niedziela, 13 maja 2018

"Darmowa woda"?


                Zbyt często na drodze włóczęgów, w tym Błazna Podróżnego, znajduje się Warszawa. Dlaczego? Być może wszystkie drogi do niej prowadzą. A może aż tak promieniuje wieżami nadawczymi, że w jakiś sposób działa niczym magnes na istoty o przeciwnej polaryzacji, jakimi okazują się być włóczędzy. Najprawdopodobniej żadna ilość fantastyki czy nauki nie jest w stanie potwierdzić ani zaprzeczyć jakiejkolwiek teorii na ten temat. Włóczędzy działają w sposób zupełnie niejasny, nawet dla nich samych.
- Miau miau miau? – zapytał Kot.
- Nie wiem dlaczego znowu tu jesteśmy, może tak naprawdę jest więcej Warszaw, niż tylko jedna? – Błazen podrapał się po podbródku na tę nową, przerażającą myśl, podczas gdy jego źrenice rosły w trwodze. – Nie, nie – potrząsnął w końcu głową, tym samym wytrząsając z niej te pomysły i otrząsając się z szoku, przy akompaniamencie dzwonków z czapki. – To niemożliwe, już dawno byśmy wszyscy zginęli, gdyby to była prawda. Ten świat jest zbyt wrażliwy, aby mógł znieść obecność większej ilości Warszaw, niż jedna. – Po tym stwierdzeniu czuł się już całkiem spokojny, bo przecież było słuszne.
Szli spokojnie blokowiskiem jak każde inne, aż Błazen zaczął zauważać, że niespotykanie często mijają go ludzie z wielkimi, plastikowymi butelkami. Jedni nieśli puste, inni pełne…
- Czyż to nie podejrzane? – zagadał do Kota, kątem oka spoglądając na kolejnego butelkowicza.
- Miau – potwierdził Kot.
- Pójdźmy za nim, tylko ukradkiem – zaproponował, po czym oboje zaczęli śledzić Butelkowicza z pełną butlą. Wykorzystując technikę śledzenia na Bonda, czyli chowając się to za krzak, to za słup, to za samochód – chociaż Butelkowiczowi było wszystko jedno czy ktoś za nim idzie, czy nie – wyśledzili jedynie gorycz, gdy ten wszedł do bloku, wpisał tajny kod otwierający drzwi i zniknął na zawsze w mroku tajemnej klatki schodowej.
- Ech… I to by było na tyle – westchnął Błazen, ale wtedy Kot pociągnął go za rękaw. – Hm? – Błazen odwrócił się i zobaczył, że z budynku obok wychodzi kolejny Butelkowicz, tym razem z pustą butlą. – Ach! A jednak to nie koniec…
Tego Butelkowicza śledzili taktyką okolicznościową, czyli idąc w tym samym kierunku przez rzekomy zbieg okoliczności. Pogwizdywali przy tym „jak gdyby nigdy nic”, zwracając na siebie uwagę wszystkich wokół. Udało się jednak, Butelkowicz zatrzymał się przy małym budyneczku z wystającymi trzema kranami. Odkręcił jeden, napełnił butlę i zaczął iść z powrotem w kierunku swojego bloku.
- Hę? – Błazen nie rozumiał co właśnie widział. – Cóż to za budyneczek z kranami w ścianie?
- To studnia – usłyszał za sobą odpowiedź. Podskoczył w zaskoczeniu, a lecąc w górę zobaczył mijającego go kolejnego Butelkowicza. Wylądował zszokowany z powrotem na chodniku i w zaniemówieniu patrzył, jak Butelkowicz napełnia butlę, tak jak ten pozostały.
- To studnia? Taka dziwna? Bez korby i wiadra? – dopytywał Butelkowcza akceptując zostanie zdemaskowanym.
- To już nie te czasy, panie, żeby korbą kręcić – zaśmiał się Butelkowicz zakręcając kranik.
- Ach… Przyznam, zupełnie nie spodziewałem się znaleźć studnię w środku miasta.
- To teraz całkiem popularne – wyjaśnił Butelkowicz. – No a przy tych rosnących cenach wody to dobrze mieć w okolicy darmową.
- Darmową? – zdziwił się Błązen. – Więc kto płacił za budowę tej studni i płaci za jej utrzymanie?
Butelkowicz oniemiał na chwilę, gdy w jego głowie zaczęła jaśnieć odpowiedź na to pytanie, którego nigdy wcześniej sobie nie zadał.
- Eee… - jęknął w zapowiedzi odpowiedzi. – Ekhem… - odkaszlnął nerwowo. – To my płacimy, podatnicy… I za tę w domu... I za tę tutaj...


Miłego absurdu, 
Błazen Podróżny 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.