niedziela, 16 października 2016

Kot sam w namiocie.

                Każdego dnia o siódmej rano zegar biologiczny Kota każe mu się budzić i zacząć w irytujący sposób kopać dziurę w Błaźnie oraz okolicznej pościeli - w celu obudzenia go i zostania przezeń nakarmionym. W bardzo skrajnych przypadkach bywa tak, że Błazen nie ma jak wrócić do namiotu na noc. Zwykle jednak przewiduje taką sytuację, dzięki czemu nawet wtedy śniadanie Kota jest gotowe do podania o siódmej rano i pozostaje mu już tylko wrócić na czas.
Akurat trafiła się wyjątkowo zimna noc, gdy Kot został sam. Najpierw bez mrugania patrzył na wygaszone ognisko, jak gdyby miał w ten sposób wzniecić ogień, a później przypomniał sobie, że w takich sytuacjach należy wejść pod kołdrę. Zaczął więc wiercić głową w brzegu kołdry, aż wsunęła się pod spód, a wtedy reszta poszła już gładko, po gładkiej kociej sierści. Jego uszy, pełniące funkcję termometru, powoli zaczęły się nagrzewać. Zamknął oczy i odpłynął do krainy zawsze udanych łowów.
                Obudził go ból, bo spał z wystawionym językiem, a później zaczął mlaskać przez sen i się w niego ugryzł. Spojrzał na swój biologiczny zegar i stwierdził, że za dwadzieścia minut śniadanie. Wyszedł spod kołdry i zaczął rozglądać się za Błaznem. Na próżno. Wyszedł więc z namiotu i rozpoczął obchód, wołając go…
- Miaaau! Miaaau!
Ale bez odpowiedzi. Teoretycznie Błazen jeszcze się nie spóźnił, zatem Kot postanowił wstrzymać się z paniką i zabić czas czyszczeniem futra. Uwinął się w dziesięć minut. Podniósł wówczas głowę i nadal nie widział na horyzoncie niczego, co miało kształt zbliżony do Błazna. Przeszedł więc do obgryzania pazurów… aż ruchy perystaltyczne jego jelit wybiły siódmą. Wtedy znów podniósł głowę i nadal nie widział Błazna. Uznał, iż czas na panikę. Jego źrenice z małych pasków zamieniły się w wielkie czarne dziury i zaczął jogging. Na początek obiegł namiot dookoła trzy razy, odbijając się od drzew i kamieni, taranując wszystkie mniejsze obiekty na swojej drodze, płosząc wszelkie drobne żyjątka. Później wpadł do namiotu i tam również wszystko poprzewracał. Następnie zawrócił się poprzez odbicie od ściany namiotu, aby powtórzyć cały proces, ale zanim wybiegł zobaczył znajomy obiekt… Pudełko, z którego Błazen codziennie wydobywa posiłki Kota. Zatrzymał się natychmiast i powąchał je, aby potwierdzić swoje podejrzenia… „Miau”, pomyślał z zadowoleniem, po czym rozpoczął pocieranie pokrywki, na zmianę czołem i nosem. Ku jego uciesze była niedomknięta, ponieważ Błazen wieczorami wkłada tam zamarznięte bryłki mięsa, których kształt nie zawsze pozwala na domknięcie. Dopomógł więc łapą i pokrywka ustąpiła, ukazując foliową torebkę z odmarzniętym mięsem.
Kot najpierw zeskanował okolicę uszami, dając Błaznowi ostatnią szansę na przybycie, a później wyciągnął torebkę z pudełka i przewracał nią po całym namiocie różnymi metodami, aż udało mu się włożyć głowę do środka. Myślał sobie, że zje tylko jedną trzecią, bo torebka zawierała porcję na cały dzień, ale gdy już zaczął jeść to stracił umiar… Zanurzał się głębiej i głębiej w torebkę, wyjadając drogę na dno, aż nie zostało w niej nic. Zechciał wtedy wynurzyć się z powrotem, więc włączył wsteczny i ruszył, ale ku jego zdziwieniu wraz z torebką na głowie, a nie zostawiając ją, tak jak to sobie wyobraził. Następny pomysł na jaki wpadł to pocieranie głową o podłoże. Jedyne