niedziela, 9 lipca 2017

Terror a wojna...


                Przeglądając medale zmarłego dziadka, który żył prawie sto lat, Błazen Podróżny, oczywiście, zaczął wspominkować.
- Za bohatera uznano go chyba dopiero po wojnie... – drapał się po podbródku.
- Miau miau miau? – zdziwił się Kot.
- Mama mi opowiadała, że Armię Krajową powszechnie uważano za nielegalną. Bo wiesz, jakim prawem okupowane państwo się broni, co nie? – puścił oczko sygnalizując ironię.
- Miau miau… - Kot pokiwał głową potakująco.
Następnego dnia zrobiło się głośno o ataku terrorystycznym na koncercie Ariany Grande w Manchesterze. Błazen nigdy by nie poznał reakcji świata, gdyby nie jego Znajoma, która akurat siedziała obok z oczami w telefonie.
- Ojej, ojej… - biadoliła.
- Hę? – zainteresował się Błazen.
- Biedni ludzie, bomba wybuchła – mówiła produkując na Facebook’u znicze z nawiasów i gwiazdek. Nad nimi umieściła brytyjską flagę.
- Tak się robi przy atakach? Do czego to?
- No jak to? Trzeba okazać wsparcie ofiarom.
- To je w jakiś sposób wspiera w zaświatach?
- No to bliskim ofiar.
- To ich wspiera?
- To co, mam nic nie robić? – oburzyła się w końcu. 
- Coś można robić, ale to akurat bardziej mi przypomina świętowanie. Jak pocztówka świąteczna. 
- Lepsze to, niż nic - skwitowała. 
Błazen wzruszył ramionami wyobrażając sobie metody bardziej realnego wsparcia… „Wymiana wszystkich polityków na nieco bardziej szczerych…” Patrzył w sufit myśląc o tym, a później wrócił oczami na jej telefon, gdzie jej wpis dostawał „polubienia”, przez co podekscytowanej Znajomej źrenice rosły jak po kokainie.
- Miau miau miau miau miau? – zagadał Kot niespodziewanie.
- A no, było coś takiego… - potwierdził Błazen. - „Nauczyć się żyć z terrorem.” Kilka osób to mówiło.
- No tak, tak, trzeba więcej procedur zapobiegawczych – powiedziała Znajoma kiwając przy tym głową.
- Hm… Na przykład pozwolić cywilom posiadać broń palną i używać jej w razie potrzeby?
- No coś ty, oszalałeś?! Wszyscy by się pozabijali!
- A teraz nikt nikogo nie zabija?
- Z bronią byłoby jeszcze więcej trupów.
- Ja tam bałbym się atakować ludzi, którzy mogliby mnie za to postrzelić…
- A jak byś wtedy obronił się przed wybuchem bomby?
- Więc w ten sposób próbujesz mi powiedzieć, że jeśli prawo do samoobrony nie zawsze znajdzie zastosowanie, to równie dobrze może nie być go wcale?
Znajoma nic nie odpowiedziała, tylko fuknęła nosem.
- Wiele ataków jest dokonywanych karabinami i bronią białą, a często nawet gołymi rękoma… i innymi częściami ciała... Myślę, że byłoby ich o wiele mniej lub zero, gdyby ofiary i/lub świadkowie nie byli bezbronni.
- Więc wtedy zrobiłoby się więcej ataków bombami! – wykrzyknęła Znajoma.
- Yyy… - Błazen zaciął się na chwilę. – No to powiedz to ofiarom tych ataków. Słuchajcie, dzięki wam być może mamy mniej bomb.  
Na to znajoma skrzywiła się w ciszy.
- A, no tak, nie możesz, bo nie żyją.
- Więc co ty proponujesz? – zapytała zdenerwowana. - No słucham?
- Nie jestem najlepiej poinformowanym człowiekiem na świecie, ale tak sobie myślę, że gdybym "sprawował władzę” (to taka służba ludowi, gdyby ktoś zapomniał) nad krajem atakowanym przez kogoś, to uznałbym to za wojnę i powołał wojsko do obrony.
- Zacząłbyś wojnę?!
- Raczej zdiagnozowałbym jej obecność. Czy wojna jest dopiero wtedy, gdy się bronimy? Skoro zawiedliśmy w kwestii zapobiegania wybuchowi wojny to powinniśmy przynajmniej zakończyć ją jeszcze zanim rozwinie się na dobre. Kojarzy mi się to trochę z dzieckiem bitym w szkole przez łobuzów. Jak im nie oddaje to nic się nie dzieje. Jak oddaje to jest bójka. Ale broń Boże nie wzywajcie policji, bo „będą problemy”. Przecież wcześniej problemów nie było, prawda?
