Niektóre
miejscowości utrzymują się z tak zwanego „turyzmu”. Jedne wykorzystują do tego
swoje położenie, inne historię, a jeszcze inne… po prostu stwarzają powód, dla
którego ktoś mógłby chcieć przyjechać.
Dziś Błazen zawędrował do miejscowości, w której stosuje się
wszystkie powyżej wymienione techniki przyciągania uwagi. Jest rzeka? Wypchajmy
ją łodziami i gondolami. Jezioro? Jeszcze więcej łodzi i do tego żaglówki. I
narty wodne. I nurkowanie. Las? Zróbmy ścieżki rowerowe, poustawiajmy rzeźby,
wstawmy domki letniskowe i pola namiotowe. Brak zjawiskowego pałacu? Zbudujmy
jakiś. Cmentarz jest wielki i mroczny? Rozstawmy obok wesołe miasteczko. A w
ogóle to mamy tak czyste powietrze, że ogłośmy całą okolicę uzdrowiskiem. I
pochwalmy się wiekowością miasta, choć po nim nie widać. I wygrajmy jakiś ogólnopolski
konkurs dla rozgłosu. I regularnie urządzajmy nietypowe imprezy. A lody
sprzedawajmy z gigantycznej truskawki na rogu głównej ulicy.
- Miau… - Kot nie wiedział na co patrzeć, aby niczego nie
przegapić.
- Tak, Kocie, też dziwnie się tu czuję – wyznał starając
się nie staranować nikogo na zatłoczonym chodniku. - Jakieś osiemdziesiąt
procent ludzi tutaj to turyści, prawda?
- Miau – potwierdził Kot robiąc zeza rozbieżnego, aby
przechodząc przez most widzieć obie strony załodziowanej rzeki.
- Dzień dobry! – zaczepiła ich młoda kobieta.
- Tylko na to czekałem… - mruknął Błazen pod nosem. –
Dzień dobry, dzień dobry – odpowiedział nie zatrzymując się.
- Może jest pan zainteresowany rejsem gondolą? – szła za
nim.
- Hm… Pomyślę – próbował ją zbyć.
- Gondola wypływa za piętnaście minut – podała mu ulotkę.
– Dwadzieścia pięć złotych za osobę.
- Dziękuję bardzo – wziął ulotkę i poszedł dalej.
Wyrzucił ją do pierwszego mijanego kosza na śmieci. To samo zrobił ze
wszystkimi poprzednimi ulotkami. Zaobserwował, iż tak samo postępowali inni
ludzie. Zastanowił się wtedy…
- Ciekawe ile oni drukują tych ulotek, że im się to nigdy
nie kończy?
- Miau.
- Racja, co za różnica.
Dzień
mijał bardzo miło. Udało im się obejrzeć taniec ptaków nad wodą. Oprócz
nich tylko jedno małe dziecko również zwróciło uwagę na zachowanie tych
zwierząt.
- Mamo, dlaczego one tak latają w kółko?
- Nie wiem.
Błazen miał ochotę podejść i udzielić bardziej
wyczerpującej odpowiedzi temu dziecku, ale rozumiał, że byłoby to nie na
miejscu. Powstrzymał się więc i w duchu powtórzył sobie swoją dawną przysięgę,
iż w razie dostania kiedyś misji wychowania jakiegoś nowego człowieka tłumaczyłby
mu wszystko najlepiej jak tylko się da. „Przecież to doskonały sposób na
wychowanie kogoś mądrego”, westchnął.
- Miau?
- Ach, rzeczywiście, już odleciały. Zamyśliłem się… To
może wyruszmy na kolejny spacer?
- Miau.
Trafili do małego parku, gdzie ktoś pod szyldem „restauracji”
McDonald’s rozstawił duży samochód ciężarowy znany jako „tir”. Po drodze
wręczono Błaznowi ulotkę wyjaśniającą, iż wewnątrz pojazdu wykonuje się jakieś
zadanie i wygrywa posiłek. Widok kolejki przed wejściem do przyczepy zapewne wywołałby
reminiscencję u kogoś, kto doświadczył codzienności PRL’u. Błaznowi skojarzył
się tylko z grą planszową o tej tematyce.
- Usiądźmy na pomniku – zaproponował Błazen i tak też
zrobili. Szybko jednak silne nasłonecznienie tego miejsca sprowokowało ich do
migracji na ławkę w cieniu. Obok stał kosz na śmieci, więc Błazen wyrzucił tam
ulotkę z McDonald’sa. Relaksowali się przez chwilę patrząc jak dzieci bawią się
w fontannie, aż…
- Miau!
- Hm?
- Miau!
Błazen spojrzał na lewo, gdzie pokierowały go zdziwione
okrzyki Kota. Zobaczył mężczyznę w gumowych rękawicach trzymającego foliowy
worek i grzebiącego w koszu na śmieci. Po chwili wyjął z niego garść ulotek i
wrzucił je do worka. Powtórzył tę czynność jeszcze kilka razy, a później
poszedł do następnego kosza, aby zacząć całą procedurę od nowa.
Zszokowany Błazen popatrzył na swoje dłonie z
obrzydzeniem.
- No to już wiem dlaczego nie kończą im się ulotki…
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.