Pewnego
razu Błazen podróżował przez brytyjską ziemię. Bardzo spodobało mu się tam
zorganizowanie pociągów. Nawet informacje z dworcowych głośników były głośne i
wyraźne, więc nie musiał nadwyrężać uszu, aby je rozumieć. Miał tylko jeden
problem: czasami trzeba było rozmawiać z jakimś człowiekiem. W tym tłumie
obcokrajowców na Brytyjczyków trafić było niezwykle trudno, ale gdy już się jakiś znalazł…
- Przepraszam panią, bankomat nie wydał mi ani pieniędzy,
ani mojej karty – zaczepił Błazen kobietę pracującą w banku.
- Blablabla – odpowiedziała coś niewyraźnie.
- Yy… Czy może pani powtórzyć?
- Blablabla.
Błazen zarejestrował brzmienie tej wypowiedzi i w
ogromnym skupieniu zaczął szukać w niej słów.
- Bla… Bla… Bla – powtórzyła w tym czasie powoli, choć
nadal sepleniąc. Jednak pomogło, i po kilku kolejnych sekundach zastanowienia
Błazen wreszcie to rozszyfrował.
- Ahaa! Rozumiem, dziękuję.
„Iść do stanowiska obok”, westchnął sobie w duchu,
wykonując ów polecenie. Tam siedział mężczyzna wyglądający na hindusa.
- Przepraszam pana, bankomat nie wydał mi ani pieniędzy,
ani mojej karty.
- Ach! To było teraz? – zapytał z amerykańsko-egzotycznym
akcentem.
- Parę minut temu.
- Który to był bankomat?
- Ten tutaj, po prawej.
- Zajmę się tym w tej chwili – powiedział odchodząc od
biurka i kierując się w stronę pobliskich drzwi, za którymi Błazen podejrzał
ludzi wyglądających na ochroniarzy. Pomieszczenie znajdowało się za ścianą z
bankomatami. Nie minęła minuta, gdy mężczyzna wrócił z kartą Błazna w ręku.
Następnie, za okazaniem dowodu tożsamości, Błazen odzyskał kartę. Z nieznanych Błaznowi przyczyn pan hindus uścisnął i wygłaskał mu przy tym dłoń w bardzo niezręczny sposób. Spłoszony Błazen uwolnił się, szybko pożegnał i odszedł, aby w innym (na
wszelki wypadek) bankomacie upewnić się, że stan jego konta pozostał bez zmian.
Później pobrał gotówkę, na której mu zależało i w pośpiechu opuścił bank, odprowadzany nieprzyzwoitym spojrzeniem hindusa.
„Uf, te dziwne małe przygody”, myślał sobie wychodząc z
banku.
- O, Kocie, aż tak cię przewiewa? – zapytał widząc Kota z
chustą przewiązaną przez głowę i szyję.
- Miau.
- W sumie słusznie. I nigdy nie wiadomo kiedy spadnie
deszcz. Zmoknięcie i przewianie to wyjątkowo złe połączenie… – Zaczęli iść w
kierunku sklepu. – Kojarzysz mi się trochę z jakąś gwiazdą Hollywoodu. Na
krwawe obrzędy też chodzisz? Haha, żartuję. Poczekaj pod drzwiami, zaraz wrócę.
Błazen wszedł do małego sklepiku spożywczego i zaczął
rozglądać się za czymś, co dałoby się bezpiecznie wypić. Cukier, fluor,
konserwanty… Na szczęście wypatrzył polską wodę. Wziął butelkę i kierując się
do kasy wygrzebywał już monety z portfela. Chętnie się ich pozbywał, bo były
wielkie i ciężkie.
- Jeden osiemdziesiąt siedem – odparł wesoło sprzedawca
po rosyjsku. – Pan rosyjski zna?
- Nie – odpowiedział Błazen po angielsku, wykładając
monety.
- Haha! Pan z Czech? Polska? – pytał po prawie-angielsku z
twardym rosyjskim akcentem.
- Z Polski – odparł Błazen z uprzejmym uśmiechem. – Do
widzenia – powiedział szybko widząc, że sprzedawca ma ochotę dalej gawędzić.
- Do widzenia!
Oboje napili się trochę wody i wyruszyli na dworzec. Na
peronie czekał jakiś pociąg.
- Przepraszam, czy to pociąg do Londynu? – zapytał Błazen
spacerującego obok pracownika.
- Tabkbhf, brpto pfrtnen – odpowiedział uśmiechnięty
sepleniąc, co zdradzało, iż jest z tutejszej mniejszości brytyjskiej.
Błazen pokiwał głową udając, że zrozumiał, a następnie
zaczął iść wzdłuż pociągu i rozszyfrowywać to co usłyszał.
- Brzmiało chyba trochę jak „tak, to ten”, prawda? –
zapytał Kota.
- Miau – potwierdził.
Dospacerowali w tym czasie do ekranu, z którego wynikało,
że to właściwy pociąg. Weszli więc do odpowiedniego wagonu, znaleźli swoje
zarezerwowane miejsca, rozsiedli się wygodnie i zaczęli przeglądać śmieciową
gazetkę, która leżała zachęcając do prania mózgu na sucho.
Podróż
przebiegła sprawnie i bez komplikacji. Kot zasugerował nabycie karty „Oyster”
dla lepszej komunikacji po mieście. Tak też zrobili.
