niedziela, 6 sierpnia 2017

Pielgrzymski zamach.

                Wakacje na Podlasiu nie były planowane, ale zdarzyła się okazja, a Kot stwierdził, że w ich obozie jest zbyt upalnie i łatwy dostęp do jezior mógłby być miłą odmianą.
- Od kiedy ty lubisz wodę? – zdziwił się Błazen.
- Miau miau miau.
- Hm… Faktycznie, trochę zipiesz. No dobrze, jedziemy.
Wtedy też zwinęli namiot i wyruszyli na siedem dni orzeźwiającego wypoczynku, na który tak naprawdę nie mogli sobie akurat pozwolić, ale zaryzykowali.
- Odwołać to… Przełożyć to… I to przełożyć… A to, hm… Może nie będzie tragedii, jeśli zrobię to dopiero po powrocie… A tym może uda się zająć przez telefon… Tym może przez Internet… - Błazen pół drogi grzebał w kalendarzu.
Kot wyobrażał sobie leżenie w cieniu przy chłodnym jeziorku, a Błazen wyobrażał sobie jeżdżenie w upale do tych jeziorek. Wspólnie tworzyli spójne, umiarkowane oczekiwanie, więc gdy dotarli już na miejsce i rozpoczęli wypoczynek to nic ich nie zaskoczyło. Nawet ławice komarów w powietrzu. One polowały na Błazna, a Kot na nie. Błazen spał niemal nigdzie i nigdy, a Kot wszędzie i o każdej porze. Błazen troskał się nad pieniędzmi traconymi na prowiant i butelkowaną wodę, a Kot nad tym, jak krótkie były dni w jego odczuciu.
- Miau miau miau?
- No tak, to ostatni dzień. Może tym razem się wyśpię…
Cienie pod oczami Błazna… nie znajdowały się już tylko pod oczami. Kolorem i objętością tworzyły raczej powiększenie jego źrenic. Z daleka wyglądał tak, jakby miał wielkie, puste oczodoły.
Kot słodko już spał, kiedy Błazen nadal pakował ich rzeczy porozrzucane wszędzie wokół. Krzątał się i krzątał, ale cały czas czuł, że o czymś nie pamięta. Krzątał się zatem jeszcze intensywniej, aż nadeszła pora pobudki. Westchnął ciężko i poszedł obudzić Kota. Później zrobił mu śniadanie i jedzenie na drogę. Gdy byli już w samochodzie - oboje na siedzeniach pasażerów - Kot oczywiście spał całą drogę, a Błazen zasnął… tylko na jedną godzinę, bo później samochód zaczął hamować niepokojąco często.
- Daleko jeszczeee…? - jęczał, jak gdyby miało to przyspieszyć podróż.
- Nie – odparł Kierowca.
- Dlaczego stoimyyy…?
- Korek.
- Specjalnie wyjechaliśmy o świcie, aby go ominąć…
- Ale to pielgrzymi idą do Olsztyna.
- Pielgrzymi? – Tego Błazen nie spodziewał się kompletnie.
- Tak, akurat w radiu o tym mówili.
Błazen wyostrzył wzrok i przykleił twarz do szyby.
- A no faktycznie, idą – stwierdził. - I oni tak pieszo całą drogę będą? W tym upale…
- A nie wiem.
- W sumie fajnie, że idą… Ale dlaczego ulicą, a nie chodnikiem? – olśniło go nagle.
- Hm… Faktycznie, to bez sensu! – zaśmiał się Kierowca. - Może to na pokaz.
- Na pokaz… A tu trzydzieści stopni w cieniu… - Patrzył jak ludzie w samochodach coraz bardziej przypominają spalone bułki w piekarniku. – Dobrze, że chociaż my mamy klimatyzację…
- Dobrze, że nie spieszymy się do pracy – dodał Kierowca.
- Dobrze, że nie jedziemy ambulansem do szpitala – dorzucił Błazen.
- Dobrze, że nie mamy w samochodzie małych dzieci – kontynuował Kierowca.
- Dobrze, że stać nas na tyle paliwa…
Wymienili w ten sposób jeszcze wiele sytuacji awaryjnych, aż w końcu Błazen zasugerował, aby skręcić w boczne uliczki i poszukać objazdu. Trasa byłaby w ten sposób niby dłuższa, ale stojąc w korku czas i paliwo marnowały się jeszcze bardziej. Kierowca posłuchał, i gdy tylko pielgrzymska armia - większość w mundurach wojskowych - zrobiła kawałeczek miejsca na skrzyżowaniu, udało im się skręcić i przejechali kilka minut trasy w normalny sposób. Spokojnie wjechali do następnej miejscowości... aż zbliżyli się do ulicy sąsiadującej z kościołem.
- No nie… - westchnął Kierowca. – Chodzą po całej ulicy, jak gdyby to był jakiś park.
Paradoksalnie, pod samym kościołem było ich niewielu. Może przez zbyt intensywne nasłonecznienie tej okolicy. Rozproszyli się więc na większy obszar.  W końcu Kot też obudził się przez to hamowanie co kilka sekund, i razem z Błaznem spoglądał przez okna na pielgrzymów siedzących z bagażami w każdym dostępnym cieniu. Jedni wyglądali na cywilów, a inni na żołnierzy. Tu i ówdzie walały się też śmieci, tworząc krajobraz przyjazny nielegalnym imigrantom. Błazen poczuł się tak, jakby wybuchła wojna, a on stał w korku uchodźców zmierzających za granicę. Przechodzili ulicami, jak gdyby to była droga zamknięta i to samochody robiły coś złego jadąc tędy. 
- Pielgrzymianie atakują - zaśmiał się Kierowca, choć wcale nie było mu do śmiechu. 
- Czy oni mają prawo to robić? – zapytał Błazen coraz bardziej zestresowany, bo przypominały mu się już wszystkie pilne sprawy, które tydzień temu przełożył.
- Prawo boskie – bąknął Kierowca pod nosem patrząc, jak kolejni pielgrzymi ocierają się o jego samochód i odbijają dłonie na masce, jak gdyby była to jakaś barierka do ułatwiania przejścia.
- Zapraszamy na kanapeczki i spacerek! – krzyczał ktoś przez megafon, prowokując jeszcze większy ruch w okolicy.
- Tylko nie ulicami ten spacerek, błagam… - Kierowca zmartwiony zerkał na poziom paliwa.
- Wcześniej pielgrzymki kojarzyły mi się z czymś pięknym i dobrym…
- To naprawdę piękny zamach na mój samochód, i dobrze im idzie. Więc wcale się nie myliłeś.


Miłego absurdu,
Błazen Podróżny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.