niedziela, 18 grudnia 2016

Łowcy.B? Jak Błazen nie został komikiem.

                Czy błazny są śmieszne? Owszem, bywają. Ale czy można nazwać ich komikami? Otóż nie, to dwa różne typy człowieka. Błazen to styl życia, a komik to zawód. Nasz Błazen za młodu marzył o byciu komikiem, a nawet założył z Kotem własny kabaret i na każdą rodzinną uroczystość przygotowywali okropne skecze, do oglądania których namiętnie wszystkich zmuszali nie rozumiejąc dlaczego trzeba ich zmuszać. Cóż, byli zbyt młodzi, aby widzieć, że tylko ich samych to bawi. Dlatego dawno temu, w trawie…
- Miau?
- Tak?
- Miau miau miau?
- Naprawdę?
- Miau.
- Nie kłamiesz?
- Miau.
- I to w tym mieście?
- Miau.
- No to idziemy!
Łowcy.B byli wówczas sensacją i Błazen identyfikował się z ich dziwacznością. Oczywiście rozumiał, że to tylko gra aktorska, ale nie wyobrażał sobie, aby ludzie tworzący takie postaci mogli nie mieć z nimi nic wspólnego. Dlatego też bardzo ucieszył się, gdy usłyszał od Kota o zbliżającym się występie tegoż właśnie kabaretu, i to akurat w tej miejscowości, w której obecnie pomieszkiwali.
- Kocie, uczesz ładnie futro. Może nie wyszło z naszym kabaretem (Jeszcze zobaczą, jeszcze kiedyś…), ale zawsze możemy być eleganckimi fanami cudzych kabaretów – mądrzył się Błazen poprawiając kokardę na szyi.
- Mllaun – odparł Kot w trakcie czesania się grzebieniem naturalnie występującym na jego języku.
Gdy byli już gotowi, ustali przed sobą i zaczęli się nawzajem motywować.
- Ja zaczynam. Ekhem. Kim jesteś?
- Miau.
- Kim jesteś?!
- Miau!
- Kim jesteś???!!!
- Miau!!!
- Dobrzeee! Teraz Ty.
- Miau miau miau?
- Fanem.
- Miau miau miau?!
- Fanem!
- Miau miau miau???!!!
- Fanem!!!
- Miau. Miau?
- Tak, idziemy.
Poszli. Nigdy wcześniej nie byli fanami nikogo ani niczego, ale tym razem czuli się zdeterminowani, aby tego spróbować, zobaczyć jak to jest.
Usiedli sobie w jednym z wyższych rzędów i oddali się oglądaniu występu. Skecz za skeczem Błazen coraz bardziej tęsknił za swoim nieudanym kabaretem. „Ach, jak fajnie jest się wygłupiać… Ach, oni też to rozumieją… Tak po prostu zachowywać się jak głupek, rozśmieszać ludzi… Ach, ach… Tyle to daje radości… Pewnie bardzo kochają swoją pracę… Na co dzień pewnie też są zabawni? Najlepsi komicy przecież mają to we krwi… Ach, ach, dlaczego ja nie jestem zabawny…”
Najbardziej oczywiście spodobał im się klasyczny „Szczypiorek”, pełen krzyków i strasznego „COOO”. Po finalnym okrzyku oboje wybuchli śmiechem nad cudowną bezsensownością całego zajścia. Spojrzeli na siebie wtedy porozumiewawczo. „Tak, to taka życiowa bezsensowność. Czyż nie widać jej wszędzie?” Śmiali się tak szczerze… „Miau”. Mieli naprawdę wielki ubaw. Aż występ zakończono dziwacznym tańcem o choreografii wypełnionej głośnym tupotem. Taka komiczna wersja stepowania, czy coś.
                Mieli już wyjść, gdy dopadł ich dylemat. Nieopodal wyjścia stali członkowie kabaretu i wypisywali autografy. Ani Błazen, ani Kot nie zajmują się zbieraniem autografów, bo takowe nie mają żadnego zastosowania ani szczególnej wartości (jak dla nich), i najpewniej po prostu by je później zgubili. Ale tak się stało, że Błazen miał przy sobie swój chaotyczny notatnik służący mu do wszystkiego. Rysunki, mapy, wiersze, piosenki, pomysły, adresy, numery telefonów, listy zakupów, notatki z zajęć, potajemne konwersacje, zasłyszane lub przeczytane gdzieś słowa… Wszystkotatnik.
