Przeglądając
medale zmarłego dziadka, który żył prawie sto lat, Błazen Podróżny, oczywiście,
zaczął wspominkować.
- Za bohatera uznano go chyba dopiero po wojnie... –
drapał się po podbródku.
- Miau miau miau? – zdziwił się Kot.
- Mama mi opowiadała, że Armię Krajową powszechnie uważano
za nielegalną. Bo wiesz, jakim prawem okupowane państwo się broni, co nie? –
puścił oczko sygnalizując ironię.
- Miau miau… - Kot pokiwał głową potakująco.
Następnego dnia zrobiło się głośno o ataku
terrorystycznym na koncercie Ariany Grande w Manchesterze. Błazen nigdy by nie poznał reakcji
świata, gdyby nie jego Znajoma, która akurat siedziała obok z oczami w
telefonie.
- Ojej, ojej… - biadoliła.
- Hę? – zainteresował się Błazen.
- Biedni ludzie, bomba wybuchła – mówiła produkując na
Facebook’u znicze z nawiasów i gwiazdek. Nad nimi umieściła brytyjską flagę.
- Tak się robi przy atakach? Do czego to?
- No jak to? Trzeba okazać wsparcie ofiarom.
- To je w jakiś sposób wspiera w zaświatach?
- No to bliskim ofiar.
- To ich wspiera?
- To co, mam nic nie robić? – oburzyła się w końcu.
- Coś można robić, ale to akurat bardziej mi przypomina świętowanie. Jak pocztówka świąteczna.
- Lepsze to, niż nic - skwitowała.
Błazen wzruszył ramionami wyobrażając sobie metody
bardziej realnego wsparcia… „Wymiana wszystkich polityków na nieco bardziej
szczerych…” Patrzył w sufit myśląc o tym, a później wrócił oczami na jej
telefon, gdzie jej wpis dostawał „polubienia”, przez co podekscytowanej
Znajomej źrenice rosły jak po kokainie.
- Miau miau miau miau miau? – zagadał Kot
niespodziewanie.
- A no, było coś takiego… - potwierdził Błazen. - „Nauczyć
się żyć z terrorem.” Kilka osób to mówiło.
- No tak, tak, trzeba więcej procedur zapobiegawczych –
powiedziała Znajoma kiwając przy tym głową.
- Hm… Na przykład pozwolić cywilom posiadać broń palną i
używać jej w razie potrzeby?
- No coś ty, oszalałeś?! Wszyscy by się pozabijali!
- A teraz nikt nikogo nie zabija?
- Z bronią byłoby jeszcze więcej trupów.
- Ja tam bałbym się atakować ludzi, którzy mogliby mnie
za to postrzelić…
- A jak byś wtedy obronił się przed wybuchem bomby?
- Więc w ten sposób próbujesz mi powiedzieć, że jeśli prawo
do samoobrony nie zawsze znajdzie zastosowanie, to równie dobrze może nie być
go wcale?
Znajoma nic nie odpowiedziała, tylko fuknęła nosem.
- Wiele ataków jest dokonywanych karabinami i bronią
białą, a często nawet gołymi rękoma… i innymi częściami ciała... Myślę, że byłoby ich o wiele mniej lub
zero, gdyby ofiary i/lub świadkowie nie byli bezbronni.
- Więc wtedy zrobiłoby się więcej ataków bombami! –
wykrzyknęła Znajoma.
- Yyy… - Błazen zaciął się na chwilę. – No to powiedz to
ofiarom tych ataków. Słuchajcie, dzięki wam być może mamy mniej bomb.
Na to znajoma skrzywiła się w ciszy.
- A, no tak, nie możesz, bo nie żyją.
- Więc co ty proponujesz? – zapytała zdenerwowana. - No
słucham?
- Nie jestem najlepiej poinformowanym człowiekiem na
świecie, ale tak sobie myślę, że gdybym "sprawował władzę” (to taka służba ludowi, gdyby ktoś zapomniał) nad krajem
atakowanym przez kogoś, to uznałbym to za wojnę i powołał wojsko do obrony.
- Zacząłbyś wojnę?!
- Raczej zdiagnozowałbym jej obecność. Czy wojna jest
dopiero wtedy, gdy się bronimy? Skoro zawiedliśmy w kwestii zapobiegania wybuchowi
wojny to powinniśmy przynajmniej zakończyć ją jeszcze zanim rozwinie się na
dobre. Kojarzy mi się to trochę z dzieckiem bitym w szkole przez łobuzów. Jak
im nie oddaje to nic się nie dzieje. Jak oddaje to jest bójka. Ale broń Boże
nie wzywajcie policji, bo „będą problemy”. Przecież wcześniej problemów nie
było, prawda?
