Ktoś
kiedyś uczynił tabletki przeciw migrenie dostępnymi bez recepty, dzięki czemu
posiadanie kilku w zapasie stało się łatwe, co przy tak nieprzewidywalnej dolegliwości
jawi się niczym zbawienie... Aż przekonujesz się, że i tak są zbyt drogie, aby w pełni wykorzystywać tę nową możliwość.
Błazen cały dzień był na nogach i zastanawiał się
dlaczego boli go głowa. Zaczęła już poprzedniego dnia i podejrzewał
przeziębienie, ale temperaturę miał w normie, a herbatka ze świeżym imbirem nie
pomogła. „Może to niedobór magnezu”, myślał sobie przechodząc przez ulicę. Zaszedł
więc do sklepu i kupił paczkę pestek z dyni. „Zostawmy wszelkie farmakologie na
ostateczność…” Gdy tylko dotarł do namiotu położył się, przykrył kocem i sięgnął po pestki. Przez następną godzinę chrupał wpatrując się w telefon,
gdzie jakiś facet wymieniał rzeczy rzekomo udowadniające swoją hipotezę, ale nie
wyjaśniał jak. Zamiast tego kazał widzowi samemu sobie na to odpowiedzieć, jak
gdyby wszystko było tu oczywiste… czy też może miało zmusić go do uwierzenia,
iż to oczywiste, a więc w obawie przed wyjściem na durnia nic nie powie. Przez
cały film Błazen uśmiechał się i kiwał głową, bo myślał, że to wszystko sarkazm,
jako że dla niego te przykłady udowadniały coś zupełnie przeciwnego. W połowie
filmu nawet zasubskrybował, aż w końcówce opadła mu szczęka, kiedy zrozumiał,
iż nie było tam ani krzty sarkazmu… „Cóż, mimo to zostawię go w subskrypcjach,
dobrze być na bieżąco nie tylko z tym, z czym się zgadzam…”
Kiedy film dobiegł końca Błazen zauważył, że już kilka
razy przyciemniał i przyciszał telefon, a mimo to nadal go drażni.
- No nie… - odłożył pestki na bok. – Tylko nie to.
- MIAU! – krzyknął Kot wracając nagle do namiotu.
- Aaa… - Błazen szybko zakrył uszy. – Nie tak głośno…
Kocie… Mam migrenę…
- Miau…? – szepnął Kot.
- Tak, proszę.
Wtedy Kot przyniósł szklankę wody i tabletki przeciw
migrenie. Błazen łyknął szybko jedną sztukę i przeczytał na ulotce, że jeśli
nie pomoże to kolejną ma wziąć po dwóch godzinach. „Akurat tylko dwie miałem”,
patrzył na ostatnią tabletkę w skupieniu tak, jak gdyby miało to naładować ją
dodatkową silą działania. Następne pół godziny leżał wyszukując w swoim bólu oznaków
ustępowania, aż… zasnął.
- Miau? – zapytał cicho Kot, gdy tylko Błazen otworzył
oczy.
- Ile godzin minęło?
- Miau.
- To o jedną za dużo… Hm… - przyłożył dłoń do czoła. –
Wydaje się gorące. Boli mniej, ale nadal jest źle… I razi… I głośno…
Kot bez słowa podał mu ostatnią tabletkę. Błazen łyknął
ją i ponownie zasnął. Obudził się następnego dnia, wcześnie rano. Najpierw
upewnił się, że czoło nie jest gorące, a później zbadał nasilenie bólu i
wrażliwości na światło. Następnie poruszył się i zauważył, że szelest pościeli
nadal trochę go drażni, ale ogólnie czuł się znośnie. Wyszedł więc do pracy jak
gdyby nigdy nic, ale cały dzień miał na nosie okulary przeciwsłoneczne i
zatykał uszy słuchawkami kiedy tylko mógł. Po pracy wrócił do namiotu i od razu
zasnął. Spał tak całą noc, a później z przerwami cały następny dzień… I znów
całą noc…
- Miau? – usłyszał pytanie, gdy miał jeszcze zamknięte
oczy.