Znalazł kilka wolnych stron i stwierdzili z kotem, że nie zaszkodzi im to raczej, a za to będzie nowe doświadczenie. Taki notatnik raczej się nie zgubi, więc może też i zostanie pamiątka. W tamtych czasach Błazen był o wiele (Wiele, wiele!) bardziej bojaźliwy w stosunku do nieznajomych, więc stojąc w kolejce zestresował się niemało, ale postanowił sobie, że oprócz wzięcia podpisu powie im „fajna potupaja”, nawiązując do ich tupiącego tańca z końca występu. Ot, bo lubił pracować nad swoją płochliwością, a poza tym uważał to za fajny tekst. Wyobraził sobie, iż rzuci go luzacko, jak gdyby nigdy nic… Taki był plan… Aż nadeszła jego kolej i już mu się ręce trzęsły, już było mu gorąco… To ta chwila, gdy jeśli nie powie czegoś od razu, to zablokuje mu się mowa całkowicie i nie powie wtedy nic. Rzekł więc szybko:
- Fajna potupaja. – A tak dławił się tymi słowami, że w efekcie wyszły przeplatane jakimś nerwowym śmiechem.
- Co? – zapytał z poważną miną pan Kałamaga, słynący ze scenicznego żółtego swetra.
- Fajna potupaja – powtórzył Błazen głośniej, choć jeszcze bardziej przestraszony.
- Co? – zapytał ponownie, z tą samą powagą, czyniąc oczywistym to, że dosłyszał, ale chciał po prostu, aby Błazen znowu się powtórzył.
- Fajna potupaja – powtórzył ponownie, mimo niechęci, zmuszony strachem, czując się jak w skeczu o szczypiorku. Musiał znaleźć się w tej sytuacji, aby zrozumieć, iż to jednak wcale nie jest śmieszne, gdy osoba, której się boisz, zmusza Cię do powtórzenia czegoś trzy razy. „Ta życiowa bezsensowność, widać ją aż nazbyt wyraźnie”, zatrwożył się w duchu. A Kot patrzył na to zajście zdumiony…
Następnie dwoje z tych panów, w tym Kałamaga, złożyli podpisy w notatniku Błazna uśmiechniętego ze strachu. W zamierzeniu miał zdobyć podpisy całej grupy, ale pozostali panowie trzymali się jakoś na uboczu, a Błaznowi dość już było, więc sobie darował.
- Ach, świeże powietrze – odetchnął po wyjściu z budynku, a chłód zimowej pory zaczął zmywać wstyd z jego twarzy.
- Miau…– skomentował Kot nieśmiało.
- Tak, okropnie to wyszło. Nie spodziewałem się…
- Miau…
- Mhm, nieprzyjemny ten pan, może miał zły dzień…  – odparł, a w myślach wyrzucał sobie, że tak głupio poddał się temu małemu znęcaniu. W tamtych czasach nie umiał inaczej.
„Źle wyobraziłem sobie komika. W rzeczywistości jest jednak bardziej jak typowy polityk: złoty człowiek na scenie, zwykły ch** osobiście.” Westchnął zawiedziony, a wraz z dwutlenkiem węgla uszedł z niego zapał do zostania komikiem. Tak samo jak kiedyś uszedł zapał do bycia prawnikiem, gdy uświadomiono go, iż prawo i sprawiedliwość to dwie różne (często sprzeczne) rzeczy…
                Wiele lat później, gdy Błazen znalazł przez przypadek swój stary notatnik…
- Ach! Kocie, pamiętasz jak byliśmy na tamtym występie z potupają?
- Miau.
- Ciekawe jak się teraz miewa ten kabaret? – Po tych słowach od razu rzucił okiem na Internety. Niemałe było jego zdziwienie, gdy na liście „Byli członkowie” zobaczył dwa nazwiska: Kałamaga oraz Pindur.
- Oczom nie wierzę… Ci co najwięcej zapału mieli… Przecież to właśnie ich autografy mam w notatniku. To jakaś klątwa upokorzonego błazna? Czyżby dosięgnął ich mój gniew sprzed lat?
- Miau.
- No racja, takich mocy nie mam. Ale cóż… Jak widać życie jest uczciwe i jeśli komuś płynny komik w żyłach nie płynie to sam zda sobie z tego sprawę… Mózg wymyśla różne rzeczy, ale na koniec i tak nasze stopy zawsze wiedzą najlepiej jaka droga im pasuje…  – wymądrzył się zwyczajowo.
- Miau.
- Może kiedyś moje też się ockną – zadzwonił czapką, co była już przyciasna. 
 
Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.