot? Znowu leci.
- Miau…
- Widzisz tego jelenia? Znowu się gapi.
- Miau…
- Pora się stąd wyprowadzić.
Spakowali namiot, wygasili ognisko i ruszyli polną
ścieżką w poszukiwaniu lepszego miejsca na obóz.
Pierwsza polana, na którą
trafili, była obszerna i świeciła pustkami. Usiedli na niej i zaczęli planować
co gdzie postawią, ale wtedy pojawił się Łoś.
- Jestem właścicielem tej polany – rzekł. – Możecie tu zamieszkać, ale tylko na moich warunkach.
- Jakie to warunki? – zapytał Błazen pełen złych
przeczuć.
- Nie rozbijecie namiotu, a ognisko rozpalicie tylko w jednym,
wyznaczonym przeze mnie, miejscu.
- Dlaczego nie możemy rozbić namiotu?
- Bo zrobią się brzydkie dziury w ziemi – wyjaśnił Łoś. –
Chcecie je później naprawiać?
Błazen i Kot spojrzeli na siebie nawzajem, a im dłużej na
siebie patrzyli tym bardziej zdziwieni się robili, jakby to był konkurs na
najbardziej zdziwioną twarz. Później wstali, grzecznie pożegnali się z Łosiem nie
przystając na jego warunki i odeszli.
Następna polana była piękna.
Wszędzie rosły kwiaty o najróżniejszych kolorach. Błazen już planował gdzie
wykopie studzienkę, gdzie postawi pieniek…
- Musicie stąd odejść – usłyszeli głos zza różanego
krzewu. – Ta polana jest już zajęta.
Przeprosili i odeszli.
Kolejna
polana z jednej strony nie była odcięta lasem, przez co dało się z niej
zobaczyć pobliską wieś.
- Hm… Nie ma tu za bardzo prywatności. Może zasadzimy tam
drzewka? – zapytał Błazen Kota.
- Mia… - Kot zaczął odpowiadać, ale ktoś mu przerwał.
- Śmiało, śmiało, pozwalam, możecie zasadzić tu drzewka.
Spojrzeli za siebie, a tam stał Dzik.
- To twoja polana?
- Tak, ale znalazłem sobie większą, więc tej już od ponad
roku nie używam.
- No dobrze, to my tu rozbijemy obóz i zasadzimy tam
kilka drzewek, aby nie czuć się tu jak na wystawie sklepowej.
- Śmiało, śmiało, mi to nie przeszkadza – zapewnił Dzik i
odszedł tam, skąd przyszedł.
Rozbili namiot i zaczęli zbierać gałązki na ognisko. Wtem
ponownie pojawił się Dzik, tym razem z Lochą.
- Nie życzę sobie sadzenia drzewek na mojej polanie! –
krzyczała. - I nie pozwalam tu na koty!
Kot i Błazen odbyli kolejny konkurs zdziwionej twarzy,
ale trwał krótko, bo czuli się tu niemile widziani. Westchnęli głęboko, oboje w
tej samej chwili, i zaczęli pakować się z powrotem. Dzik patrzył na nich zza
Lochy przepraszającym wzrokiem, gdy odchodzili.
Tym
razem ścieżka pochyliła się w dół, gdzie dopiero wytwarzała się polana, tak
jakby coś tu wcześniej wybuchło i rozniosło wszystko włącznie z gruntem. Od
razu zaczęli rozglądać się za minusami tego miejsca. Kot wyczuwał nosem wilgoć,
a Błazen rozważał czy nie jest tu za zimno. Oboje zastanawiali się czy
nie będą mieć jeziora, gdy spadnie deszcz. Wtedy spod ziemi wyszedł Kret.
- Zapraszam, zapraszam! – wykrzykiwał. – Śmiało,
zamieszkajcie tu! Warunki są idealne!
- A nie jest tu za zimno? – zapytał Błazen.
- Nieee, skądże! A w razie czego dobuduję wam dodatkowe
ogniska. Ale tu w ogóle nie jest zimno! Zimą jest cieplutko, a latem panuje
przyjemny chłodek. Tak właśnie działa ziemia!
- Miau miau miau miau miau miau miau? – zapytał Kot.
- Jaaaaka tam wilgoć! Po to właśnie wykopałem tunele na
brzegach, zobaczcie sami. Odprowadzają całą wodę, jest sucho, nic tu się nie
stanie.
Im dłużej rozmawiali z kretem, tym bardziej sztywniały im
kończyny.
- Miau miau miau miau… - wyznał Kot po kilku minutach
słuchania opowieści Kreta o tej polanie.
- Mi też jest już zimno – odparł na to Błazen. – A co tam
rośnie? – pokazał palcem na okolicę górki kamieni.
- Tam? Niiiic.
- Ale ja coś tam widzę na pewno. – Po tych słowach
podszedł bliżej. – To grzyby.
- Miau…
- Tak. Panie Krecie, to są warunki dla grzybów i kretów,
nie dla nas. Kot dopiero co miał operację zatok i przegrody nosowej i naprawdę
nie powinien ryzykować zachorowaniem.
- Jak chcecie – obraził się Kret i wrócił pod ziemię, a
oni odeszli.
Na
kolejnej polanie siedziało kilka zwierząt, każde jakby w oczekiwaniu.
- Co tu się dzieje? – zapytał Błazen.
- Czekamy aż Sarna zdecyduje kto z nas może tu zamieszkać
– wyjaśnił Lis.
- Ach…
- Witajcie! – krzyknęła Sarna na ich widok. – Jesteście zainteresowani
polaną?
- No może… - Błazen nie był przekonany.
- Usiądźcie tu sobie i poczekajcie z innymi – poprosiła.
Usiedli zatem i czekali tam dwie noce. Później Sarna
wybrała Rysia, więc wszyscy bez słowa się rozeszli, chcąc jak najszybciej
zapomnieć o tej stracie czasu i energii.
Była już noc, gdy niespodziewanie
wrócili na tę samą polanę, z której przyszli. Rozejrzeli się wokół zmęczeni i nie
rozumieli dlaczego ją opuścili…
- Miau miau miau?
- To samo pomyślałem. Nie pamiętam dlaczego chcieliśmy
stąd odejść, przecież mamy tu wszystko czego nam trzeba. No a już się chyba
przekonaliśmy, że idealnie nie jest nigdzie.
Rozbili namiot w tym samym miejscu co poprzednio, i
rozpalili stare ognisko...
Zakończenie alternatywne:
Wtedy nagle zza krzaka wysadził głowę Jeleń, i gapił się
bez mrugania. A nad głową przeleciał im samolot, zagłuszając ich własne myśli.
A kiedy próbowali przekonać się nawzajem, że może da się z tym żyć… cały obóz
spowił obrzydliwy smród szamba, powodując u nich wymioty.
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.