- Ciekawe dlaczego nazywa się „ostryga” – zastanowił się
Błazen, gdy byli już w drodze do pierwszego obiektu, jaki pragnęli zwiedzić. „BAPS
Shri Swaminarayan Mandir”, hinduska świątynia. Bo gdy zwiedzasz Londyn to tak,
jakbyś zwiedzał cały świat.
Pierwsze co pomyślał Błazen na widok świątyni to: „Jestem
w Disneylandzie!” Drugiego już nie myślał, po prostu wszedł do środka. Ponoć
akurat miała zacząć się jakaś ceremonia, więc podreptał do szatni, gdzie zostawił
buty jak wszyscy inni (oprócz Kota) i ruszył wedle otrzymanych instrukcji.
Ceremonię spędził na siedzeniu z Kotem na podłodze wśród
innych siedzących na podłodze, i nie rozumieniu o co chodzi. Dopiero później mogli
zwiedzić budynek. Szybko natrafili na coś w rodzaju muzeum, gdzie ponoć mieli
nauczyć się rozumieć hinduizm. Błazen poprosił o dwa zwykłe bilety, a dostał
ulgowe. Przeczytał na nich później, że są dla osób do szesnastego roku życia.
- Aż tak młodo wyglądamy?
- Miau.
Wzruszyli ramionami i weszli do muzeum. Przeważnie sposób
przekazywania informacji zwiedzającym był jeden: w ścianach znajdowały się
okienka, za którymi nieruchome kukiełki przedstawiały sceny z tekstów
umieszczonych w pobliżu ów okienek.
Informacji i legend był ogrom, jednak Błazen zwrócił
szczególną uwagę na jedną scenę: chłopaka niosącego swoich rodziców w tobołkach
na ramieniu. Podobno był to silny chłopak imieniem Shravan, a jego rodzice na
starość stali się bardzo słabi i całkiem oślepli. Pewnego razu zadeklarowali,
że pragną wybrać się na pielgrzymkę.
Taka wyprawa trwałaby wiele miesięcy dla zwykłych ludzi, a co dopiero słabych i
ślepych. Wtedy syn wymyślił, że zaniesie ich w takim właśnie tobołku
działającym na zasadzie wagi. I zaniósł. A każdy krok przynosił mu specjalne
błogosławieństwo. Shravan ma teraz stanowić dobry przykład dla wszystkich
dzieci. Choć opowieść ta była wielce nieprawdopodobna, Błazen szczerze się
wzruszył.
- Tyle tu pięknych opowieści i wspaniałych ideologii.
Więc dlaczego tak wielu hindusów spotykanych w tym kraju to kompletni zboczeńcy
i degeneraci? – westchnął ze smutkiem opuszczając świątynię. – A tę broszurkę chyba możemy sobie zatrzymać? – trzymał w dłoni książeczkę zawierającą podsumowanie całej wystawy, jaką właśnie obejrzeli.
Przed wyjściem zaszli jeszcze do świątynnego sklepiku, gdzie kupili naturalne roślinne mydło i podobno zdrową herbatę.
Po
długim zwiedzaniu miasta Błazen i Kot postanowili zajrzeć też do niewielkiej galerii
handlowej, którą akurat mijali. Szli korytarzem, gdy zaczepiła ich kobieta
mówiąc, że ma dla nich „prezent”. Zanim zdążyli cokolwiek zrobić zaciągnęła ich
do pobliskiego sklepu i zaczęła reklamować produkt rzekomo złuszczający martwy naskórek.
Posmarowała nim nadgarstek Błazna i pocierała to tak długo, aż produkt zaczął
się rolować, udając naskórek. Kobieta wyglądała egzotycznie, ale miała
wyjątkowo ładny, czysty brytyjski akcent, jak ten który zwykle spotyka się
tylko w wielkich produkcjach filmowych. Podobno jeśli kupią ten cudowny
kosmetyk to za pół ceny dostaną drugi produkt z tej samej serii, i to właśnie był ów „prezent”. Błazen ocknął się, odmówił i szybko wyszli. Nie zaszli jednak zbyt daleko, gdy zaczepiła
ich kolejna osoba.
- Blabablablabla? – zapytał malutki brodaty facecik w
turbanie.
„Ok, to wyjątkowo trudny akcent do rozgryzienia” –
powiedział Błazen w myślach, patrząc na Kota.
„Miau” – zgodził się Kot również nie rozumiejąc ani słowa.
- Blablablablabla? – nadal pytał, wyraźnie przypatrując
się Kotu. – Bla? Blabla?
- Ach, przepraszam! – podbiegła młoda arabska dziewczyna zawinięta
w chustę tak jak Kot. – On nie zna angielskiego – wyjaśniła odciągając
mężczyznę od osłupiałego Błazna i Kota.
Trudno powiedzieć kogo wmurowało bardziej, Błazna czy
Kota, ale oboje zrozumieli, że Kot właśnie został pomylony z muzułmanką i oczekiwano od niego znajomości arabskiego.
- Kocie, najwyraźniej w tym kraju nie wypada ciepło zawijać
się chustką.
- Miau…
(Jeśli widzisz przy tym wpisie datę „19 listopada” zamiast „20 listopada”
to znaczy, że blogspot kontynuuje mieszanie stref czasowych).
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.