Po
całym dniu wędrowania Błazen przysiadł sobie w mroku nocy na przystanku
autobusowym i odwinął batonika. Po pierwszym batoniku nastąpił drugi. Obok
siedziała kobieta, jakby nieobecna. Akurat gdy Błazen skończył śniadanio-obiado-kolację,
do tablicy z rozkładem jazdy autobusów podszedł chłopak jedzący bagietkę. Czytał
ten rozkład i czytał… W tym czasie zjawił się łysy mężczyzna w garniturze,
palący papierosa i rozmawiający przez telefon. Ustał za jedzącym bagietkę i
paplał do telefonu, aż…
- No czy można?! – wrzasnął nagle na jedzącego. Ten
odwrócił się i pojął, że tarasuje dostęp do rozkładu jazdy, więc przesunął się
na bok i czytał dalej. – Czekaj – powiedział łysy do telefonu, po czym
skierował spojrzenie z powrotem na jedzącego. – Przesuń się, kurwa! – krzyknął,
na co jedzący bez słowa odszedł od rozkładu jazdy. – Taki jesteś tutaj, kurwa,
ważny?! – łysemu najwyraźniej niewiele trzeba było do utraty cierpliwości. Właściwie
to nie miał jej od początku. – Myślisz, że jak przychodzi taki w garniturze to
jest jakiś, kurwa, lamus?! Nie wiesz z kim masz, kurwa, do czynienia! Bo
przyszedł taki pod krawatem to już się, kurwa, zachowujesz jak jakiś pan?! Ty
nie wiesz, kurwa, kim ja jestem! Bo w pantoflach, to już kurwa laluś?! – krzyczał i krzyczał, jakby zawstydzony swoim
eleganckim ubiorem. Brakowało już chyba tylko opisu bielizny, ale jedzący nadal milczał, więc łysy wrócił
do rozkładu jazdy, rozmowy telefonicznej i palenia papierosa... jednak po niecałej minucie znowu
coś w nim pękło.
- I co?! Ty tak, kurwa, dalej?! – znowu podszedł do
jedzącego. – Na przystankach autobusowych się, kurwa, nie je!
W tym momencie Błazen ucieszył się, że tak szybko zjadł swoje
batoniki.
- Na przystankach autobusowych też się nie pali –
powiedziała nagle kobieta siedząca obok Błazna, który w dłoni po kryjomu już
ułożył kastet z pęczka kluczy. Do super silnych nie należy, więc w
razie czego wolał mieć jakiegoś asa w rękawie.
- Tak?! – Po łysym było widać, że w starciu z kobietą ma
dylemat. W tym czasie jedzący połknął ostatni kawałek bagietki.
- Tak, prawo tego zabrania – odparła niby spokojnie, ale
z wyczuwalnym wzrostem poziomu strachu.
- No dobrze! Ja, kurwa, chciałem zobaczyć rozkład jazdy!
A ten tutaj się, kurwa, panoszy jak na swoim podwórku!
Zapadła cisza, więc łysy wrócił z powrotem do telefonu.
Później ustał z papierosem na uboczu i przeklinał do telefonu jeszcze chwilę,
aż w końcu odszedł, jakby zbrzydło mu czekanie. Jakieś dwie minuty po tym nadjechał
autobus. Wsiedli wszyscy troje, to był ostatni kurs tego autobusu. Błazen usiadł na
samym końcu, gdzie czekał na niego Kot.
- Miau.
- Tak, nareszcie… Ale nie uwierzysz.
- Miau?
- Tak, znowu. Tym razem dowiedziałem się, że niektóre
dresy chodzą wśród nas pod przykrywką.
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.