niedziela, 22 maja 2016

Bezdotykowa pedofilia.

                Pogoda zrobiła się piękna, więc większość ludzi wzięła sobie wolne, aby zaszyć się w domu i to przegapić. Dzięki temu niektórzy z nich zauważyli, że ich dzieci cały czas siedzą przy komputerach, zatem wręczyli im tablety i wygonili je na zewnątrz.
Błazen przechodził akurat przez jakieś zielone osiedle, bo wcześniej Kot przysięgał mu, iż gdzieś w tej okolicy widział nowy sklep mięsny z soczystymi indykami po promocji. Mając na uwadze wilczy głód Kota rozglądał się tak zamaszyście, że aż zaczęło mu dzwonić w głowie - ale pomylił to z dzwonieniem czapki i dalej kręcił głową, aż poczuł kręcenie również w jej środku. „Pora usiąść”, pomyślał sobie wirującymi myślami i ruchami kolisto-falistymi udał się w kierunku czegoś, co z daleka wyglądało jak wolna połowa ławki. Kiedy do jego uszu przedostały się niecenzuralne słowa wypowiadane piskliwymi głosami zastanowił się, czy aby na pewno chce usiąść obok wulgarnych kobiet - ale zanim przemyślał to do końca, siedział już na wolnej połowie ławki.
- Jakiś menel! – zapiszczał jeden z głosów.
- Jakiś błazen! – zapiszczał drugi.
- Cicho, bądźcie mili – napiszczał trzeci na poprzednie i wszystkie umilkły.
Błazen siedział skulony przez minutę, aż poczuł się lepiej. Kiedy podniósł głowę, ku jego zdziwieniu ujrzał na ławce trzech małych chłopców. „Kto ich takich słów nauczył?”, zastanowił się w duchu na wspomnienie tego, co słyszał z oddali.
- Czy panu coś dolega? – zapytał trzeci chłopczyk, który rozmiarem wyglądał na najstarszego.
- Trochę mi się zakręciło w głowie, jak posiedzę to minie. Dziękuję – odparł Błazen.
- To menel – głośno wyszeptał trzeciemu pierwszy.
- Może nam się przyda później w sklepie – głośno odszeptał mu trzeci.
- Czy pan jest błaznem? – zapytał drugi, najmniejszy.
- Tak, jestem błaznem – odpowiedział Błazen z grzecznym uśmiechem.
- Widzicie? Mówiłem.
Później rozmowa wygasła i wszyscy chłopcy pochylili się nad czymś, co największy, siedzący w środku, trzymał na kolanach. Po chwili to coś zaczęło wydawać z siebie dźwięki.
- To jakiś telefon? – zagadał Błazen dla zabicia czasu, trzymając dłoń na czole.
- Tablet – odpowiedział najmniejszy.
- Nie mów mu, bo ukradnie – głośno wyszeptał średni.
Błazen już chciał pochwalić, że rodzice mądrze go nauczyli, gdy usłyszał z tabletu coś, czego nie było nawet na szarym końcu listy rzeczy, których się spodziewał. Jakiś kobiecy głos, zaczynając od zalecenia kupna alkoholu, wprowadził chłopców w opowieść o utracie swojego dziewictwa.
- Przepraszam, chłopcy… - zaczął nieśmiało Błazen. – Wy chyba nie powinniście oglądać takich rzeczy.
- Ale to przecież YouTube – odpowiedział największy wzruszając ramionami, nie odrywając wzroku od ekranu i pochylając go tak, aby Błazen też widział. Ekran przedstawiał kobietę w różowej bieliźnie nocnej zdającej się imitować dziecięcą sukienkę i z wielką kokardą na głowie. Leżała na łóżku i mówiła akurat o tym, że miała wówczas zaledwie trzynaście lat, a jej partner siedemnaście. Czyli doszło do przestępstwa, o czym jednak nie wspomniała.
Później sama porównała swój strój do dziecięcego i przyznała się do tego, iż to właśnie z powodu tamtego wydarzenia jest dziś taką a nie inną osobą. Mówiąc to nie sugerowała jednak traumy, a po prostu się śmiała i jadła lizaka popijając winem. „Biedne dziecko”, przejął się Błazen zapominając o tym, aby poczuć się głupio z powodu oglądania tego w towarzystwie dzieci. „Ty już się z tym pogodziłaś, już cię to ukształtowało i taka zostaniesz, na wpół dorosła, ale ci chłopcy nie muszą iść na dno razem z tobą”, pomyślał i sprawnym ruchem ręki zabrał dzieciom tablet. Ci chóralnie zaczęli wrzeszczeć najpierw na Błazna, a później gdzieś do okna pobliskiego budynku, aż wybiegł z niego ich ojciec.
- Co tu się dzieje?! Kim pan jest?!
- Jak dobrze, że pan przyszedł! – Błaznowi ulżyło. - Czy to pańskie dzieci?
- Tak. A co? – Ojciec był nastawiony bojowo, ale reakcja Błazna wzbudziła jego ciekawość.
- Bardzo przepraszam, że interweniuję chociaż wcale się nie znamy, ale przeraziło mnie to, co ci chłopcy oglądają w Internecie i po porostu nie mogłem pozostać bierny.
Mężczyzna zrobił wielkie oczy z przerażenia. Najpierw popatrzył nimi na Błazna, później na tablet w jego dłoni, następnie na wystraszonych chłopców, a potem znowu na Błazna.
- Proszę mi to pokazać. – Zabrał Błaznowi tablet, odszedł parę kroków, obejrzał następną minutę filmu i wrócił z groźną miną. – O co panu chodzi? To tylko YouTube!
- Tak, ale…
- Jakby było tutaj coś nieodpowiedniego to zostałoby usunięte!
Najpierw Błazen zaniemówił, ale po głębokim wdechu i wydechu zdobył się na odpowiedź:
- Więc gdyby ta kobieta siedziała z pańskimi dziećmi na tej ławce w tym stroju i opowiadała im o tych rzeczach w taki sposób to pan powiedziałby, że byłoby to nieodpowiednie dopiero wtedy, gdyby zabrała ją policja?
Dzieci patrzyły na ojca. Najmłodsze miało jakieś osiem lat, najstarsze może trzynaście. Ojciec odwzajemnił ich spojrzenie i trudno było określić wszystkie emocje grymaszące jego twarzą… 
- Już ja chyba sam wiem jak wychowywać moje dzieci! – wrzasnął nagle.
- No właśnie! Tak! Ja też tak uważam! Na pewno wie to pan lepiej od tej kobiety czy policjantów! – Błazen szczerze wierzył, iż doszli do porozumienia, przez co dolał oliwy do ognia.
- Pan chyba jest jakiś szurnięty! Niech pan się leczy psychicznie! Proszę trzymać się z dala od mojej rodziny! Jak jeszcze kiedyś tu pana zobaczę to już ja zadbam o pańskie leczenie! – krzyczał to wszystko idąc z synami do domu, aż zniknęli za drzwiami.
Błazen, zmieszany, usiadł z powrotem na ławce i zaczął bardzo głęboko kontemplować. Gdzie popełnił błąd? Nie mógł tego pojąć. Aż usłyszał burczenie w czyimś brzuchu. Spojrzał w prawo, a tam, na drugim końcu ławki, siedział głodny Kot.
- Och, Kocie, wybacz… Szukałem tego sklepu i po drodze wtrąciłem się w cudzą sprawę…
- Prrau – odparł Kot wyrozumiale.
- Dziękuję. Bo wiesz co…? Dzisiaj ta sprawa jest cudza, ale kiedyś, jeśli założę rodzinę… - westchnął. - Siedziały tutaj dzieci i z Internetu uczyły się zepsucia od zepsutej osoby… A kiedy zapytałem ich ojca co by było, gdyby ta osoba uczyła ich tego bezpośrednio to uniósł się dumą, nawrzeszczał i poszedł.
- Miau…
- Ach, czyli widziałeś całe zajście… Więc sam przyznaj, że ostatnio ludzi ogarnia odrealnienie, co przynosi bardzo realne skutki – zaczął filozofować wiedząc, że Kot go wysłucha. – Być może nawet ta kobieta nie robiłaby tego, co robi, gdyby między nią a dziećmi nie było tej ściany w postaci Internetu. A przecież w mediach jest tak samo publicznie, jak na ulicy. Ja nie jestem za ograniczaniem wolności, ale ta iluzja dystansu niejedno przestępstwo uczyniła legalnym. Nawet jeśli to „tylko” gra aktorska to takie zachowanie nadal zalicza się do czynności seksualnych, a na te rzeczy na pewno są inne strony w Internecie, lepiej chronione przed dziećmi, które… niestety, nie zawsze mają czujnych rodziców. Więc mamy przemoc, czyny zabronione, molestowanie, zbrodnie – a to wszystko na odległość i w otoczce rozrywki. Aż chce mi się zostać dyktatorem i... – Urwał tę myśl, bo zrozumiał, że zagalopował się daleko poza granicę skromności, przez co od razu poczuł potrzebę usprawiedliwienia. - Sam powiedz, na co wyglądał ci ten konkretny przypadek?
- Miau – odparł Kot bez zastanowienia.
- Bezdotykowa pedofilia? Całkiem adekwatna nazwa… Chodźmy po to mięso, będzie czym rzucać w niebo krzycząc o pomstę. 

 
Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.