Dłuższa podróż autobusem to
dobra okazja na robienie czegoś, na co normalnie nie ma się czasu lub warunków.
Znajoma Błazna robi wtedy na drutach, ale on osobiście woli rysować portrety.
Jeśli linia autobusu prowadzi głównie zadupiami, to w autobusie jest mały ruch.
Nie są zbyt ruchliwi również sami pasażerowie, dzięki czemu stanowią idealne
modele do portretowania. Wyciąga z kieszonki swój mały notesik i długopisik, a
następnie szuka celu. Dlaczego akurat nieznajomi w autobusach? Bo na co dzień
nie ma kogo rysować, nikomu nie chce się pozować - a jeśli jednak, to będąc zmuszonymi
do siedzenia nieruchomo nagle tracą tę umiejętność.
- Kogo by tu dzisiaj narysować… - rozglądał się po
autobusie.
- Miau?
- Nie będę rysować ciebie, to zbyt proste.
Błazen lubił wyzwania, a więc jego ważną zasadą
portretowania było: nie dać się przyłapać. Model musiał być nieświadomy tego,
iż ktoś rysuje jego portret. Jeśli więc zdarzył się czasem kontakt wzrokowy, to
Błazen udawał, że po prostu coś notuje, i że w trakcie zastanawiania się nad
notatką niechcący rzucił wzrok akurat na tę osobę. Przykłada wtedy długopis do
ust, aby wyglądać bardziej jak ktoś, kto się nad czymś zastanawia. Później,
niby nieprzytomnie, wiruje wzrokiem gdzieś bardziej w górę i na boki, aby blef
był jeszcze bardziej realistyczny. Poza tym… raczej mało kto by uwierzył, że
jakiś nieznajomy rysuje ich portret. Przecież to szalone, prawda? Właśnie to
przekonanie działa na korzyść Błazna.
- Ach, taka piękna galeria… - przeglądał swój notesik.
Przy każdym portrecie zapisywał datę i numer/nazwę/linię
autobusu/tramwaju/pociągu, zależy co się akurat trafiło.
- Miau… - znudzony Kot siedział w plecaku na kolanach
Błazna, jak zawsze w tych sytuacjach.
- Trochę za duży tu dziś ruch… Nawet jeśli ktoś jest na
tyle zasiedziany, aby podejrzewać, że nie wysiądzie zbyt prędko, to zbyt wiele
osób przewija się wokół i albo zasłaniają potencjalny cel, albo go rozpraszają,
przez co robi się zbyt ruchliwy…
- Miau, miau… -
zbył go Kot sennym głosem.
- Zawsze tylko śpisz – westchnął Błazen.
„Chyba będę musiał sam zamienić się w mój ulubiony rodzaj
celu: zagapiony w telefon…” Westchnął sobie na tę myśl. Zagapieni w telefon to
najlepsze cele, bo nie ruszają się praktycznie w ogóle. Niestety, w tych
warunkach nawet jakby się jakiś znalazł, to nic by z tego nie wyszło. Wyciągnął
więc swój telefon i zagapił się w zapiski o polskim prawie. Ot, bo zastanawiał
się jak wiele dziwactw mamy w naszym prawie, a wcześniej szkoda mu było czasu
na sprawdzanie tego. „W tej chwili czas to jedyne, czego mam dużo…”
Na początek wyczytał, że podobno jest obowiązek
tymczasowego meldunku w każdym miejscu, w którym przebywa się dłużej, niż trzy
dni. „Hę? Więc jeśli jestem w podróży pieszej przez rok to mam meldować się w
każdym miejscu, w którym rozbiję namiot na nieco dłuższy odpoczynek? Albo jak
jadę na tydzień do babci to muszę się u niej tymczasowo zameldować? Lub jeśli
zostanę tam dłużej, to muszę domeldować te dodatkowe dni? Albo zameldować się
na wyolbrzymioną ilość dni na wszelki wypadek, a później jeśli zostanę krócej
to ręcznie się wymeldować? Tak samo ze szpitalami?” Wyobraził sobie ogrom
papierów i wizyt w urzędach… „To dopiero byłaby biurokracja… I jak bardzo
zwiększyłoby się zapotrzebowanie na urzędników!”
Następnie przeczytał, iż po trzech miesiącach pobytu za
granicą ludzie mają się całkiem wymeldować ze swojego polskiego domu. „Nawet
jeśli to tylko jakaś podróż służbowa…? To dobrze, że chociaż obywatelstwo
pozwalają zachować…”
Później rzucił okiem na prawo nakazujące zapinanie pasów
w autobusach. „Ach… Jak są to zapinam. Ale to chyba tylko w pośpiesznych
międzymiastowych…”
Wyczytał również, iż rozpoznawanie i leczenie chorób
przez osobę nie będącą lekarzem jest karalne. „Hm… Czyli znachorzy wszelacy są
przestępcami. Ale… nawet ja sam nie raz się zdiagnozowałem i wyleczyłem z
czegoś. Czy powinienem nie chwalić się tym publicznie?” Wyobraził sobie siebie
jako postać z kreskówki w pasiastym stroju i z kulą przy nodze, pracującego w
kamieniołomach. „Brrr, zdecydowanie wolę swój strój błazna.”
Zatrwożył się również po wyczytaniu, iż obiekty budowlane
podlegają takiemu samemu obowiązkowi regularnych przeglądów technicznych co zarejestrowane
pojazdy. „Z tego co wiem to nikt, kogo znam, nie robi przeglądów swoich domów.
A już na pewno nie regularnych. Ciekawe jak wiele z tych budynków oficjalnie
nie nadaje się do użytku?”
Kwestie humanitarnego traktowania zwierząt wolał pominąć,
bo o tym akurat wiedział już i tak za dużo. Gdyby miał robić statystykę to
pewnie osiem na dziesięć osób byłoby przestępcą w tej kategorii… W tym stróże
prawa. „Te pieski, które nigdy nie schodzą z łańcuchów… Te świnie przewożone
jak worki ziemniaków… Sklepowe pojemniki z karpikami świątecznymi z serii Zabij
To Sam…” Przeszły go ciarki i głośno westchnął.
- Miau? – obudził się Kot w plecaku.
- Taaak wzdycham, nad tym co przeczytałem i nad własnymi
przemyśleniami.
Po tym zdaniu autobus zatrzymał się i wsiadła dziewczyna
z telefonem w dłoni.
- Miau!
- Tak, widzę, telefoniara – mówił ściszonym głosem, bo
stała blisko. – Ale nie siada, więc chyba nie planuje dłuższej podróży.
- Miau…
- Ekhem, cóż… Wracając do tematu. Mamy w tym kraju wiele praw,
których nikt nie traktuje poważnie. Nawet bierni obserwatorzy są współodpowiedzialni. Jednak spora część tych praw to po prostu absurd i nie ma
sensu ich przestrzegać… choć nie wszystkie. Wiele praw jest zatem łamanych notorycznie, ale na co
dzień nikomu to się nawet nie rzuca w oczy.
Wtedy facet siedzący w pobliżu sięgnął do torebki swojej
dziewczyny i wyciągnął butelkę piwa. Błazen trochę się zmieszał, ale pomyślał
później, że trzymanie butelki piwa w miejscu publicznym to chyba jeszcze nie
jest łamanie prawa. Jednak po niecałej minucie wyciągnął również otwieracz do
butelek, otworzył to piwo i zaczął sobie popijać jak gdyby nigdy nic.
- No dobrze, może jednak czasem rzuca się w oczy.
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.