W
tak zwanym „karnawale” często organizuje się bale przebierańców. Na coś takiego
zostali zaproszeni Błazen i Kot.
- Ciekawe na jakim pogańskim obrzędzie oparto tę tradycję
– zastanawiał się na głos Błazen, przygotowując na wieczór swój kostium Kota. –
Chyba wszystkie święta i imprezy są oparte na czymś pogańskim…
Tym czasem Kot w milczeniu przygotowywał sobie kostium
Błazna, a gdy dotarł wreszcie do momentu wprowadzania ostatnich poprawek,
postanowił zrobić przerwę na coś do picia. Poszedł po sok wiśniowy, a następnie
wracał z pełną szklaną do stołu, przy którym pracowali. Kiedy Błazen zobaczył
Kota przechodzącego obok ze szklanką, krzyknął:
- Nie!
Kot tak się wystraszył, że łapa mu zadrżała i rozlał sok
na kostium, nad którym pracował Błazen.
- Miau? – zdziwił się Kot.
- Nie… – jęknął
Błazen. – Nie przynoś soku do miejsca pracy… – westchnął.
- Miau miau miau – bronił się Kot przed przyjęciem winy
za poplamiony kostium.
- Czy byś go rozlał czy nie rozlał, tego już się nie
dowiemy. Wątpię, aby te plamy zeszły, i raczej nie mam już czasu sprawdzać…
- Miau?
- Tak, chodźmy po nowe materiały – oznajmił, wstając.
Sklep na szczęście był jeszcze otwarty, ale okazało się,
że nie mają więcej sztucznego futerka, którego potrzebował Błazen.
- Miau… – mamrotał pod nosem poirytowany Kot, gdy
wychodzili.
- Wiesz? Może to i lepiej, wpadłem na nowy pomysł.
- Miau?
- Zrobię na kostiumie więcej takich plam i będę tobą w
wersji zombie.
- Miau! – zdumiał się Kot. – Miau miau?
- No jasne, twój kostium też możemy poplamić.
Szli do najbliższego sklepu spożywczego, ale zamknięto go
im przed nosem.
- Czyli soku lub owoców nie będzie… Ech… I co teraz?
- Miau – zauważył Kot.
- Ach, no tak, monopolowe kręcą teraz niezły biznes.
Idziemy.
Aby dotrzeć do monopolowego musieli przejść przez ulicę.
Kot szybkim krokiem wyszedł na pasy, ale Błazen nie podążył za nim. Zamiast
tego krzyknął:
- Kocie!
Wówczas Kot ustał i omal nie potrącił go samochód,
którego kierowca wyliczył sobie, że przy idącym szybko Kocie nie musi zwalniać.
Na szczęście miał dobre hamulce.
- Miau?! – zapytał zdenerwowany Kot, gdy przeszedł już na
drugą stronę ulicy. Błazen dołączył do niego i wyjaśnił:
- Chciałem tylko cię ostrzec, że samochód jedzie…
Weszli do monopolowego i kupili kilka butelek czerwonego
wina. Tańsze do plamienia kostiumów, a droższe do zabrania na bal, bo nie
wypada przyjść z pustymi rękoma.
Kostiumy
wyszły niespodziewanie dobrze. Kot dla złagodzenia stresu przyniesionego
wcześniejszymi wydarzeniami stwierdził, że będą mówić ludziom, iż przebrali się
za siebie nawzajem w wersji potrąconej przez samochód. Zaśmiali się oboje i
wyszli na autobus.
Najprawdopodobniej mocno ziało od nich tanim winem z
kostiumów, bo szybko okrążyły ich dzieci z podstawówki, żądające obdarowania
alkoholem widocznym w torbie niesionej przez Kota.
- Co za czasy… Ignorujmy ich, to może dadzą nam spokój –
powiedział Błazen Kotu na ucho i jak gdyby nigdy nic szli dalej. Dzieci jednak nadal
za nimi podążały, aż wszyscy dotarli na przystanek autobusowy.
- Miau…
- Tak, powinien być za kilka minut, może w tym czasie te
gówniarze nas nie napadną.
- No weeeeźcie! Jedną buteeeelkę! – żebrały bachory coraz
bardziej natrętnie, aż nagle jeden z nich krzyknął:
- Patrzcie!
Wtedy całą gromadka spojrzała tam, gdzie pokierował je
palec tego jednego. A wskazywał on na porzucony przez kogoś alkohol na
przystankowej ławeczce.
- Zaje******! – ucieszył się przywódca grupy, po czym
polecił reszcie dokonać konfiskaty.
- Ejże! – próbował powtrzymać ich Błazen, ale widział już
tylko środkowe palce znikające na horyzoncie.
- Miau… – skrzywił się Kot.
- Tak… Naprawdę kiepski dzień. Jeszcze kilka lat, a z okazji świątecznych dni po
ulicach będą walać się narkotyki i pistolety. Albo i bez okazji. O ile już się nie walają. A moje
krzyki mają dziś moc tylko wtedy, gdy nie powinny. Taki to karnawał… Nawał kar.
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.