co osiągnął w ten sposób to ból uszu, bo torba szeleściła niemiłosiernie. W ogłuszeniu i w przerażeniu - kto wie co było większe - zastygł. Pomyślał sobie, że jak Błazen wróci to mu to zdejmie, więc powinien się uspokoić i uciąć sobie drzemkę. Zamknął więc oczy, ale jedyne na czym mógł się wtedy skupić to irytujące przyleganie torby do jego nosa, za każdym razem gdy robił wdech. Pierwszą godzinę spędził więc na niespokojnym prychaniu. Później nastąpiła czarna rozpacz, gdy zdał sobie sprawę z tego, że ma coraz mniej powietrza… „Miau”, pomyślał sobie zrezygnowany i choć wszystkie jego mięśnie były napięte ze strachu, to jednocześnie ten sam strach je unieruchomił. Następne godziny spędził więc nieruchomo, mimo niewygodnej pozycji…
                „Kto by pomyślał, że tyle czasu zajmie mi powrót do namiotu? Chyba pora przenieść obozowisko, żeby było bliżej”, myślał sobie Błazen widząc namiot w oddali. Po drodze szybko zbierał kawałki drewna podejrzewając, że Kotu jest zimno. Gdy dotarł do obozu rzucił je od razu w miejsce ogniska.
- Kocie, wiem, już dwunasta, przepraszam! Pewnie jesteś głodny! Gdzie to pudełko… – rozglądał się. – Już zaraz, dostaniesz dużą porcję mięsa! Gdzie ono… – nadal się rozglądał, aż… – Kocie? – przestał się krzątać i nastawił słuch. – Kocie? Jesteś tutaj? Chyba nic ci nie jest, co? Haha… Gdzie jesteś?
Normalnie Kot zaczynał ochrzan, gdy Błazen dopiero co się zbliżał. „Dziwne…” Błazen niby nie był poważny, gdy zapytał Kota czy nic mu nie jest, ale gdzieś tam w środku naprawdę czuł, iż ta cisza oznacza coś złego.
- Jesteś w namiocie? – zapytał wchodząc do namiotu. – Kocie? Ko… – urwał słowo, gdyż na widok Kota strach wbił mu wielką igłę prosto w gardło. Sparaliżowało go na jedną sekundę, a później od razu rzucił się Kotu na ratunek.
- Kocie, Kocie?! Żyjesz?! Żyjesz???!!! – Zdjął Kotu torbę z głowy, a ten nadal siedział nieruchomo w dziwacznej pozycji. – Kocie? Kocie, powiedz coś...
Kot nic nie powiedział, ale obrócił głowę i spojrzał na Błazna nieprzytomnie.
- Mój biedny Kocie… – Błazen zaczął wycierać rękawem jego głowę, mokrą trochę od mięsa, a trochę od pary z oddechu. – Przepraszam, przepraszam…
Uspokoił się dopiero po minucie, gdy Kot zaczął mruczeć.
- Kocie, przejdź się kawałek, zobaczmy czy możesz równo chodzić.
Kot posłuchał i zaczął powoli iść. Dopiero wtedy odzyskał mowę i krzyczał przez całą drogę, aż wyszedł z namiotu i wskoczył na pieniek.
- Uff… Wygląda na to, że nic ci nie jest.
- Miau – odparł Kot i w duchu cieszył się, że Błazen jest zmartwiony, zamiast gniewać się za to, iż Kot zjadł na raz śniadanie, obiad i kolację. Na szczęście ludzie mają w mózgu taki filtr, który ustanawia rozsądne priorytety. A przynajmniej niektórzy...
- Kocie, przyjmuję pełną odpowiedzialność za to co się stało oznajmił podając mu wodę.
- Miau – odparł Kot z zadowoleniem.
- Rozumiem, że po prostu byłeś głodny.
- Miau – znów potwierdził usatysfakcjonowany.
- Już nigdy nie zostawię pudełka w twoim zasięgu. Lepszy kot głodny, niż martwy.
- Mia… – przerwał i przetworzył tę informację, aby stwierdzić, że się nie zgadza. – Miau?!
- Tak, Kocie, następnym razem będziesz głodować, tak jak miliony innych istnień na Ziemi. Ponieważ życie jest najcenniejszym skarbem, nawet takie w mękach. I nie pytaj mnie dlaczego, bo nie mam bladego pojęcia. 

Miłego absurdu, 
Kot

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.