Niektóre
zajęcia są trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Na przykład regularne
opowiadanie o absurdach. W niezwykle rzadkich przypadkach Błazen doświadcza tygodnia
bez absurdu na skalę wystarczająco dużą, aby było o czym mówić. Kiedy coś jest
z Tobą od zawsze, nawet jeśli to nic dobrego, przyzwyczajasz się do
tego i w pewnym sensie nawet oczekujesz, iż z Tobą zostanie. Robisz temu
miejsce w swoim życiu i czujesz coś w rodzaju satysfakcji, ilekroć to coś daje
o sobie znać.
Czasem
tak się zdarza, że jakaś latarnia uliczna miga od lat i ludzie zwracają na to
uwagę dopiero wtedy, gdy przestaje. Z jednej strony cieszy ich, że ktoś wreszcie
ją naprawił, a z drugiej… czują jakiś brak. Niektórzy nawet po cichu życzą
sobie, aby kiedyś znów mignęła, choćby raz…
- Dzień dobry – powiedział Błazen głośno, gdy tylko
wszedł do sklepu.
- Dzień dobry – odparła niewyraźnie przygnębiona
ekspedientka.
Tuż przy wejściu znajdowała się lodówka ze świeżymi
sokami. Błazen podniósł butelkę z sokiem grejpfrutowym i zaczął rozglądać się
za ceną. Nie znalazł jej ani na półce, ani na butelce.
- Przepraszam, ile to kosztuje? – podał butelkę
ekspedientce. Bez słowa zeskanowała ją przy kasie.
- Trzy trzydzieści – powiedziała nawet nie patrząc na
Błazna.
- Ach, dziękuję bardzo – odparł z entuzjazmem i wziął butelkę
z powrotem. Następnie wyruszył w głąb sklepu. Wybrał sobie najnormalniej
wyglądającą pomarańczę, małe pudełko lodów malinowych, malutką saszetkę czegoś,
co udaje cappuccino oraz buteleczkę kefiru o najprostszym składzie. Tylko tyle
potrzebował, zatem wrócił do ekspedientki i postawił przed nią koszyk. Kiedy skanowała
produkty Błazen oglądał saszetki kawowe, których wcześniej nie zauważył.
- Czy będzie coś jeszcze? – usłyszał głos bez żadnych
emocji.
- Nie, to już – odparł rezygnując z rozważania nad innymi
saszetkami, prawdopodobnie pod wpływem apatii ekspedientki.
- Piętnaście dziewięćdziesiąt siedem – oznajmiła.
- A… czy dostanę do tego jakąś reklamówkę? – zapytał z
przyjaznym uśmiechem.
- Płatna, dziesięć groszy – odparła.
- To poproszę – nadal się uśmiechał.
- Szesnaście złotych i siedem groszy.
Zapłacił kartą zbliżeniowo i zapakował zakupy czekając na
paragon.
- Dziękuję bardzo – odparł odbierając paragon i już
zaczął odwracać się w stronę wyjścia.
- Przepraszam, a czy mógłby Pan po drodze odłożyć koszyk
z powrotem? – zatrzymał go głos żywszy, niż wcześniej.
- Ach, tak, jak najbardziej! – zaśmiał się, bo przecież już
wcześniej planował to zrobić, ale w ostatniej chwili wypadło mu z głowy. Zabrał
więc koszyk, a gdy przed drzwiami mówił „do widzenia” i obejrzał się za siebie
to zobaczył, że ekspedientka odpowiadając mu na pożegnanie rozpromieniła się
delikatnym uśmiechem.
„Miło, chyba
poprawiłem jej humor”, myślał sobie idąc chodnikiem i otwierając sok. „Ale
dziwne… Nic się nie wydarzyło”.
Nie rzadko też bywa, iż ktoś
jest notorycznie poniżany przez innych. Natomiast często ktoś taki nawet nie
zdaje sobie z tego sprawy. Przyzwyczajenie nauczyło go traktować to jak coś tak
samo naturalnego co ciemność w nocy. Nie wyobraża sobie być traktowanym inaczej.
Cała jego aura, mowa ciała i styl życia zaprasza wszystkich wokół do nie okazywania
mu szacunku. Jest nastawiony na poniżenie. A jednak nawet wtedy czasem coś się
zmienia… I, o dziwo, dopiero wtedy pojawia się niepokój.
- Kocie, ten tydzień nie był jakoś szczególnie absurdalny…
- westchnął Błazen siadając na kamieniu. - Emocjonujący i pełen wydarzeń?
Owszem. Ale nie absurdalny…
- Miau…
- Tak… Ach… - Patrzył na pustą butelkę po soku i
analizował cały przebieg robienia zakupów.
Gdy Twoja norma nie spełnia norm ogólnych i nagle doświadczasz
czegoś z poza własnych norm odkrywasz, że jednak miało miejsce coś
nienormalnego.
- A może aż tak przywykłem do absurdów, że po prostu nie
zauważyłem kolejnego?
Miłego absurdu?
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.