- Hę? – podniósł powieki i zobaczył zmartwionego Kota. –
Nic mi nie jest, Kocie.
- Miau?
- Tak. Czuję się teraz całkiem nieźle.
I tak było. Co prawda nadal preferował słabe światło i
ciche otoczenie, ale nic go już nie bolało i miał dużo energii. W takim stanie
przeżył kilka kolejnych dni, aż nadeszła pora na wyjazd w rodzinne strony z
okazji Wielkanocy, której w zasadzie Błazen nie obchodzi, ale jego rodziny nie
obchodzi to, co on obchodzi a czego nie. W autobusie słońce świeciło mu prosto
w twarz, przez co musiał znów włożyć ciemne okulary. Drogi były krzywe, a
okienka nie dało się uchylić. Powoli wracał mu ból głowy i już myślał, że
zwymiotuje, gdy wtem nagle zwymiotował Kot.
- Ojej… Choroba lokomocyjna, co? – Błazen od razu odżył i
posprzątał po Kocie. Resztę drogi czuł się lepiej, a kiedy już dotarł na
miejsce... znowu opadł z sił. Zasnął wcześnie i spał jak zabity. Następnego ranka
czuł się tak, jakby nadal spał. Zjadł z rodziną poświęcone śniadanie,
pokrzątali się trochę w wielkim zgiełku i drażniącym hałasie do południa, aż w
końcu osłabiony usnął na kanapie. Obudził się niby miło przykryty kocem, ale też niemiło otulony dźwiękami głośnego telewizora z pokoju obok. Czuł się zatem tak, jakby wcale nie
spał, choć jednocześnie zdawało mu się, iż zaczął kolejny dzień… ale też z jakiegoś
powodu wierzył, że to sobota. Resztę dnia błąkał się półżywy, z umysłem we mgle
i spędzał czas z rodzeństwem i znajomymi. Była już prawie północ, kiedy
uderzyło go nagłe uczucie strachu.
- Dziś niedziela?! – wykrzyknął przerywając towarzystwu
rozmowę.
- No tak, przecież Wielkanoc – odparła Siostra.
- No nie… No nie! Ale już prawie północ…
- A co? – zdziwił się Brat.
- Przecież ja w niedziele piszę opowiastki… - westchnął
zażenowany Błazen. – Dlaczego ja myślałem, że dziś jest sobota?
- Miau miau miau – odparł Kot wzruszając ramionami.
- No też racja, z migreną nie ma żartów…
- Ale dziś święto, chyba możesz mieć wolne – zasugerowała
Siostra.
- Nie mogę, nie… To dla mnie ważne… Niedziela to
niedziela, nieważne na jaki dzień wypada.
- Wielkie mi rzeczy – wtrącił Kolega. – Przegapiłeś tylko
jeden dzień, a mi całe życie ucieka. Przysiągłbym, że nadal mam piętnaście lat.
- Nawet tak się zachowujesz – zaśmiał się Brat.
- No właśnie! A później patrzę w dowód osobisty i nie
wiem co jest dziwniejsze, widoczna tam data urodzenia czy sam fakt posiadania
takiego dokumentu… Dla mnie całe życie było jak migrena.
- A jeszcze niedawno bawiliśmy się w chowanego
zaklepywanego – wtrącił Drugi Kolega.
- Pobawiłbym się w to znowu – odparł Kolega.
- A ja napisałbym tę opowiastkę… - Błazen przyklepał
sobie twarz dłonią.
- My swoje, a czas swoje – zaśmiał się Drugi Kolega.
- Tak – pokiwał głową Błazen patrząc na świeczniki przed
sobą. – Zapalamy świece do kolacji, a one gasną jeszcze przed
zastawieniem stołu…
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.