Zupełnie
niechcący, bo w poczekalni u lekarza,
Błazen obejrzał film dokumentalny o dzikich zwierzętach. Czekał długo, jak to u
lekarzy, więc zdołał obejrzeć całość. Kiedy nadeszła jego kolej na wejście do
gabinetu zaczął wyobrażać sobie, że jest pokaleczonym wilkiem i zaraz inny wilk
wyliże jego rany. Otrząsnął się z tego jednak, gdy tylko widok lekarza włamał
się do jego wyobrażeń tworząc obrzydliwy obraz, którego nie tylko dzieci nie
powinny oglądać.
Lekarz zajrzał do błaznowych uszu, a Błazen wyobrażał
sobie dzikie koty myjące uszy sobie nawzajem. Do tego wyobrażenia również
wkradł się obraz lekarza, na co Błazen aż zadrżał.
- Zimno panu? – zapytał lekarz.
- Nie, nie…
Po wizycie lekarskiej wsiadł w autobus. Ludzie tłoczyli
się w środku jak gdyby nigdy nic, a Błazen zastanawiał się jak to jest, że
żaden z nich nie czuje się tu zagrożony. „Stają do siebie plecami tak, jak gdyby
byli wszyscy z jednego stada”, myślał. „Może wystarczy, że to ten sam gatunek?”
Wysiadając z autobusu czuł się tak, jakby odłączał się od
swojej watahy. „Że też nie wypada mi się z nimi najpierw pożegnać… Lub przynajmniej z kierowcą... Przecież pół godziny
byliśmy razem.” Westchnął i przeszedł przez parking, nie mając pewności z czym
porównać takie miejsce. „Tutaj słabsze osobniki czekają na powrót tych
silniejszych z łowów? Nie…” Kiedy jednak wszedł do sklepu to wyobraźnia wróciła
z łatwością. Ofiary leżały na półeczkach gotowe do odbioru, ale nie wymagało to
wysiłku, więc ciężko było nazwać to polowaniem… „Może jesteśmy bardziej jak
żyrafy? Podgryzamy co znajdziemy, bez stresu…” Później jednak zauważył, że
przecież trzeba jeszcze zapłacić zanim spożyje się wybrany pokarm. „Czyli u nas
wysiłek występuje przed polowaniem…”
Najłatwiej dało się upolować niezdrową zwierzynę. Leżała
tania i było jej najwięcej. Błazen mijał ją zniesmaczony. Szukając zdrowszych
okazów, a jednocześnie niezbyt trudnych do zdobycia, zauważył w oddali gromadę
sępów kłębiącą się nad czymś. Podszedł tam zaciekawiony i ujrzał półki z
produktami przecenionymi. „Ta zwierzyna jest już stara”, myślał, próbując się do
niej dostać. Zanim jednak przebił się przez sępy, najlepszych okazów już nie
było. Zawiedziony wycofał się i wrócił na szlak, gdzie trop wielkich tablic pod
sufitem prowadził go do młodej, zdrowej zwierzyny łownej.
„Niezbyt mocno wysilałem się przed przybyciem tutaj”,
wzdychał patrząc na wysokie ceny.
Nie
upolował wiele, ale przynajmniej było to w miarę dobrej jakości. „Grunt, że
odżywcze”, przekonywał sam siebie w drodze powrotnej, a kiedy był już
wystarczająco przekonany zaczął oglądać mijane wieżowce. „To są klatki, gdzie
więzi się kurczaki”, myślał, przez co zupełnie nie skupił się na pokonywanej
trasie i zderzył się z równie zamyśloną kobietą.
- Ach, przepraszam, przepraszam – kłaniał się
zakłopotany.
- Może patrz jak chodzisz! – krzyknął męski głos.
„Zdawało mi się, że uderzyłem w kobietę”, zdziwił się
Błazen. „Czyżby to był człowiek-paw? W myląco barwnych piórkach…” Wyostrzył
wzrok i jeszcze raz przyjrzał się tej osobie. „Nie no, kobieta jak nic”.
- No i na co się gapisz?! – znowu krzyknął męski głos, a
wtedy Błazen zauważył, że jej usta się nie poruszają. Dopiero wtedy wpadł na to,
aby rozejrzeć się po najbliższym otoczeniu. „Ach, ona szła z mężczyzną. Teraz
to ma więcej sensu…”
- Przepraszam, przepraszam – ukłonił się i jemu.
- Ja ci zaraz dam przepraszam!
- Już przestań, ja też tu zawiniłam. – Kobieta zawiesiła
się na łokciu Mężczyzny, dzięki czemu nie mógł zamachnąć się pięścią w szczękę
Błazna.
- Bardzo przepraszam… - kontynuował Błazen, kłaniając się
teraz obojgu.
- Miau! – przybył Kot z odsieczą. – Miau miau miau –
przekonywał Mężczyznę. – Miau miau miau miau miau.
- Dobra, dobra… - Mężczyzna pokręcił oczami, objął Kobietę
i odeszli.
„Uff… Nie zadziera się z partnerkami samców alfa”,
skomentował sobie w myślach.
- Miau – wtrącił się Kot. – Miau miau!
- Ach, ach, wybacz, zamyślam się cały dzień… Dziękuję za
ratunek, ty to masz gadane.
- Miau.
Dalej szli razem, przez co Błazen już nie tylko myślał, ale
i mówił.
- Kocie, czy my w ten sposób na pewno żyjemy? To taka
dziwna egzystencja… Wszystko muszę sobie interpretować, aby widzieć w tym jakąś
naturę. A może po prostu ludzka natura jest aż tak inna?
- Miau… - Kota to nudziło i otwarcie to okazywał.
Przed nimi szła ciężarna kobieta prowadząca małe dziecko
za rączkę, a obok nich mężczyzna niósł wielką torbę.
- Znowu! Kolejny dziwny obrazek! To tak naturalnie wygląda, tylko zupełnie nie pasuje do
tła! – skomentował Błazen robiąc zamach rękoma tak, aby pokazać Kotu jaki
obszar ma objąć wzrokiem. – Klatki na kurczaki! Wszędzie wokół! Co za groteska!
Żyjemy w kamie… - Nie dokończył słowa, bo potknął się o pęknięcie betonowego
podłoża i upadł. – Ech… - westchnął nie podnosząc głowy. – Widzisz, Kocie?
Przecież to normalne, że podłoże jest krzywe. Widziałeś kiedyś w naturze idealnie
gładki teren bez niczego, o co można się potknąć? No, może kilka… Ale mniejsza
o to. Powinienem spodziewać się takich rzeczy. Ale się nie spodziewam, bo
jestem kurczakiem z klatki i nie wiem czego spodziewać się poza nią! – Mówił to
wszystko leżąc płasko z twarzą w podłożu, więc Kot i tak niczego nie zrozumiał.
- Miau – popędził go w końcu, zniecierpliwiony.
- No wstaję, wsta… - podnosząc głowę urwał słowo. – Ojej…
- wzruszył się. – Spójrz, jaki piękny kwiat! – pokazał palcem na kwiatek wyrastający
między betonową ścianą a betonowym podłożem. – Jak on to zrobił?
- Miau miau –
burknął Kot.
- Może masz rację… Za bardzo się zagłębiam. Natura zawsze
znajdzie sposób… Wyrósł tu piękny kwiat i mogę podziwiać go pomimo tego, że
rośnie w kamieniu. A może właśnie dzięki temu? Bo potrafił wyrosnąć nawet w
kamieniu…
Pomijając absurd,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.