niedziela, 21 sierpnia 2016

Absurdalna prostota.

                Niektóre zajęcia są trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Na przykład regularne opowiadanie o absurdach. W niezwykle rzadkich przypadkach Błazen doświadcza tygodnia bez absurdu na skalę wystarczająco dużą, aby było o czym mówić. Kiedy coś jest z Tobą od zawsze, nawet jeśli to nic dobrego, przyzwyczajasz się do tego i w pewnym sensie nawet oczekujesz, iż z Tobą zostanie. Robisz temu miejsce w swoim życiu i czujesz coś w rodzaju satysfakcji, ilekroć to coś daje o sobie znać.
                Czasem tak się zdarza, że jakaś latarnia uliczna miga od lat i ludzie zwracają na to uwagę dopiero wtedy, gdy przestaje. Z jednej strony cieszy ich, że ktoś wreszcie ją naprawił, a z drugiej… czują jakiś brak. Niektórzy nawet po cichu życzą sobie, aby kiedyś znów mignęła, choćby raz…
- Dzień dobry – powiedział Błazen głośno, gdy tylko wszedł do sklepu.
- Dzień dobry – odparła niewyraźnie przygnębiona ekspedientka.
Tuż przy wejściu znajdowała się lodówka ze świeżymi sokami. Błazen podniósł butelkę z sokiem grejpfrutowym i zaczął rozglądać się za ceną. Nie znalazł jej ani na półce, ani na butelce.
- Przepraszam, ile to kosztuje? – podał butelkę ekspedientce. Bez słowa zeskanowała ją przy kasie.
- Trzy trzydzieści – powiedziała nawet nie patrząc na Błazna.
- Ach, dziękuję bardzo – odparł z entuzjazmem i wziął butelkę z powrotem. Następnie wyruszył w głąb sklepu. Wybrał sobie najnormalniej wyglądającą pomarańczę, małe pudełko lodów malinowych, malutką saszetkę czegoś, co udaje cappuccino oraz buteleczkę kefiru o najprostszym składzie. Tylko tyle potrzebował, zatem wrócił do ekspedientki i postawił przed nią koszyk. Kiedy skanowała produkty Błazen oglądał saszetki kawowe, których wcześniej nie zauważył.
- Czy będzie coś jeszcze? – usłyszał głos bez żadnych emocji.
- Nie, to już – odparł rezygnując z rozważania nad innymi saszetkami, prawdopodobnie pod wpływem apatii ekspedientki.
- Piętnaście dziewięćdziesiąt siedem – oznajmiła.
- A… czy dostanę do tego jakąś reklamówkę? – zapytał z przyjaznym uśmiechem.
- Płatna, dziesięć groszy – odparła.
- To poproszę – nadal się uśmiechał.
- Szesnaście złotych i siedem groszy.
Zapłacił kartą zbliżeniowo i zapakował zakupy czekając na paragon.
- Dziękuję bardzo – odparł odbierając paragon i już zaczął odwracać się w stronę wyjścia.
- Przepraszam, a czy mógłby Pan po drodze odłożyć koszyk z powrotem? – zatrzymał go głos żywszy, niż wcześniej.
- Ach, tak, jak najbardziej! – zaśmiał się, bo przecież już wcześniej planował to zrobić, ale w ostatniej chwili wypadło mu z głowy. Zabrał więc koszyk, a gdy przed drzwiami mówił „do widzenia” i obejrzał się za siebie to zobaczył, że ekspedientka odpowiadając mu na pożegnanie rozpromieniła się delikatnym uśmiechem.
 „Miło, chyba poprawiłem jej humor”, myślał sobie idąc chodnikiem i otwierając sok. „Ale dziwne… Nic się nie wydarzyło”.
Nie rzadko też bywa, iż ktoś jest notorycznie poniżany przez innych. Natomiast często ktoś taki nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Przyzwyczajenie nauczyło go traktować to jak coś tak samo naturalnego co ciemność w nocy. Nie wyobraża sobie być traktowanym inaczej. Cała jego aura, mowa ciała i styl życia zaprasza wszystkich wokół do nie okazywania mu szacunku. Jest nastawiony na poniżenie. A jednak nawet wtedy czasem coś się zmienia… I, o dziwo, dopiero wtedy pojawia się niepokój.
- Kocie, ten tydzień nie był jakoś szczególnie absurdalny… - westchnął Błazen siadając na kamieniu. - Emocjonujący i pełen wydarzeń? Owszem. Ale nie absurdalny…
- Miau…
- Tak… Ach… - Patrzył na pustą butelkę po soku i analizował cały przebieg robienia zakupów.
Gdy Twoja norma nie spełnia norm ogólnych i nagle doświadczasz czegoś z poza własnych norm odkrywasz, że jednak miało miejsce coś nienormalnego.
- A może aż tak przywykłem do absurdów, że po prostu nie zauważyłem kolejnego?
Miłego absurdu? 
Błazen Podróżny 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.