Po
obejrzeniu dziwnego, lekko przesłodzonego filmu pod tytułem „Sekret”, który
poleciła mu znajoma Brunetka, Błazen mimo wszystko zastanawiał się długo nad
tym, o czym było w nim powiedziane. Sięgając pamięcią w którykolwiek punkt
swojego dotychczasowego życia był w stanie potwierdzić, że coś faktycznie
leżało na rzeczy. Kiedy bardzo mocno wierzył, iż to, czego pragnął, w zasadzie
już miał, i każdego dnia zamiast żywić nadzieję na otrzymanie tego czuł tylko
wdzięczność za to, że w zasadzie to już to ma… Wtedy prędzej czy później faktycznie to zdobywał.
„Pozytywne myślenie”, mówiono mu, a jego myślenie pozostawało sceptyczne…
Teraz film wyjaśnił mu, iż to „prawo przyciągania”,
robiąc z tego niemalże fizykę. Błazen zawsze w głębi ducha nieskromnie czuł, że
jest dosyć błyskotliwy, zatem takie „naukowe” podejście do sprawy schlebiało mu
mocno. Z połechtanym ego postanowił przyjąć, iż to właśnie w ten sposób
spełniały się zawsze jego pragnienia. Ten świat to jedna wielka energia, a on
nastawia się na odbiór tej konkretnej, która mu sprzyja. Przez chwilę nawet
myślał, żeby błazeńską czapkę zmienić na fartuch naukowca, ale później stwierdził,
że przecież może nosić jedno z drugim jednocześnie. Tak więc też uczynił.
Wędrując jako odnowiony, oświecony człowiek, Błazen za
nowe hobby obrał sobie opowiadanie Kotu o tym, jak to wszystko magicznie
działa.
- Kocie, codziennie kładę się spać myśląc sobie, jakie to
wszystko jest cudowne, co mi ten świat podarował. I codziennie rano budzę się w
tym cudownym świecie pełen wdzięczności.
- Miau… - Kot miał to gdzieś.
- Cześć, Błaźnie! – usłyszeli za sobą. – Ty też, Kocie,
cześć – podchodziła do nich Brunetka.
- No cześć – odpowiedział Błazen.
- … - milczał Kot.
- Widzę, że Kot nadal mnie nie lubi? – uśmiechała się z
ukrywaną pogardą.
- Minie mu. Kiedyś. Może.
- No nic. Co tam u was? Nadal na dobrej drodze?
- Owszem, pełnej dobrych wydarzeń. To wspaniałe, jak
wiele można dokonać samym przekonaniem, że już się tego dokonało!
- Ależ tak! Ależ tak! – potakiwała Brunetka.
- Tamtą pracę mam już w kieszeni. I żona tuż za
horyzontem. I spełniam największe marzenie!
- No widzisz! Widzisz!
- I już całkiem zdrowy jestem! – kontynuował.
- A jakże! Tak!
Mówili w zasadzie cały czas o tym samym, a Kot kręcił
oczami zażenowany. W końcu jednak, gdy mijali kościół, temat nieco się
odmienił.
- No i sam zobacz, Błaźnie. We wróżki wierzyć nie trzeba.
A tym bardziej modlić się do niewidzialnych ludzi w chmurach. Wystarczy otoczyć się dobrą energią! Przyciągnąć ją z nieskończonego kosmosu!
Błazen spojrzał na kościół i nic nie powiedział, bo nie
wiedział co ma o tym myśleć.
- Źle mówię? – zapytała wtedy.
- Szczerze mówiąc to ja nie wiem. Chyba musi być jakiś
powód, dla którego tak się robi?
- Bo tak wmawiano im od dziecka, i to tyle – odparła z
przekonaniem.
Błazen wzruszył ramionami i miał nadzieję, że Brunetka
nie zobaczy ziarna sceptycyzmu na nowo w nim zasianego. Rozstali się na
następnym skrzyżowaniu.
- Wiesz, Kocie, w sumie to ja nie wiem. Na pewno muszą
być jakieś inne powody.
- Miau – odparł Kot obojętnie.
Wtedy Błazen zobaczył jak człowiekowi idącemu przed nimi
coś wypada z kieszeni. Gdy podszedł bliżej rozpoznał, że to banknot dwustuzłotowy.
Podniósł go i bez zastanowienia pobiegł za nieznajomym.
- Przepraszam pana! – zatrzymał go. – Wypadło panu z kieszeni
– podał banknot.
Człowiek zdziwiony przyjął papierek, a drugą ręką grzebał
w kieszeni upewniając się, że to jego.
- To niesamowite! – rzekł w końcu. – Już od dawna modliłem się o dowód na to, że istnieją jeszcze uczciwi ludzie. Bardzo panu dziękuję!
- Ależ nie ma za co – uśmiechał się Błazen. – Jak będzie
pan szczerze wierzyć, że istnieją, to dowody zaczną sypać się same – dodał.
- To bardzo mądre, co pan mówi! Już o tym zapomniałem... A tak mi
przecież babcia zawsze mówiła. To była bardzo wierząca kobieta.
- Wierząca? Czy religia ma z tym coś wspólnego?
- No tak. Bo w Biblii można jasno przeczytać. „Tak więc
powiadam wam: o cokolwiek w modlitwie prosicie, uwierzcie, że już otrzymaliście,
a będzie wasze.”
Błazen zamilkł i spojrzał na swój naukowy fartuch, widząc
już tylko strój kapłański.
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny