Internet
uparcie twierdził, że w okolicy parku jest apteka. Błądził więc Błazen po
jednej uliczce w tę i z powrotem upewniając się, że nie oślepł, aby w końcu nie
mieć już wątpliwości, iż kolejny raz Internet go okłamał.
- Mogłem wybrać się do odległej apteki, o której
przynajmniej wiem na pewno, że tam jest… - westchnął. – A tak, chcąc oszczędzić
czas, zmarnowałem go.
- Miau – potwierdził Kot siadając na chodniku.
- To teraz może… – zaczął wypowiedź na próżno, gdyż...
- To nie do pomyślenia! – krzyknął ktoś, przyciągając uwagę
obojga. – Tak wygląda ten kraj?! Tak się tutaj robi?! – krzyczał dalej, aż zobaczył,
że jest słuchany. – Widział pan coś takiego?! – krzyczał teraz już do Błazna. –
Już piętnaście lat tu mieszkam, a ta zgnilizna prosperuje w zatrważającym
tempie! I jaka hipokryzja! Politycy obnoszą się z religijnością, a billboardy ją
poniżają! Wasze pradziady to się w grobach teraz przewracają! Do tego obraża to
i moją wiarę! Ja akurat jestem pokojowy, ale wy się módlcie, aby radykaliści
tego nie zobaczyli! Za takie bluźnierstwa są u nas srogie kary!
Słuchając krzyków Błazen obejrzał mężczyznę uważnie i
zrozumiał, że ma do czynienia z imigrantem. Turban i jego słowa dodatkowo informowały,
iż jest muzułmaninem. Spojrzał w końcu na płot z billboardem, aby zrozumieć o
co tyle krzyku. U góry coś w rodzaju nagłówka mówiło „wiara moja wiara”, a
niżej widniała litera „W” obczepiona słowami: „urojenia”, „przywidzenia”, „złudzenia”.
Poświęcił więc Błazen chwilkę na zastanowienia, a następnie rzekł:
- Myślę, że pańska interpretacja tego billboardu
rzeczywiście przedstawia treść niepoprawną politycznie. Proszę jednak zauważyć,
iż można zinterpretować go na wiele sposobów…
- Kogo to obchodzi... – zamruczał pod nosem pośpiesznie przechodzący obok ksiądz.
- Kogo to obchodzi... – zamruczał pod nosem pośpiesznie przechodzący obok ksiądz.
- O taaak! Mooożna! – wrzeszczał już całkiem wściekły i
zaczął się oddalać, jak gdyby był to jego jedyny sposób na trzymanie się
postanowienia o byciu pokojowo nastawionym. – I właśnie takim podstępem do
codzienności przemyca się w tym kraju degenerację! Przekazy podprogowe… -
krzyczał coś jeszcze, będąc coraz dalej.
- Miau…? – zapytał Kot.
- No tak, tak, miał trochę racji, w kontekście bieżących
wydarzeń w kraju i na świecie ta interpretacja jest pierwszą, która przychodzi
na myśl, i najprawdopodobniej było to zamierzone… Niestety lub stety, dopóki
nie udowodni się, że właśnie to chciał przekazać autor, to uczucia religijne odbiorców
nie mają tu wiele do... – znowu urwał zdanie.
- Czy może pan popilnować mojego roweru?! – krzyknął nadjeżdżający
rowerzysta. Następnie zeskoczył ze swego jednośladowca, puścił go przy Błażnie i
pobiegł. – Ja tu za chwilę wrócę! – zniknął za najbliższym zakrętem.
- Miau? – zdziwił się Kot.
- Nie mam pojęcia, ale dlaczego miałby kłamać? Nikt nie
porzuciłby takiego drogiego ro…
- Tam jest! – krzyknął następny chłopak, przybiegając z
kierunku, z którego nadjechał poprzedni. Jednak to ten miał na sobie strój
rowerzysty, a do tego towarzyszyło mu dwóch policjantów.
- Oj – jęknął Błazen wymieniając z Kotem przestraszone
spojrzenia. Chwilę później był już obalony na glebę i skuwano mu dłonie za
plecami. – Jeśli chcą panowie złapać prawdziwego złodzieja, to radzę… –
próbował wyjaśnić, ale przyciskano mu twarz do chodnika, co utrudniało mowę.
- Miau miau miau! – krzyczał Kot, ale nikt go nie
słuchał.
W końcu jedna z prób obrócenia głowy na bok udała się, i
Błazen od razu wziął oddech na głośne wyjaśnienie. W tym krótkim ułamku sekundy
spojrzał prosto na billboard, który tym razem najsilniej skojarzył mu się z
uciekającym złodziejem… Żółty kolor wokół słowa "moja" poraził go w oczy i przypomniały mu się słowa Oscara Wilde:
„Zarówno najwyższa, jak najniższa forma krytyki jest
pewnego rodzaju autobiografią.”
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.