Niektóre
znaki drogowe są dosyć specyficzne, a wręcz unikalne. Znak z obrazkiem krowy
jest dosyć znany, ale ten z łosiem? Dziwota. A jednak, łosie zasłużyły w Polsce
na swój własny znak drogowy, bo lubią wychodzić na ulicę i nawet im do głowy
nie przyjdzie, że taki nadjeżdżający samochód mógłby stanowić jakieś
zagrożenie. Dlaczego…?
Pewnego razu Błazen podczas swej leśnej wędrówki spotkał
Leśniczego.
- Dzień dobry! – zawołał do niego.
- Dzień dobry – odpowiedział Leśniczy z uśmiechem.
- Miau – odezwał się i Kot.
- Panie Leśniczy, zastanawiałem się nad tymi znakami
informującymi o łosiach…
- Tak? – Leśniczy uniósł brwi w zainteresowaniu.
- Jak to się stało, że zaszła konieczność wystawienia
takich znaków?
- Aaa, no jak się jest kierowcą to trudno nie zauważyć po
co te znaki… Łosie łażą jak opętane, niczego się nie boją.
- Jak to?
- Bo już od osiemnastu lat nikt żadnego nie ustrzelił.
- Dlaczego?
- Bo tak kazali ekolodzy z Warszawy, hahaha!
Błazen wyczuwał tu długą historię…
- Niektórzy z nich to pewnie nawet lasu nigdy nie
widzieli – Leśniczy pokiwał głową z politowaniem.
- I tacy ludzie decydują o tych sprawach? – zdziwił się Błazen.
- Tak to już jest w polityce: minister rolnictwa nigdy nie
pracował na roli, minister obrony nie umie się bronić, wyborcy nie wiedzą kogo
wybierać... Jak wszyscy decydują o rzeczach, na których się nie znają, to czemu
i nie ekolodzy?
- Coś w tym jest – przyznał Błazen.
- A i owszem! A teraz łosie zamienili w szkodniki!
Namnożyły się i przyzwyczaiły, że mogą robić co chcą. I same wydatki! Same
wydatki, mówię! Te znaki drogowe to za co? Za nasze podatki! Jeszcze koszty
rozbitych samochodów i odratowywanych lub nieodratowywanych ludzi… Sprzątanie
ulicy… Wydatki, wydatki. Ale to nie tylko to! Jak komuś taki łoś przez płot
przechodzi i ten płot niszczy to co? Wydatki. Ale to są sporadyczne sytuacje…
Co natomiast sporadyczne nie jest, a jest na porządku dziennym, to łosie zjadające
nam sadzonki w lasach. Te kilometry płotów wokół nowo zasadzonych drzew to są
ogromne pieniądze, wiele tysięcy każdego roku! Bo młode drzewka to łosiowy
ulubiony przysmak. I łosie wiedzą, że leśniczy nic im nie może zrobić.
Szkodniki. Łosie to są w tym kraju szkodniki, a to z winy naszej, ludzi. Wstyd.
Zajęło Błaznowi chwilę, nim to wszystko objął rozumem.
Kiedy jednak już objął, to zapytał…
- Ale co my możemy z tym teraz zrobić?
- My? Ja i pan? Nic, hahaha! Za to ekolodzy mogą przestać
nam, leśnikom, dyktować jak wykonywać naszą pracę. Już nawet nie trzeba
potwierdzać liczeniem zwierzyny, aby widzieć tę oczywistość, że łosie nie są
zagrożone, tylko są zagrożeniem.
- Ach… - Błazen przejął się, gdy spojrzał na to z tej
strony.
- I w jaki sposób to jest ekologiczne, robić place budowy w lasach, żeby te płoty stawiać? I pozwalać łosiom zjadać sadzonki, bo przecież te płoty pancerne nie są i się zdarza... A jak sadzonki giną to lasy się nam kurczą. Sadzonych jest tyle, aby rekompensować te wycinane, to jest ekologia. A pozwalać łosiom pożerać zasadzone... To po prostu brutalizm.
- No rzeczywiście, mało ekologiczne te decyzje ekologów... - potwierdził Błazen zdumiony.
- A niech pan tego wysłucha... Byłem akurat na
Łotwie w tym tygodniu, na wymianie leśniczych, bo my się tak regularnie
wymieniamy do sadzenia drzew. Poznałem trochę tamtejszych realiów… Jakby
taki polski łoś tam poszedł to, o ile nie padłby trupem na pierwszej lepszej
drodze, bo tam znaków ostrzegawczych się na łosie nie stawia, to zostałby
ustrzelony za podgryzanie sadzonek. Tamtejsze łosie nawet nie tyle przez kontrolę
populacji są o wiele mniej szkodliwe, co już przez samą świadomość jej
istnienia.
- Ach, więc na Łotwie łosie boją się człowieka?
- Oczywiście, więc wiedzą gdzie nie chodzić, jak inne
zwierzęta. I nie wydaje się tam setek tysięcy na ogradzanie sadzonek. Za to
można się ich dorobić sprzedając łosiowe konserwy, całkiem smaczne.
- Więc te nasze łosie są wynaturzone… - Błazen mocno
myśląc podrapał się po podbródku.
- Właśnie tak. Jak te torebkowe pieski. Tyle „dobrego” zrobiła łosiom „ekologia”. Na Łotwie łosie to dzikie zwierzęta, a tutaj są naszymi panami. Przyzwyczajone, że
Polak im służy, zupełnie jak Amerykanie. Tak nas łosie robią w jelenia…
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny