niedziela, 18 marca 2018

"Każdy gracz ma planszę i lutuje nią przeciwnika..."

                Siedząc na kanapie wśród przyjaciół, Błazen czuł się bardzo samotny. Niby było miło, jedli pizzę i oglądali razem film, ale nie mógł otrząsnąć się z poczucia braku interakcji z kimkolwiek w ciągu ostatniej godziny. „Jak to jest”, myślał, „że wspólnie oglądając film każdy z nas staje się odseparowaną jednostką…?” Nadal patrzył na ekran, ale nie wiedział już co ogląda. „Czy jest jakiś sposób na wspólne spędzenie czasu, które pozwoli nam poświęcać uwagę sobie nawzajem, a nie jakiemuś ekranowi…?” Co chwilę ktoś rzucił komentarz, ale krótki, bo dłuższe były uciszane przez tych, którym to przeszkadzało. Siedzieli wszyscy razem, ale więzy zacieśniali z postaciami z filmu… Nie wykonywali ani wysiłku fizycznego, ani psychicznego…
Film skończył się niespodziewanie, bo czas płynął szybko, gdy Błazen nurkował w przemyśleniach. Następne w kolejności było podzielenie się na grupki. Jedna dyskutowała na temat filmu, inna na jakiś temat, który łączył tylko ich, a pozostali zanurzyli się w telefonach i rozmawiali z osobami nieobecnymi w tym budynku, a może nawet w mieście, a może i w kraju...
Aż uderzył piorun.
- Co to? – zdziwili się.
- To burza! – wyjaśnił jeden, choć też zdziwiony.
Deszcz zaczął padać tak niespodziewanie, jak niespodziewanie wszyscy stracili zasięg w telefonach.
- Co tu się dzieje? – tracąc Internet obudzili się i ci z telefonów.
Wkrótce zgasły też światła, ujawniając odcięcie od prądu na całym osiedlu. Wszyscy w niedowierzaniu stali przy balkonowym oknie i drzwiach, przyklejeni do szyby, patrząc jak zniknięcie świateł powoli ukazywało im coraz więcej detali tego, co działo się na zewnątrz.
- To całkiem poważna ulewa – zauważyła jedna.
Gospodyni przyjęcia bez słowa poszła po ciemku zapalać świece, a gospodarz ruszył uspokajać psa, który na dźwięk piorunów schował się w łazience. Nie minęło wiele czasu, gdy wszyscy wspólnie krzątali się w celu dostosowania mieszkania do tej nowej okoliczności.
- Co będziemy teraz robić? – zapytał któryś, gdy mieli już odpowiednią ilość światła.
- Raczej nie powinniśmy w taką pogodę iść do domu – zauważył ktoś.
- Miau miau miau… - dodał Kot.
- Pograjmy w coś – zasugerowała jakaś.
- Przecież nie ma prądu – powiedziało dwoje naraz.
- Mamy planszówki – odparł Gospodarz.
- Planszówki? To dla dzieci… - skrzywił się jakiś.
- A mamy coś lepszego do roboty? – zauważyła Gospodyni.
Wyłożono na stół kilka gier.
- Tajemnicze domostwo! – Błazen od razu został zauroczony tytułem i obrazkiem z pudełka. – Zagrajmy! O czym to jest?
- Tooo polega na wyobrażaaaniu i opowiadaniu… - Gospodarz miał kłopot z opisaniem zasad.
- A co to? – ktoś inny zapytał o następne pudełko.
- Polowanie na Pana X. Jedna osoba jest Panem X, czyli przestępcą, a inni go ścigają – wyjaśniła Gospodyni.
- Aaaa! Chcę być Panem X! – Błazna ogarnęła ekscytacja już na samą myśl.
Już po chwili miał na głowie papierową czapeczkę Pana X, która służyła temu, aby detektywi nie widzieli gdzie patrzy Pan X, dzięki czemu łatwiej mógł ukrywać się na planszy. Gra bardzo przypominała mu szachy, ale zawierała element współpracy z innymi graczami. Z radości nie zawsze wykonywał przemyślane ruchy, aż umknął mu w końcu jeden szczegół i został złapany przez Gospodynię.
- Miau miau miau miau miau! – ogłosił Kot.
- Ok – Błazen przekazał mu czapeczkę Pana X. – A później zagrajmy w Tajemnicze Domostwo!
Rozpoczęła się kolejna rozgrywka. Tym razem Błazen mógł doświadczyć tej gry z perspektywy detektywa. Ponieważ Pan X w ukryciu zapisywał na karteczce każde swoje kolejne położenie, Błazen szybko wpadł na pomysł słuchania dźwięku ołówka w celu rozpoznania liczby i zlokalizowania go na mapie. Nie pomylił się…
- Hahaha! – śmiali się wszyscy, gdy w etapie ujawnienia położenia okazało się ono tym, co wynikło z podsłuchiwania ołówka. Od tamtej pory Kot zapisywał położenia w sposób złudny, robiąc wiele fałszywych linii i rysując kwiatki. Wręcz wykorzystał to na swoją korzyść i zwodził detektywów, przez co zaniósł ich gdzieś na przeciwny koniec mapy, aż w końcu zrezygnowali z tej taktyki namierzania i rozpoczęli rozpracowywanie zawiłego myślenia Kota...
Nagle włączyły się światła.
- Hę? Oddali już prąd? Kiedy deszcz przestał padać? – dziwili się wszyscy.
Rozniosło ich po pokoju, bo każdy musiał zobaczyć, czy burza naprawdę się skończyła. Ponieważ każdy robił to we własnym tempie, to ci szybsi nudzili się czekając na tych wolniejszych, aż w końcu wrócili do stanu, w którym każdy robił co innego. Z wieży grała muzyka, w komputerze YouTube, a pozostałe twarze z okna przeniosły się na telefony…
Powróciła samotność Błazna w gronie przyjaciół. Spojrzał na tę drugą grę, która tak go intrygowała, a następnie wzruszył ramionami i wyciągnął swój telefon, aby sprawdzić pocztę.




Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.