niedziela, 30 października 2016

Źle się miewasz? To się dobij.

                Niebo wydawało się lekko fioletowe… Chmury wyglądały jak szara farba niedbale rozmazana dłonią. Wokół rosła wysoka, ciemnozielona trawa. Cały krajobraz prezentował się ponuro, ale Błazen, choć tego nie rozumiał, czuł się zrelaksowany i chętnie spacerował po okolicy. Wspiął się na wzgórze i zobaczył w oddali małe jeziorko. A przynajmniej on zidentyfikował to jako małe jeziorko, choć było to po prostu bagno. Zamierzał wyruszyć w stronę ów bagna, aby pozachwycać się ciemną, mulistą wodą, ale nim postawił pierwszy krok usłyszał za sobą basowy głos:
- Błaźnie, na twoje życie czyha zabójca.
Błazen odwrócił się i zobaczył Kota.
- Kocie, Ty mówisz! To znaczy… zawsze mówiłeś, ale… nigdy w ten sposób!
- To nie jest teraz ważne, on się zbliża! Szybko, udawaj martwego!
- Ten zabójca jest niedźwiedziem?
- Po prostu udawaj trupa, czas ucieka!
Nie do końca rozumiejąc tę sytuację Błazen posłuchał Kota i padł „martwy” na trawę. Ufał Kotu, nawet jeśli przez tyle lat udawał, że nie umie mówić ludzkim głosem.
Leżąc w trawie ujrzał zbliżającego się mężczyznę. Zamknął wtedy oczy i pozostałe wydarzenia obserwował z góry, jak gdyby zdysocjował w jakieś ciało astralne unoszące się nad ciałem materialnym. Patrzył jak mężczyzna mu się przygląda, a później słuchał jak do niego mówi:
- Śpisz? – zaczął trącać Błazna butem. Następnie spróbował podnieść jego rękę aby przekonać się, iż wszystkie stawy w ciele Błazna są zbyt sztywne, aby dało się zgiąć którąś kończynę. – No nie… Nie żyjesz? Przybyłem za późno… No cóż, to poznęcam się chociaż nad twoim ciałem. Lepsze to niż nic – wzruszył ramionami, chwycił Błazna za nogę i zaczął ciągnąć go w stronę bagna.
„Co teraz? Udawać dalej? Czy Kot przybędzie mi na ratunek? Te powolne oddychanie nie zapewnia mi tyle tlenu, ile naprawdę potrzebuję…”
Dotarli nad bagno. Dopiero teraz Błazen zauważył, że cała okolica wcale nie jest tak przyjemna, jak mu się zdawało. Zabójca siłował się z nogami i rękoma Błazna, aż zgięły się z trzaskiem, tak jakby Błazen rzeczywiście był martwy i zesztywniały… Chociaż nie bolało. A później zaczął go rozbierać. Po co? Błazen nawet nie chciał wiedzieć. Uznał, iż pora powstać z martwych i uciekać. Niestety, bez względu na to jak bardzo próbował, nie mógł się poruszyć. Pomyślał sobie wtedy, że chyba naprawdę nie żyje i po tej myśli błyskawicznie obudził się przerażony w swoim ciepłym namiocie.
- Kocie, to było straszne! – zajęczał hiperwentylując się jak pies w upale. - Może poza tą częścią, w której mówiłeś ludzkim głosem…
- Miau…? – zapytał Kot zaspany.
- Nic, nic, to był tylko zły sen.
                Następnego dnia Błazen odwiedził swoją mamę. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, gdy wszedł do jej domu, to krowa stojąca w salonie jak gdyby nigdy nic. Nie skomentował tego, tylko oboje weszli do kuchni, aby po chwili usłyszeć groźne odgłosy, jakby jakaś bestia warczała, a następnie krowa wydała z siebie przeraźliwy krzyk. Pobiegli do salonu i zobaczyli krowę rozdartą na strzępy w ogromnej kałuży własnej krwi.
- Tak jak myślałam, w domu grasuje lew – powiedziała Mama.
- Lew? Jak to?
- Chowa się w ścianach, ale możemy go zwabić i pokonać. Ty będziesz muczeć jak krowa, aż pomyśli, że mam drugą i przyjdzie ją rozszarpać. Wtedy Kot zapędzi go do klatki, a ja ją zamknę.
- O, Kocie, nie było cię tu wcześniej – zdziwił się Błazen.
- Miau.
- Chodźmy do mojej sypialni – zarządziła Mama i poszli.
Błazen nie rozumiał dlaczego lew mieszka w ścianach domu Mamy, ani jak to w ogóle możliwe, i dlaczego akurat ma udawać krowę, i skąd w sypialni klatka na lwa, jakim sposobem Kot ma go tam zapędzić… ani dlaczego w rogu pokoju stała zabytkowa maszyna do szycia, która wcześniej zawsze była na strychu. Dlaczego w ogóle zwrócił na to uwagę? Przecież dużo tu się zmienia pod jego nieobecność. Może po prostu Mama wróciła do szycia.
