Po wyjątkowo
stresującym dniu Błazen poczuł potrzebę spędzenia czasu z ludźmi, których
uważał za normalnych. Ponoć umówili się na wieczorne gry planszowe i nie mieli
nic przeciwko, aby do nich dołączył. Ruszył zatem na miejsce spotkania, czyli
do domu jednej z tych osób. Z jednego ciasnego autobusu przesiadł się do
drugiego równie zatłoczonego, aż po dwudziestu minutach był na miejscu. Drzwi
otworzył mu Kot.
- Czeeść, Kocie, długo tu już jesteś? – zapytał Błazen
wchodząc do środka.
- Miau – odparł Kot.
- Ty szczęściarzu – zaśmiał się i zaczął zdejmować buty.
Weszli do salonu, gdzie trwała walka o przetrwanie w popularnej
grze Kolejka. Błazen wcześniej tej gry nie widział, więc chętnie przesiedział
rozgrywkę obserwując i ucząc się zasad. Przy okazji miał też ogrom śmiechu, jak
i pozostali. Ustawianie pionków w kolejki do sklepów, wykorzystywanie różnych
trików zapisanych na kartach, aby być pierwszym, który nabędzie wszystkie
przedmioty z listy zakupów… W końcu wygrał Tomasz, najbardziej charyzmatyczna
postać w całej grupie. Ponoć wygrywanie gier to jego zwyczaj.
W następnej rozgrywce wziął udział i Błazen. Dodawano mu
odwagi mówiąc, iż za pierwszym razem może być trudno, więc ma się nie
przejmować jeśli nie będzie mu szło. A później nikt nie mógł uwierzyć w to, że
Błazen wygrał.
- Szczęście nowicjusza – zapewnił Tomasz przygotowując
planszę do ponownej gry.
I Błazen znowu wygrał.
- No nieee! – śmiali się gracze.
- Miau! – Nawet Kot.
- To oznacza wojnę – oznajmił Tomasz wymuszając kolejną
rozgrywkę, chociaż wszyscy chcieli już zmienić grę.
Błazen grał tak jak poprzednio, Tomasz skupiał się jakby
to były szachy, a pozostali robili byle co, bo już im się nie chciało. Aż znowu
wygrał Błazen.
- To co, może teraz pogramy w Sabotażystę? – zaproponował
Okularnik i cały pokój (oprócz mentalnie znokautowanego Tomasza) ożył.
- Teraz to są gry… - rozbrzmiał nieznany głos z kąta
pokoju, gdzie przecież nikogo nie powinno być. A jednak w fotelu siedziała tam
starsza pani.
- Babciu! – krzyknął Okularnik zdumiony. – Nie widzieliśmy
kiedy tu weszłaś.
- Widziałam jak gracie w te… stanie w kolejkach –
powiedziała Babcia. – Teraz to są gry, dla zabawy, a kiedyś to było prawdziwe
życie i nikt się przy tym nie śmiał.
- No wiem, Babciu… - Okularnik był wyraźnie zawstydzony,
ale nie przed Babcią, tylko przed znajomymi.
- Pół młodości przestałam w tych kolejkach… A kartki to
nie były jak te wasze…
Wszystkim zrobiło się głupio i w pokoju zapadła cisza.
Dopiero po dłuższej chwili… Babcia wybuchła śmiechem, i oznajmiła:
- No co wy, żartowałam! Macie może miejsce na dodatkowego
gracza?
Zabrzmiało nieprawdopodobnie, więc wszystkim opadły
szczęki. Na początku były wątpliwości czy w to uwierzyć ale w końcu dołączono
do śmiechu Babci i gdy pozbierano już zęby z podłogi po opadnięciu szczęk, zrobiono
jej miejsce przy stole.
W Sabotażystę zagrali pięć razy, podzieleni na drużynę
Babci i drużynę Tomasza. Każdą rozgrywkę wygrała drużyna Babci. Tomasz był już siny
i miał ledwie wyczuwalny puls.
Kiedy
gry się im przejadły, ostatnią godzinę spotkania znajomkowie spędzili na piciu
herbaty i żartowaniu z Babcią, którą wszyscy pokochali. W końcu jednak ciemność
za oknem zrobiła się tak głęboka, że nie można już było jej ignorować.
- Okularniku, jutro wszyscy idziemy na obiad. Może weźmy
Babcię ze sobą? – zaproponował jeden Wesołek dopijając herbatę.
- Dobry pomysł! Babciu, czy chcesz jutro z nami wyjść? –
zapytał uśmiechnięty Okularnik.
- Hm… - uśmiechnęła się Babcia podejrzanie. – Tylko jeśli
to ja wybiorę miejsce – odparła.
- To chyba uczciwy warunek – stwierdził Błazen, chociaż wyczuwał
w Babci coś podejrzanego.
- Brzmi ciekawie – potwierdził blady Tomasz.
Następnego
dnia Babcia i Okularnik czekali na pozostały skład ekipy w parku, w centrum
miasta. Kiedy byli już wszyscy, Babcia rzekła:
- Teraz idziecie za mną! – I zachichotała.
- Miau…? – szepnął Kot.
- Nie wiem – wyznał Błazen. – Ale węszę podstęp.
Wyszli z parku i wędrowali uliczkami. Ominęli dworzec,
przeszli podziemnym przejściem, wędrowali jeszcze dalej, aż…
- Hę? – zdziwili się wszyscy na widok długiej kolejki na
chodniku.
- Co tu się dzieje? – zapytał Tomasz.
- Na co oni czekają? – zapytała Bezimienna wcześniej nie
wspomniana w opowieści, choć cały czas w niej obecna.
- Na naleśniki – wyjaśniła Babcia prowadząc wszystkich na
koniec kolejki.
- Naleśniki? – zapytał pod nosem Okularnik, nieświadom
tego, dokąd jest prowadzony.
- Tak –
potwierdziła Babcia. - Te same naleśniki, które my będziemy dzisiaj jeść. Za te
tutaj kartki! – wyjęła z torebki banknoty. - Fajna gra, prawda?
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.