Jak
wygląda praca? Najłatwiej zobrazować ją kopaniem dołu w ziemi. Prace budowlane
przy użyciu podstawowych narzędzi typu łopata są zdecydowanie najbardziej
przekonującym obrazem wykonywania faktycznej pracy. Kolejnym takim obrazem
mogłaby być praca w polu, również przy użyciu prostych narzędzi. A więc budowlaniec
z łopatą i rolnik z motyką to dobre ilustracje człowieka pracującego. Zwłaszcza
pracującego ciężko. Dlatego też…
- Ja tu w ogóle nic nie robię, co za strata czasu –
narzekał Błazen w nowej pracy.
- No jak to? Przecież robimy tyle różnych rzeczy, i cały
czas jesteśmy czujni czy nie ma nowych klientów – zdziwił się współpracownik.
Błazen stał więc dalej, wypatrując klienta. Przestawiał
rzeczy na półeczkach, liczył je, zapisywał co wyliczył, przetarł z nich kurz, później
znów wypatrywał klientów, a później wypatrywał co by tu jeszcze porobić…
- Nie jesteś zmęczony? Zrób sobie przerwę – zachęcali go
co chwilę współpracownicy.
- Zmęczony czym? Nic się nie dzieje, nic nie robię.
- No jak to? – dziwili się. - Przecież tyle zrobiłeś.
- Nie, ja tylko zabijam czas – wyjaśniał w kółko.
Później robił dalej to samo, co jakiś czas obsługując
jakiegoś klienta, aż w końcu przyszedł kierownik i zmusił go do pójścia na
przerwę. Na przerwie więc siedział sobie Błazen na zapleczu i pił wodę,
czytając książeczkę z poczuciem dalszego marnowania czasu.
Było już późno, gdy wrócił do obozu. Zbyt późno, aby móc
zrobić coś pożytecznego, bo rano musiał wstać znów do pracy. Upichcił coś
zatem, zjadł to, wykąpał się i poszedł spać.
Stojąc bezczynnie kolejny dzień postanowił sobie, że
rzuci tę robotę. I tak też zrobił.
- Nareszcie mogę porobić coś konstruktywnego! – radował się
wielce, gdy stał się bezrobotnym.
- Miau miau? – zapytał Kot.
- Jak na przykłaaaaad… - zaciął się, nie znając odpowiedzi.
– Hm… - zrozumiał, że nie wie. – Dobre pytanie – przyznał. – Chyba po prostu
znajdę inną pracę – stwierdził.
Na
początek postanowił poobserwować pracę Kolegi. Szukali tam pracownika, a praca
zdawała się wymagająca.
- Dobrze, to rozgość się – Kolega podsunął mu krzesełko obok
swojego. - Możesz zrobić herbatę, zjeść coś… no i porobić notatki jak coś
uznasz za potrzebne, bo będę ci tłumaczyć jak wygląda taka praca.
- Przejdźmy od razu do ostatniego punktu – poprosił Błazen
podekscytowany.
Usiedli przy biurku, włączyli komputer, telefon, ułożyli
stertę papierków przy monitorze i rozpoczęło się oczekiwanie na dźwięk dzwonka.
W telefonie. A więc wpatrywali się w niego chwilę. I jeszcze kolejną. I
następną. W końcu Kolega postanowił wyjaśnić Błaznowi jak obsługuje się
ichniejszy komputer. Więc wyjaśnił. I dalej nic. To porobili zapiski w
papierkach. Całkiem sporo. I dalej nic. Więc wypili herbatę, bo zimno się
zrobiło od bezczynności. Aż nagle zadzwonił telefon. Kolega odebrał, ale
okazało się głucho. Odłożył słuchawkę i oboje westchnęli. Następnie
kontynuowali naukę obsługi komputera i powypełniali coś jeszcze w papierkach.
Po kilku godzinach telefon znów zadzwonił. Błazen miał już instrukcje co robić,
więc to on odebrał. Był miły i profesjonalny na ile to możliwe, ale na wiele
możliwym to nie było, gdyż…
- Co drugie słowo rozumiałem, ale nawet to było dziwnie
niewyraźne – poskarżył się.
