Od
iluś tygodni operator truł Błaznowi, że musi zarejestrować swój numer telefonu.
Jedna wiadomość tekstowa za drugą… Najpierw tylko proste przypomnienie, a później
także próby przekupstwa.
- Nie potrzebuję waszych darmowych minut i Internetów… -
westchnął zaspany Błazen czytając kolejną zachętę. – Kocie, czy zdążymy dziś
rano skoczyć do tego ich salonu?
- Miau… - odparł Kot niechętnie, przeciągając się.
- Może wstańmy już i
wyjdźmy wcześniej… - zaproponował Błazen ziewając.
- Miau…
O
dziewiątej stali już w drzwiach salonu. Nie wchodzili do środka, bo było tam za
ciasno, a pracownicy zajmowali się innymi klientami. A przynajmniej jeden,
podczas gdy jego współpracownica krzątała się na zapleczu. Pracownik co chwila
spoglądał na Błazna przepraszająco, jednocześnie tłumacząc parze klientów, że
mają simlocka w telefonie. Kiedy za Błaznem ustała jakaś dziewczyna, tym samym tworząc
kolejkę, zestresowany pracownik zaczął wzywać spojrzeniem swoją koleżankę.
Wynurzyła się zatem z zaplecza i zaprosiła Błazna do biurka.
- W czym mogę pomóc? – zapytała, gdy już usiedli.
- Chciałbym zarejestrować swój numer telefonu – odparł.
- Rozumiem, proszę o dowód osobisty i… - W tym momencie
klienci obok zaczęli szeleścić jakąś torbą i Błazen nie usłyszał pozostałych
słów kobiety, jednak patrzyła na niego tak groźnie, że bał się poprosić o powtórzenie,
więc spróbował wywnioskować o co chodziło z usłyszanych urywków. Coś o wysłaniu
wiadomości i o numerze telefonu… „Pewnie potrzebuje wysłać mi jakąś wiadomość?”,
pomyślał i po wręczeniu jej swojego dowodu osobistego zaczął dyktować swój
numer.
- Nie potrzebuję pańskiego numeru. Proszę wysłać
wiadomość o treści „numer” – uśmiechała się sztucznie.
- Aha, przepraszam… Nie dosłyszałem…
Kiedy Błazen wysyłał wiadomość, ona zaczęła jakiś
nadprogramowy wywiad:
- Ile pan miesięcznie wydaje na telefon?
- Ee… Nie wiem… Może z pięćdziesiąt złotych… - odparł
niechętnie. „Czasami nic, zależy jak się trafi, więc nie proponuj mi abonamentu…”
- Dlaczego ma pan numer na kartę? Mógłby pan mieć
abonament.
W odpowiedzi Błazen ze speszonym uśmiechem pokiwał
ramionami. „Tylko nie to”, myślał sobie.
- Otrzymał pan już wiadomość zwrotną?
- Tak.
- Proszę pokazać – nakazała, oddając mu dowód osobisty.
Podał jej swój telefon, popatrzyła w niego i kontynuowała
pisanie czegoś w komputerze.
- Mogę panu przedstawić kilka ofert abonamentu – powiedziała
obserwując go kątem oka.
- Ee… Wolę nie.
- Niektóre oferty mogłyby panu odpowiadać – napierała.
- Może kiedyś o tym pomyślę i sam poprzeglądam je w domu…
- No jak pan woli – odpowiedziała z niezadowoleniem. – A Internet
pan ma?
„Nie, nie mam Internetu, będę te oferty przeglądać w źdźbłach
trawy”, pomyślał sobie ironicznie coraz bardziej przejęty tym, iż tak długo to
wszystko trwa.
- Tak – odparł.
- Od innego dostawcy?
- Tak.
Skrzywiła się i oddała mu telefon. Na sekundę nawiązała
kontakt wzrokowy z kolegą obok, który obsługiwał już następną osobę. Jego oczy
się śmiały, a jej wrzały gniewem. Wyglądało tak, jakby ze sobą konkurowali i on
wygrywał. Później popatrzyła z powrotem na Błazna i zapytała:
- Czy wyraża pan zgodę na to, abyśmy kontaktowali się z
panem telefonicznie w celu przedstawiania ofert i promocji?
- A mogę nie wyrazić takiej zgody? – zapytał kojarząc, że
zazwyczaj niby pytają, ale nie dają wyboru.
- Może pan.
- To wolałbym, aby do mnie nie wydzwaniano.
- Dobrze… - ukrywała złość. - Więc to już wszystko. W
nagrodę przysługuje panu teraz tysiąc darmowych minut i Internet przez miesiąc.
– Zapisała mu na kartce instrukcje do odebrania ów nagrody za bycie grzecznym
niewolnikiem.
- Dziękuję.
Na zewnątrz czekał Kot. Cała
ta wizyta trwała dwadzieścia minut.
- Kocie… Obyśmy teraz zdążyli na umówione spotkanie –
ruszyli od razu na przystanek autobusowy. - Przychodzę tylko zarejestrować
numer, żeby nikt mnie za terrorystę nie uznał, a oni wykorzystują moją
przymusową wizytę do wciskania mi swoich durnych ofert – narzekał. - Rozumiem,
że taką mają pracę, ale gdybyś widział tę jej groźną twarz…
- Miau...
- Głos miała spokojny, a oczami rozdzierała moją duszę. Ale w sumie to jej współczuję...
- Miau? – zaciekawił się Kot.
- Dla mnie to było tylko dwadzieścia minut, a ona zajmuje się tym codziennie. Ciężkie życie sprzedawcy...
- Prr... - przytaknął.
- A co zrobimy z naszą zbędną nagrodą?
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.