W
tych czasach jeśli nadal organizuje się gdzieś wieczorki poetyckie, to nie jest
o tym głośno i zwykle trzeba z własnej inicjatywy zasięgać po wieści, aby je
otrzymać. Błazen już od kilku lat interesował się tego rodzaju spotkaniami i czasem
nawet decydował się w nich uczęszczać.
- Na koniec wiersz odczyta nam pan Błazen Podróżny,
zapraszamy – obwieściła z uśmiechem organizatorka spotkania. W okręgu stały
krzesła dla słuchających i jeden fotel dla czytających. Organizatorka zajmowała
miejsce przy samym fotelu. Błazen wstał, przywitał się, zasiadł w miejscu
czytającego, odchrząknął, zrobił sobie w myślach wyrzuty, że przecież nie
powinno się chrząkać, a następnie zaczął czytać swój sylabiczny wiersz o parzystym
układzie rymów. Większość obecnych słuchając patrzyła po sobie z dezaprobatą,
gdyż taki rodzaj poezji uważała za dziecinny. Wszystkie odczytane wcześniej utwory
były wierszami białymi, czyli bez rymów. W tekście Błazna nie brakło jednak
pokrętnych gier słownych, więc pozostałej części słuchających udało się
wsłuchać z zainteresowaniem. Gdy na koniec padła dobitna puenta, niektórzy
pokiwali głowami z uśmiechem, a ktoś nawet cicho się zaśmiał. Wszyscy
zaklaskali, jak po każdym odczycie, a następnie Organizatorka powierciła się w
krześle zbierając myśli do zainicjowania dyskusji, co również miało miejsce po
każdym odczycie.
- Dziękujemy. Miły powiew świeżości na zakończenie
spotkania – zaczęła w uśmiechem. – Rymowana poezja zdaje się być coraz mniej
popularna, zwłaszcza sylabiczna.
- Bo od razu przychodzi na myśl „Brzechwa dzieciom” –
odrzekł jakiś Brunet w średnim wieku.
- A ja podziwiam osoby, które potrafią tak pisać. Przynajmniej
nie da się takiej poezji pomylić z prozą, czy nawet ze zwyczajną wypowiedzią,
jak to bywa w niektórych wyjątkowo beznadziejnych przypadkach – oznajmiła młoda
Dziewczyna.
- Moja poezja brzmiała jak zwyczajna wypowiedź? – oburzył
się Brunet, na co kilka osób od razu zaśmiało się w poirytowaniu.
- To już chyba najwyższy poziom nadinterpretacji –
skomentował od razu poważnie wyglądający Starszy Pan w okularach.
- Uderz w stół, a nożyce się odezwą – zaśmiał się jakiś
Chłopak.
- Jak mi tak odpowiedziała to chyba musiało być o mnie! –
oburzył się Brunet.
- Tak ogólnie mówię, nie miałam na myśli nikogo
konkretnego – wyjaśniła Dziewczyna kręcąc oczami w zażenowaniu.
- Dobrze, nie kłóćmy się – wkroczyła Organizatorka
stanowczo (Nie pierwszy raz tego dnia, gdyż wśród poetów awantura to chleb
powszedni).
- Więc wracając do mojej wypowiedzi… - powiedziała
Dziewczyna głośno, bo widziała, że Brunetowi otwierają się już usta. - Ja
podziwiam osoby, które potrafią tak pisać. Myślę, że wymaga to specjalnego
talentu.
- Specjalnego talentu do liczenia sylab… - bąknął pod
nosem poirytowany Brunet, kręcąc oczami.
- Żeby jednocześnie napisać coś logicznego, pięknego i
starannie zbudowanego to trzeba mieć w sobie coś więcej, niż umiejętność
liczenia sylab – powiedział Starszy Pan swym budzącym respekt głosem.
- Skoro nie zwracaliśmy uwagi na budowę techniczną poezji
białej, to może i tym razem sobie darujmy? – zasugerowała milcząca wcześniej
kobieta w okularach.
- No właśnie, nikt jeszcze nie powiedział niczego o
treści – podłapała temat Organizatorka. – Spójrzmy na tekst – przeniosła spojrzenie
na duży ekran nad głową Błazna, gdzie wyświetlała się treść jego wiersza.
- Facet miał wypadek, trafił do szpitala i zaczął się
modlić, chociaż nie wierzył w żadnego boga – podsumował prosto Brunet.
- Ja tu nie widzę informacji o tym, czy w coś wierzył lub
nie wierzył. Jest napisane, że modlił się do czegokolwiek, wszystkiego co tylko
było w stanie go usłyszeć – zauważył Starszy Pan.
- A ja nie widzę nawet stwierdzenia, że to facet – dodała
Dziewczyna. - Z góry pan coś zakłada, bo autor jest mężczyzną.
- Jak już być takim drobiazgowym, to nawet pójście do
szpitala nie jest tutaj oczywiste, więc może to tylko nasze błędne wnioski –
zauważył Chłopak znowu się śmiejąc.
- Miau miau miau miau miau miau miau miau miau miau miau
miau miau mia miau – wtrącił nagle Kot, zasiewając w pomieszczeniu konsternację.
- To bardzo odważne spostrzeżenie – odparła zmieszana
Organizatorka.
- I bardzo naciągane – dodał Brunet znów oburzony. –
Przecież czytamy jasno, że to facet modlący się po wypadku! Wszystko jest podane na
tacy, a wy się rozwodzicie nad tym jak nad obrazem Picassa.
- No właśnie, przecież to bardzo prosty tekst – odezwał
się milczący wcześniej Nastolatek.
- Wręcz bajka dla dzieci, drugi Brzechwa, mówiłem –
krzywił się dalej Brunet, dumny z zyskania sojusznika. – Żadnej głębi, żadnych
uczuć, zwykła opowiastka w formie rymowanki.
- Rymowanka czy nie, dobrze czasem przeczytać coś, co nie
jest znów osobistym lamentem o depresji, samotności i nieszczęśliwej miłości –
wtrąciła Dziewczyna.
- Trzeba być kompletnie wypranym z uczuć, aby tak
lekceważąco wypowiedzieć się na temat szczerej poezji o wielkim cierpieniu! –
krzyknął Brunet już całkiem mocno rozgniewany.
- Nożyce, nożyce… - skomentował cicho Chłopak w
prześmiewczym tonie.
- To może niech pan autor nam powie, co tu jest
poetyckiego w tej rymowance? – zapytał Brunet wyzywająco, kierując uwagę całej sali
na Błaźnie.
- Noo… - zaczął Błazen zmieszany.
- Bo ja naprawdę rozumiem – przerwał Brunet. - Opowieść o
przykrej sytuacji, no smutno, ale czy coś oprócz rymów czyni ten tekst poezją?
- Więęc… - znów zaczął Błazen niepewnie.
- Bo gdy w białej poezji niektórzy widzą „zwykłe
wypowiedzi”, to najwyraźniej przegapiają cały przekaz.
- W za… - spróbował znów Błazen.
- Bo nawet w takiej zwykłej formie może się kryć
niezwykła treść, jeśli tylko spojrzeć pod powierzchnię.
- Dobrze, może dajmy już autorowi odpowiedzieć na
pytanie? – poprosiła Organizatorka zachowując zimną krew.
- Proszę mówić, panie Błaźnie – rzekł Starszy Pan w swym
poważnym brzmieniu, co ostatecznie oczyściło atmosferę robiąc Błaznowi miejsce
na wypowiedź.
- No więc ja się zgadzam z panem Brunetem w zupełności –
zaczął Błazen kontrowersyjnie. – Prosta forma może kryć skomplikowaną treść. Czasem
coś nam brzmi jak zwykła wypowiedź, bo po prostu pominęliśmy sedno.
- No właśnie! – wykrzyknął triumfalnie Brunet.
- Niestety muszę też zauważyć, że stwierdził pan tę oczywistość
w zupełnej hipokryzji.
- W hipokryzji? – zdziwił się awanturnik.
- Oczywistość… – cicho zachichotał chłopak.
- Bo popełnił pan zarzucany innym błąd. Tak naprawdę to w
moim wierszu nic nie jest przedstawione w sposób dosłowny. Nie ma faceta,
wypadku, szpitala, ani nawet modlitwy. Całość to wielka metafora procesu powstawania
uczucia bezsilności.
Na sali zapadła cisza olśnionych przemyśleń, a w
ciemnowłosej głowie awanturnika jakiś facet po wypadku modlił się do bogów o
wyjście z tego bez szwanku…
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.