- Muuuuu… - muczał Błazen zastanawiając się nad tym wszystkim. – Muuuuu…
Trwało to kilka minut, aż wszystkich ogarnęło przeczucie, iż coś się zbliża. Wpatrywali się w okno, jakby to stamtąd miał nadejść lew. Za oknem panował mrok, chociaż jeszcze przed chwilą był dzień. Po chwili maszyna do szycia zaczęła sama poruszać igłą, robiąc przy tym dużo hałasu.
- Mamo? – jęknął Błazen przestraszony.
- Nie przestawaj muczeć – powiedziała nadal w skupieniu patrząc na okno.
- Muuuuu… Muuuuu… - poczuł się tak, jakby przywoływał demona, i po chwili pożałował tego skojarzenia, bo wykrakało mu następne wydarzenie. Z maszyny do szycia niespodziewanie wyskoczył ogromny demon. Kot rzucił się do zaganiania go do klatki, ale zamiast tego został opętany. Następnie skoczył na Mamę, pogryzł ją mocno, polecieli razem pod sam sufit, który nie wiadomo kiedy zrobił się trzy razy wyższy, i ukrzyżował Mamę nad drzwiami.
- Aaa!!! – obudził się Błazen z przyspieszonym biciem serca.
- Miau? – zerwał się Kot.
- Kocie, znowu zły sen… - wydukał Błazen uspokajając swój oddech. – Naprawdę mi się to nie podoba.
- Miau…?
- Hm… Ale do czego miałbym potrzebować tych snów?
- Miau?
- Jakoś nie czuję, aby rozwiązywały moje wewnętrzne rozterki, raczej psują mi humor, i to tyle.  
- Miau…?
- Hm, nie widzę dla nich logicznej interpretacji. Ale niech będzie, jeśli znowu przyśni mi się coś złego to spróbuję nie budzić się w trakcie i wyciągnąć z tego wnioski.
                Nie wiedzieć czemu w namiocie zapanowała ciemność, a mimo to każdy obiekt miał jasny kontur, jakby malowany światłem księżyca.
- Kocie, jesteś tutaj? – zapytał Błazen, a wtedy w kącie pojawił się świetlisty kontur Kota. – O, dobrze. Więc co teraz? Może po prostu odsłonię okienko? – Zaczął zbliżać się do okienka, ale jego plan został anulowany, gdy przy okienku pojawiła się postać tak czarna, że nawet w tym kompletnym mroku się odznaczała. Obok niej wyrosła kolejna, a po niej dwie następne…
- Yyy… Okeeej… - Błazen najpierw chciał się wycofać, ale za sobą zobaczył takie same postaci. Nagle poczuł, iż musi chronić swój numer telefonu. Wyciągnął z kieszeni malutką karteczkę i ołówek, zapisał swój numer (którego na co dzień nigdy nie pamięta) i zwrócił się do swojego taty, którego wcześniej tu nie było.
- Tato, tato, nie wychodź jeszcze, poczekaj. Weź ten numer. Weź go, proszę! I nikomu nie pokazuj, trzymaj go zawsze w kieszeni i ochraniaj! – błagał Tatę tak, jakby zależały od tego losy świata. Tata zdziwiony wziął karteczkę i wyszedł, ale Błazen wiedział, iż  nie udało mu się go przekonać i teraz jego numer jest w niebezpieczeństwie. Chciał pobiec za Tatą, ale jedna z ciemnych postaci chwyciła go za nadgarstek i zaczęła ciągnąć w tłum pozostałych.
- I jakie wnioski mam z tego wyciągać? – zapytał nieruchomego konturu Kota i nie otrzymał żadnej odpowiedzi. – Dosyć tego. Po co w ogóle zapisywałem ten numer? Skoro rzekomo muszę go chronić. Nie masz nic do dodania, Kocie? W takim razie ja już nie współpracuję z tą opowieścią. A ty puszczaj mnie, obrzydliwcu! – oswobodził swoją rękę, a następnie spoliczkował nią mroczną postać. Wszystkie wpadły wówczas w gniew i zaczęły rzucać się na Błazna, ale to był jego sen, więc do wygranej potrzebował jedynie chęci. Pobił ich wszystkich na kwaśne jabłka, odsłonił okno, wyskoczył przez nie i zaczął lecieć. – Głupie sny. Wyśnię sobie teraz to, co ja sam uważam za potrzebne do rozwiązania moich wewnętrznych rozterek.
Wylądował na kwiecistej polanie, położył się tam, zamknął oczy i obudził się rano zrelaksowany.
- Ach, jaki satysfakcjonujący sen – powiedział ziewając.
- Miau? – zapytał Kot również ziewając.
- Znowu miałem koszmar, więc zdenerwowałem się, pobiłem wszystkie potwory i odleciałem na piękną polanę, gdzie odpoczywałem przez resztę nocy.
- Prr… Mrau?
- Hę? Że niby od początku taki był cel moich złych snów?
- Miau.
- Szansa na wyładowanie frustracji, mówisz… Ten mój mózg jest głupszy, niż myślał.
 
Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.