- Przesadzasz ze wszystkim – kiwała głową otrząsając się ze słów Błazna. - Dzieci to dzieci, zawsze się biją. Po co od razu wzywać policję, to jakieś dziwne.
- A bombiarze to bombiarze, zawsze wybuchają. Po co od razu z tym walczyć, to jakieś dziwne.
- Ale to tylko terror, a nie wojna. Pewnie jeszcze mur byś chciał stawiać, jak Trump w Ameryce.
- Jak Orban na Węgrzech postawił mur to była cisza.
- Orban postawił mur? – zdziwiła się.
- No właśnie, o to mi chodziło, wielu nawet nie wie. Ach… Pamiętam jak w dzieciństwie wyobrażałem sobie, że granice między państwami to są mury. Po prostu miało to dla mnie sens. Wtedy od razu widać gdzie są. I w ten sposób nikt nieproszony nie przejdzie. A w razie ataku łatwiej się bronić. Aż dorośli wszystko mi pomieszali, pokazując prawdziwą granicę… Jakaś dziurawa siatka w lesie.
Wtedy przerwał im pies Znajomej, wskakując na nią przednimi łapami.
- Chce iść na spacer – zauważyła.
- No to chodźmy! – Błazen od razu wstał, z Kotem wiszącym mu na ramieniu.
Szli obok ruchliwej ulicy, od lasu oddzielonej domkami jednorodzinnymi. Pies po drodze obsikiwał znaki drogowe, a na jednym z trawników zrobił kupę. Znajoma nie sprzątnęła jej usprawiedliwiając się, że tu przecież nie ma gdzie tego wyrzucać. Później skręcili w zardzewiałą bramę prowadzącą na mały, zadbany cmentarzyk. Zamknęła furtkę i spuściła psa ze smyczy.
- Nie umie jeszcze przychodzić do mnie na zawołanie, więc tylko w takich miejscach mogę bezpiecznie spuszczać go ze smyczy – wyjaśniła.
- Co to za cmentarz? – zapytał Błazen zaintrygowany.
- A nie wiem, jakiś powojenny.
Pies węszył wokół żywopłotów, a Znajoma, Kot i Błazen spacerowali między grobami czytając tabliczki. Mijali żołnierzy podpisanych nazwiskami, żołnierzy nieznanych… aż coraz częściej zaczęły pojawiać się „ofiary terroru hitlerowskiego”. Pod koniec cmentarza były już tylko one.
- Jak myślisz, dlaczego tych nazwano ofiarami terroru? – zapytał Błazen.
- Nie wiem, może byli cywilami – odparła Znajoma równie zdziwiona.
- Ale to rok wybuchu drugiej wojny światowej.
- Może zginęli jeszcze zanim wybuchła wojna? – zasugerowała pytająco.
- Więc skąd wokół tylu żołnierzy? – Błazen drapał się po dzwonku czapki.
- Miau miau miau miau miau miau? – dorzucił Kot.
- Czyli jak żołnierze to wojna, a jak cywile to terror? – Wysilając móżdżek Błazen mrużył oczy.
- No bo w sumie to na wojnach cywilów się nie zabija? – kojarzyła sobie Znajoma.
- Na tej wojnie ginęły ich miliony. Wielu też walczyło.
- Hm… Więc może jednak terror i wojna nie wykluczają się nawzajem. - zmarszczyła czoło w myślowym wysiłku. - Z tego co pamiętam… Chociaż mogę się mylić, bo w każdej szkole była inna książka, a w każdej książce inna historia… - tu skupiła się jeszcze mocniej. – Hitler nakazał zabić wszystkich mężczyzn, kobiety i dzieci, aby zdobyć terytorium… Jako jeden z pretekstów pojawił się zarzut, jakoby mniejszość niemiecka była w Polsce torturowana. Nikt w Europie nie potraktował wcześniejszych gróźb dostatecznie poważnie i każdy węszył za korzyściami… Polska wierzyła, że ma więcej czasu, więc nie zdążyła się przygotować… Dlatego gdy doszło do ataku, dosyć szybko została podbita, a Naziści urośli w siłę i rozwinęli całe przedsięwzięcie w wojnę światową.
Wtedy Błazen zapytał bez zastanowienia:
- Nie brzmi znajomo?


Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.