niedziela, 5 marca 2017

Wiara, moja wiara...

                Internet uparcie twierdził, że w okolicy parku jest apteka. Błądził więc Błazen po jednej uliczce w tę i z powrotem upewniając się, że nie oślepł, aby w końcu nie mieć już wątpliwości, iż kolejny raz Internet go okłamał.
- Mogłem wybrać się do odległej apteki, o której przynajmniej wiem na pewno, że tam jest… - westchnął. – A tak, chcąc oszczędzić czas, zmarnowałem go.
- Miau – potwierdził Kot siadając na chodniku.
- To teraz może… – zaczął wypowiedź na próżno, gdyż...
- To nie do pomyślenia! – krzyknął ktoś, przyciągając uwagę obojga. – Tak wygląda ten kraj?! Tak się tutaj robi?! – krzyczał dalej, aż zobaczył, że jest słuchany. – Widział pan coś takiego?! – krzyczał teraz już do Błazna. – Już piętnaście lat tu mieszkam, a ta zgnilizna prosperuje w zatrważającym tempie! I jaka hipokryzja! Politycy obnoszą się z religijnością, a billboardy ją poniżają! Wasze pradziady to się w grobach teraz przewracają! Do tego obraża to i moją wiarę! Ja akurat jestem pokojowy, ale wy się módlcie, aby radykaliści tego nie zobaczyli! Za takie bluźnierstwa są u nas srogie kary!
Słuchając krzyków Błazen obejrzał mężczyznę uważnie i zrozumiał, że ma do czynienia z imigrantem. Turban i jego słowa dodatkowo informowały, iż jest muzułmaninem. Spojrzał w końcu na płot z billboardem, aby zrozumieć o co tyle krzyku. U góry coś w rodzaju nagłówka mówiło „wiara moja wiara”, a niżej widniała litera „W” obczepiona słowami: „urojenia”, „przywidzenia”, „złudzenia”. Poświęcił więc Błazen chwilkę na zastanowienia, a następnie rzekł:
- Myślę, że pańska interpretacja tego billboardu rzeczywiście przedstawia treść niepoprawną politycznie. Proszę jednak zauważyć, iż można zinterpretować go na wiele sposobów…  
- Kogo to obchodzi... – zamruczał pod nosem pośpiesznie przechodzący obok ksiądz. 
- O taaak! Mooożna! – wrzeszczał już całkiem wściekły i zaczął się oddalać, jak gdyby był to jego jedyny sposób na trzymanie się postanowienia o byciu pokojowo nastawionym. – I właśnie takim podstępem do codzienności przemyca się w tym kraju degenerację! Przekazy podprogowe… - krzyczał coś jeszcze, będąc coraz dalej.
- Miau…? – zapytał Kot.
- No tak, tak, miał trochę racji, w kontekście bieżących wydarzeń w kraju i na świecie ta interpretacja jest pierwszą, która przychodzi na myśl, i najprawdopodobniej było to zamierzone… Niestety lub stety, dopóki nie udowodni się, że właśnie to chciał przekazać autor, to uczucia religijne odbiorców nie mają tu wiele do... – znowu urwał zdanie.
- Czy może pan popilnować mojego roweru?! – krzyknął nadjeżdżający rowerzysta. Następnie zeskoczył ze swego jednośladowca, puścił go przy Błażnie i pobiegł. – Ja tu za chwilę wrócę! – zniknął za najbliższym zakrętem.
- Miau? – zdziwił się Kot.
- Nie mam pojęcia, ale dlaczego miałby kłamać? Nikt nie porzuciłby takiego drogiego ro…
- Tam jest! – krzyknął następny chłopak, przybiegając z kierunku, z którego nadjechał poprzedni. Jednak to ten miał na sobie strój rowerzysty, a do tego towarzyszyło mu dwóch policjantów.
- Oj – jęknął Błazen wymieniając z Kotem przestraszone spojrzenia. Chwilę później był już obalony na glebę i skuwano mu dłonie za plecami. – Jeśli chcą panowie złapać prawdziwego złodzieja, to radzę… – próbował wyjaśnić, ale przyciskano mu twarz do chodnika, co utrudniało mowę.
- Miau miau miau! – krzyczał Kot, ale nikt go nie słuchał.
W końcu jedna z prób obrócenia głowy na bok udała się, i Błazen od razu wziął oddech na głośne wyjaśnienie. W tym krótkim ułamku sekundy spojrzał prosto na billboard, który tym razem najsilniej skojarzył mu się z uciekającym złodziejem… Żółty kolor wokół słowa "moja" poraził go w oczy i przypomniały mu się słowa Oscara Wilde:
Zarówno najwyższa, jak najniższa forma krytyki jest pewnego rodzaju autobiografią.

 

Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.