- Przesadzasz ze wszystkim – kiwała głową otrząsając się
ze słów Błazna. - Dzieci to dzieci, zawsze się biją. Po co od razu wzywać policję,
to jakieś dziwne.
- A bombiarze to bombiarze, zawsze wybuchają. Po co od
razu z tym walczyć, to jakieś dziwne.
- Ale to tylko terror, a nie wojna. Pewnie jeszcze mur
byś chciał stawiać, jak Trump w Ameryce.
- Jak Orban na Węgrzech postawił mur to była cisza.
- Orban postawił mur? – zdziwiła się.
- No właśnie, o to mi chodziło, wielu nawet nie wie. Ach…
Pamiętam jak w dzieciństwie wyobrażałem sobie, że granice między państwami to
są mury. Po prostu miało to dla mnie sens. Wtedy od razu widać gdzie są. I w
ten sposób nikt nieproszony nie przejdzie. A w razie ataku łatwiej się bronić. Aż
dorośli wszystko mi pomieszali, pokazując prawdziwą granicę… Jakaś dziurawa
siatka w lesie.
Wtedy przerwał im pies Znajomej, wskakując na nią przednimi
łapami.
- Chce iść na spacer – zauważyła.
- No to chodźmy! – Błazen od razu wstał, z Kotem wiszącym mu
na ramieniu.
Szli obok ruchliwej ulicy, od lasu oddzielonej domkami
jednorodzinnymi. Pies po drodze obsikiwał znaki drogowe, a na jednym z
trawników zrobił kupę. Znajoma nie sprzątnęła jej usprawiedliwiając się, że tu
przecież nie ma gdzie tego wyrzucać. Później skręcili w zardzewiałą bramę
prowadzącą na mały, zadbany cmentarzyk. Zamknęła furtkę i spuściła psa ze
smyczy.
- Nie umie jeszcze przychodzić do mnie na zawołanie, więc
tylko w takich miejscach mogę bezpiecznie spuszczać go ze smyczy – wyjaśniła.
- Co to za cmentarz? – zapytał Błazen zaintrygowany.
- A nie wiem, jakiś powojenny.
Pies węszył wokół żywopłotów, a Znajoma, Kot i Błazen
spacerowali między grobami czytając tabliczki. Mijali żołnierzy podpisanych
nazwiskami, żołnierzy nieznanych… aż coraz częściej zaczęły pojawiać się „ofiary
terroru hitlerowskiego”. Pod koniec cmentarza były już tylko one.
- Jak myślisz, dlaczego tych nazwano ofiarami terroru? –
zapytał Błazen.
- Nie wiem, może byli cywilami – odparła Znajoma równie
zdziwiona.
- Ale to rok wybuchu drugiej wojny światowej.
- Może zginęli jeszcze zanim wybuchła wojna? –
zasugerowała pytająco.
- Więc skąd wokół tylu żołnierzy? – Błazen drapał się po
dzwonku czapki.
- Miau miau miau miau miau miau? – dorzucił Kot.
- Czyli jak żołnierze to wojna, a jak cywile to terror? –
Wysilając móżdżek Błazen mrużył oczy.
- No bo w sumie to na wojnach cywilów się nie zabija? – kojarzyła
sobie Znajoma.
- Na tej wojnie ginęły ich miliony. Wielu też walczyło.
- Hm… Więc może jednak terror i wojna nie wykluczają się
nawzajem. - zmarszczyła czoło w myślowym wysiłku. - Z tego co pamiętam… Chociaż mogę się mylić, bo w każdej szkole była
inna książka, a w każdej książce inna historia… - tu skupiła się jeszcze mocniej.
– Hitler nakazał zabić wszystkich mężczyzn, kobiety i dzieci, aby zdobyć
terytorium… Jako jeden z pretekstów pojawił się zarzut, jakoby mniejszość
niemiecka była w Polsce torturowana. Nikt w Europie nie potraktował wcześniejszych
gróźb dostatecznie poważnie i każdy węszył za korzyściami… Polska wierzyła, że
ma więcej czasu, więc nie zdążyła się przygotować… Dlatego gdy doszło do ataku,
dosyć szybko została podbita, a Naziści urośli w siłę i rozwinęli całe
przedsięwzięcie w wojnę światową.
Wtedy Błazen zapytał bez zastanowienia:
- Nie brzmi znajomo?
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.