- Bo widzisz, to taki jest właśnie trik – odparł Kolega szczęśliwy,
że może znów coś wytłumaczyć. - I jak ci oni mówią nazwiska to dlatego proś też
o telefon. Bo nazwiska nie zrozumiesz, a numer telefonu już łatwiej.
- A nie można wymienić telefonu? Po co takie utrudnienie?
Kolega wzruszył ramionami.
To
była ostatnia szansa. Błazen, rzecz jasna, nie podjął się kolejnej bezczynnej
pracy. Zamiast tego znalazł sobie pracę fizyczną. Uznał, że w takiej pracy
trudno o nudę… i miał rację.
- Tu ma pan zdjęcia, tu ramki, tu szkiełka – objaśniała szefowa.
- Proszę składać, zawijać w to, wkładać
tu, później zaklejać i przenosić tam. Jak tego zabraknie to jest tam, a jak
tego to jest tutaj. Jak pan sobie zorganizuje pracę to już od pana zależy, byle
było gotowe na czas, bo inaczej musi pan zostać po godzinach i nie jest to
płatne.
- Aha, dobrze, dziękuję.
No i konfekcjonował zdjęcia. Okazało się jednak, że wiele
z nich nie pasuje wymiarem. Szkiełka też. A niektóre były lekko uszkodzone.
Dużo rzeczy musiał zatem wyrzucać, i z trwogą patrzył jak rośnie góra rzekomych
„śmieci”. (Użytecznych rzeczy nie mieszczących się w kryteriach odgórnie określonych
norm.)
„Szkoda, że nie mogę zabrać tego wszystkiego do siebie,
albo komuś oddać”, myślał wzdychając.
- E, wiesz, za mało tam kreatywności. Mam wszystko robić
według zatwierdzonego schematu, bez względu na sytuację - opowiadał popijając zupkę błyskawiczną, bo nie miał już czasu ugotować własnej. - Chyba potrzebuję
czegoś bardziej twórczego do roboty…
I tak Błazen podjął się następnej pracy, tym razem o
charakterze może i znów biurkowym, ale jednak bardziej dynamicznym, gdyż miał
wolność działania i liczne, różnorodne problemy do rozwiązywania. Tworzył
teksty reklamowe z ilustracjami.
Pierwszą godzinę siedział w bezruchu, dogłębnie
przemyślając co i jak napisać, aby się sprawdziło. Drugą godzinę pisał pierwszy
zarys, a kolejne godziny spędzał na edycji gotowego szkicu tak, aby stał się
pełnym produktem.
„Podoba mi się ta praca”, pomyślał sobie wieczorem, mając
mózg nadal na pełnych obrotach od całego tego myślenia. Wrócił tam więc i dnia
następnego, i znowu pierwszą godzinę rozmyślał nad zakurzoną klawiaturą, aż…
- Pracuj – upomniała go szefowa.
- Hę? Słucham? – Błazen akurat był głęboko w przemyśleniach
odnośnie tego co ma napisać, więc nie dosłyszał komentarza.
- Powiedziałam „pracuj”. Nie siedź tak, pracuj.
- Ależ ja przecież tak dużo robię teraz, już prawie cały
plan mam ułożony w głowie!
- To nie w głowie ma być ułożone, tylko tu w komputerze,
i wysłane mi mejlem do zatwierdzenia.
- Ależ co ja tam wpiszę, jeśli najpierw tego nie obmyślę?
– Błazen był co najmniej zaskoczony.
- No to obmyśl, ale nie pół dnia, bez przesady.
No i Błazen znów wrócił do obozu, bo zapadła noc. Przed
wieczorem jeszcze powiedział Kotu:
- Wiesz co? Nieuczciwie było z mojej strony narzekać na
te wszystkie prace. To jest normalne, takie czasy. Albo robisz dużo
nieznaczących rzeczy i męczy cię nuda, albo wiele rzeczy monotonnych i męczy
cię rutyna, albo ogrom rzeczy nielogicznych i męczy cię głupota, albo intensywne
rzeczy niewidziane gołym okiem i męczy cię szef… Grunt to mieć pieniądze na
chleb, aby nie mieć czasu piec go samemu.
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.