Nie
ma to jak spacer. Zwłaszcza, gdy zapuszczając się w nieznane tereny odkrywasz ciekawą
łąkę. Błazen znalazł takową po ominięciu terenu zabudowanego, zmierzając w
kierunku widocznego na horyzoncie lasu.
- Miałeś rację, Kocie. To wstyd, że tak długo mamy tu
rozbity obóz, a jeszcze nigdy nie zwiedziliśmy okolicy.
- Miau.
Wędrowali drogą, która raczej nie istnieje w wykazie
dróg publicznych. Dwa pasy wygniecione kołami samochodów i doprawione butami wędrowców, a
nawet nieco zaminowane przez psy. Jak się jednak przyjrzeć, to wokół były
również ślady dzikich zwierząt.
- To wyjaśnia tego łosia pod naszym namiotem kilka
tygodni temu – zauważył Błazen patrząc na ślady w ziemi.
- Miau – potwierdził Kot znajdując obok królicze kupy.
Później spojrzał bardziej w gąszcz i dostrzegł ptaka. Nie mógł się oprzeć…
Rzucił się na niego i nie kazał na siebie czekać.
- Będę iść ciągle prosto – poinformował go Błazen
oddalając się w pośpiechu, by widzieć jak najmniej tej dzikiej strony swojego przyjaciela.
W końcu po trzech minutach chodu zobaczył coś na szlaku i zatrzymał się, aby
zidentyfikować to jako rozjechanego kota…
- Kot nie powinien tego widzieć – powiedział do samego
siebie w przejęciu, po czym zaczął dłońmi kopać przy drodze. Gdy dół był
odpowiednio głęboki umieścił tam zwłoki, zakopał i poszedł dalej. „Trzeba
będzie umyć gdzieś ręce” – pomyślał patrząc na swoje dłonie całe w ziemi, a w
jego wyobrażeniu również w jakichś trupich sokach z martwego kota. Zaświtało mu
wtedy, że ten teren często bywa zagrożony powodziami, zwłaszcza podczas
odwilży, więc prędzej czy później powinien trafić na jakiś rów. Nawet dotarł
tutaj chodnikiem, który po jednej stronie miał ruchliwą ulicę, a po drugiej
głęboki rów pełen wody. „Tak żeby mieć wybór jak zginąć w razie nagłego zawrotu
głowy”, myślał sobie zawsze przechodząc tamtędy.
- Rów, rów, rów… - śpiewał to słowo do różnych melodii,
aby zabić natrętną myśl o trupich sokach. Starał się też rozglądać wokół, z
nadzieją na zobaczenie czegoś żywego, jednak las był coraz bliżej, a on od
czasu zakopania zwłok kota naliczył tylko dwa martwe krety i jednego martwego
nietoperza. Z każdym kolejnym krokiem tracił więc nadzieję, aż…
- Żaba! – krzyknął sam do siebie. Przyzwyczaił się, iż
zawsze ma obok Kota, więc może mówić co chce i kiedy chce wiedząc, że zawsze
jest słuchany. Teraz jednak, choć nie było nikogo wokół, poczuł się głupio i
ugryzł w język.
„Nie mów do siebie, nie mów do siebie…” poklepał się
dłonią po czole.
- Fuuuuu! – wykrzyknął, gdy zorientował się co właśnie
zrobił. Przeniósł na czoło wyimaginowane trupie soki z martwego kota. Skupił
się więc szybko na widoku żaby po lewej. Okazała się być równie martwa co
poprzednie znaleziska, ale przynajmniej świadczyła o obecności wody gdzieś w
okolicy. Skręcił zatem w lewo, mimo iż obiecał Kotu iść prosto. „Może zdążę
wrócić na szlak zanim Kot minie to miejsce”, pomyślał sobie przedzierając się
przez wysokie trawy. Na szczęście nie szedł długo, nim znalazł upragniony rów. „Jeszcze
głębszy, niż ten przy chodniku”, zauważył sobie w duchu, ostrożnie schodząc w
dół, gdzie płynęła woda. Następnie przykucnął i natychmiast zanurzył dłonie.
Płukał je i czyścił paznokcie, a później zdecydował opłukać również ten „zarażony”
kawałek czoła.
- Miau! – usłyszał wtedy za sobą.
- Ach, niezły masz węch, Kocie. Wybacz, miałem potrzebę
umycia dłoni.
- Mia… - zaczął Kot, lecz Błazen przerwał mu okrzykiem:
- Och, kleszcz po tobie chodzi!
Na te słowa Kot błyskawicznie potrząsł całym swoim ciałem
tak, jak to robi po kąpieli. Tyle tylko, że tym razem zamiast kropel wody
pryskały z niego kleszcze.
- Kocie, chyba nie powinniśmy dłużej się tu szwędać, to jednak
nie był dobry pomysł.
- Miau… - potwierdził Kot posępnie. – Miau miau miau… -
dodał.
- Jak to? Co masz na myśli?
- Miau – skinął głową na lewo, kierując tam wzrok Błazna,
który jest dosyć blady z natury, ale po tym co zobaczył zbielał już zupełnie. W
rowie leżało rozkładające się ciało łosia. Po dłuższej chwili zaniemówienia
Błazen rzekł nienaturalnie niskim głosem:
- Muszę wziąć prysznic.
- Miau… - wyjaśnił Kot.
- Tak, próbowałeś mi o tym powiedzieć, wiem…
- Miau…
- Nie szkodzi. Wracajmy do obozu… Współczesne wydanie łona
natury sprawia, że „martwa natura” nie kojarzy mi się już z owockami w
koszyczku…
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.