niedziela, 24 września 2017

Poszukiwane tysiąckilometrowe ramiona. Cena nie gra roli!

                Siedząc u cioci w salonie Błazen widział w telewizji ludzi będących setki kilometrów od niego. Pił sobie herbatkę, gdy oni w tym czasie stali gdzieś przy ulicy i zdawali relację z bieżących wydarzeń niezwykle wielkiej wagi. Owe wydarzenia były zainspirowane wydarzeniami z jeszcze bardziej odległej części świata.
- Zobacz, Kocie, na jak wielkie odległości można w tych czasach przekazywać informacje, w dodatku błyskawicznie, i jakie niewyobrażalne rzeczy z tego wynikają – kiwał głową w zdumieniu.
- Miau – odparł Kot niewzruszony.
Wtedy ciocia przyniosła im pomarańcze.
- Jedzcie, jedzcie – zachęcała.
Błazen podniósł jedną z pomarańczy, spojrzał na przyklejony do skórki papierek z informacjami o niej i znowu się zachwycił.
- Zobacz, Kocie, jakie to niesamowite, że możemy tu w Polsce jeść pomarańcze z Egiptu. Takie całkiem świeże… Jeszcze niedawno wisiały tam na drzewkach, karmiąc się minerałami z tamtejszej gleby i promieniami tego samego słońca, ale tymi co do nas nie dosięgają…
- Miau miau – dodał Kot z przekąsem.
- Tak, tak, i opryskami też. Ale wiesz skąd pochodzą te opryski? Najpewniej aż z Chin! Hm… Tak jak ta herbata – wziął sobie łyczek, dumny ze swej autodomniemanej błyskotliwości.
- Miau miau miau miau – sprostował go Kot.
- Hm… Chińska, angielska, co za różnica. Więcej masz teraz w Anglii chińczyków, niż anglików. Grunt, że nawet ta herbata jest tu dzisiaj z powodu cudowności obecnych czasów. Cóż za błogosławieństwo!
                Powrót do obozu oznaczał godzinę drogi autobusem. Wyglądali przez okno z szyby wyprodukowanej w odległej miejscowości, od niechcenia czytając billboardy.
- Zobacz, Kocie, ile zagranicznych usług i produktów jest oferowanych w tym mieście. I te wszystkie modelki na zdjęciach pochodzą zza oceanów. Jaki to ma ogromny wpływ na naszą kulturę! Jak to zmienia nasze oczekiwania wobec życia! Nasze poglądy, nasze nastroje, nasze cele… Całe nasze osoby!
- Miau… - Kot wzruszył ramionami i jak zwykle było to jego jedyne wzruszenie.
- Zawsze taki niewzruszony jesteś, Kocie. Ale może to ciebie poruszy... Pomyśl tylko, pomyśl! Jakie to wszystko niezwykłe…
- Miau?
- Hm… No dobrze, to może już zwykłe, gdy przywykliśmy. Ale nadal dosyć niesamowite.
W autobusie obecni byli ludzie o najróżniejszych korzeniach i liściach, a nawet pniach i owocach. Każdy trzymał w dłoni jakiś amerykański lub koreański ekranik, podłączał się do niego kablami prowadzącymi przez uszy do mózgu i w ten sposób doświadczał świata znacznie większego, niż ta ciasna, autobusowa przestrzeń. Dzięki tej metodzie poszerzania rzeczywistości nie przeszkadzało im również mieszkanie na powierzchniach rozmiaru zbliżonego do owego autobusu. Błazen myśląc o tym miał już oczy jak pięć złotych.
- Zobacz, Kocie, czy jest coś, czego nie można teraz mieć w każdym miejscu na Ziemi? Czy jest taka rzecz, której nie da się zdobyć w każdej chwili? Nawet jak się w szafie zamkniesz, nawet jak się niechcący zatrzaśniesz w schowku! Nadal możesz doświadczać wszystkiego! Wszyściuśkiego!
- Miau – machnął łapą Kot, słuchając już tylko jednym uchem.
Wtedy ekranik Błazna zabrzęczał. Była to wiadomość od Błaźnicy, więc pod zaczytanymi pięciozłotówkami pojawił mu się banan. Początkowo zakrzywiony ku niebu, lecz stopniowo odwracający się do ziemi, gdy Błazen coraz mocniej odczuwał nieosiągalność spełnienia pragnienia, które rosło w nim z każdą sekundą i nie miało którędy wyjść.
- Kocieeeee! – krzyknął w końcu. Nikt inny się nie obejrzał, bo mieli słuchawki.
- Miau? – zdziwił się Kot.
- Bez względu na to jak szybko przekazuję informację na ten tysiąc kilometrów, tak naprawdę nic ważnego przekazać mi się nie udaje! Żadna wiadomość, rozmowa, emotikona, zdjęcie, film, piosenka, poemat… Nic! Zupełnie nic nie jest w stanie przekazać przytulenia! Cóż za przekleństwo! Dlaczego przytulenia nie mają takich wielkich zasięgów jak te wywiady telewizyjne, reklamy na billboardach i pomarańcze? W żaden sposób nie mogę zdobyć tej, zdawałoby się, pospolitej rzeczy!
Kot miał już powiedzieć „miau”, ale nim zdołał otworzyć pyszczek padł ofiarą reakcji awaryjnej, którą Błazen zastosował – jak to bywa z awariami – bez uprzedzenia.
- Nie wyrywaj się, Kocie, zaraz skończę – tulił Kota z nadzieją, że uda mu się w ten sposób oszukać świat, albo chociaż samego siebie. – Może to przez przyzwyczajenie do bezwysiłkowej ogólnodostępności wszelkich dóbr nie umiem znieść tego ciężaru? Albo przez te egipskie pomarańcze, bo tam niegdyś chyba uznawano koty za portale między światami? Och, Kocie, przetransportuj moje przytulenie do Błaźnicy!
Błazen ściskał coraz mocniej, a Kot w tym u(ś)cisku nie mógł wzruszyć ramionami, ani poruszyć żadną inną częścią ciała, ale – nim całkiem stracił czucie – zdążył poczuć się jak najbardziej wzruszony i poruszony. A nawet naruszony. I z każdą sekundą był coraz bardziej przekonany, że jednak faktycznie niewyobrażalne rzeczy wynikają z obecnego stanu świata. A przynajmniej on nigdy nie wyobrażał sobie zostania potraktowanym jak kolejny odczłowieczający postęp ludzkości.


Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.