Każdego
dnia o siódmej rano zegar biologiczny Kota każe mu się budzić i zacząć w
irytujący sposób kopać dziurę w Błaźnie oraz okolicznej pościeli - w celu obudzenia
go i zostania przezeń nakarmionym. W bardzo skrajnych przypadkach bywa tak, że
Błazen nie ma jak wrócić do namiotu na noc. Zwykle jednak przewiduje taką
sytuację, dzięki czemu nawet wtedy śniadanie Kota jest gotowe do podania o
siódmej rano i pozostaje mu już tylko wrócić na czas.
Akurat trafiła się wyjątkowo
zimna noc, gdy Kot został sam. Najpierw bez mrugania patrzył na wygaszone
ognisko, jak gdyby miał w ten sposób wzniecić ogień, a później przypomniał
sobie, że w takich sytuacjach należy wejść pod kołdrę. Zaczął więc wiercić
głową w brzegu kołdry, aż wsunęła się pod spód, a wtedy reszta poszła już
gładko, po gładkiej kociej sierści. Jego uszy, pełniące funkcję termometru, powoli
zaczęły się nagrzewać. Zamknął oczy i odpłynął do krainy zawsze udanych łowów.
Obudził
go ból, bo spał z wystawionym językiem, a później zaczął mlaskać przez sen i
się w niego ugryzł. Spojrzał na swój biologiczny zegar i stwierdził, że za
dwadzieścia minut śniadanie. Wyszedł spod kołdry i zaczął rozglądać się za
Błaznem. Na próżno. Wyszedł więc z namiotu i rozpoczął obchód, wołając go…
- Miaaau! Miaaau!
Ale bez odpowiedzi. Teoretycznie Błazen jeszcze się nie
spóźnił, zatem Kot postanowił wstrzymać się z paniką i zabić czas czyszczeniem
futra. Uwinął się w dziesięć minut. Podniósł wówczas głowę i nadal nie widział
na horyzoncie niczego, co miało kształt zbliżony do Błazna. Przeszedł więc do obgryzania
pazurów… aż ruchy perystaltyczne jego jelit wybiły siódmą. Wtedy znów podniósł
głowę i nadal nie widział Błazna. Uznał, iż czas na panikę. Jego źrenice z małych
pasków zamieniły się w wielkie czarne dziury i zaczął jogging. Na początek obiegł
namiot dookoła trzy razy, odbijając się od drzew i kamieni, taranując wszystkie
mniejsze obiekty na swojej drodze, płosząc wszelkie drobne żyjątka. Później
wpadł do namiotu i tam również wszystko poprzewracał. Następnie zawrócił się
poprzez odbicie od ściany namiotu, aby powtórzyć cały proces, ale zanim wybiegł
zobaczył znajomy obiekt… Pudełko, z którego Błazen codziennie wydobywa posiłki
Kota. Zatrzymał się natychmiast i powąchał je, aby potwierdzić swoje
podejrzenia… „Miau”, pomyślał z zadowoleniem, po czym rozpoczął pocieranie
pokrywki, na zmianę czołem i nosem. Ku jego uciesze była niedomknięta, ponieważ
Błazen wieczorami wkłada tam zamarznięte bryłki mięsa, których kształt nie
zawsze pozwala na domknięcie. Dopomógł więc łapą i pokrywka ustąpiła, ukazując
foliową torebkę z odmarzniętym mięsem.
Kot najpierw zeskanował okolicę uszami, dając Błaznowi
ostatnią szansę na przybycie, a później wyciągnął torebkę z pudełka i
przewracał nią po całym namiocie różnymi metodami, aż udało mu się włożyć głowę
do środka. Myślał sobie, że zje tylko jedną trzecią, bo torebka zawierała
porcję na cały dzień, ale gdy już zaczął jeść to stracił umiar… Zanurzał się
głębiej i głębiej w torebkę, wyjadając drogę na dno, aż nie zostało w niej nic.
Zechciał wtedy wynurzyć się z powrotem, więc włączył wsteczny i ruszył, ale ku
jego zdziwieniu wraz z torebką na głowie, a nie zostawiając ją, tak jak to
sobie wyobraził. Następny pomysł na jaki wpadł to pocieranie głową o podłoże.
Jedyne co osiągnął w ten sposób to ból uszu, bo torba szeleściła niemiłosiernie.
W ogłuszeniu i w przerażeniu - kto wie co było większe - zastygł. Pomyślał
sobie, że jak Błazen wróci to mu to zdejmie, więc powinien się uspokoić i uciąć
sobie drzemkę. Zamknął więc oczy, ale jedyne na czym mógł się wtedy skupić to
irytujące przyleganie torby do jego nosa, za każdym razem gdy robił wdech. Pierwszą
godzinę spędził więc na niespokojnym prychaniu. Później nastąpiła czarna
rozpacz, gdy zdał sobie sprawę z tego, że ma coraz mniej powietrza… „Miau”,
pomyślał sobie zrezygnowany i choć wszystkie jego mięśnie były napięte ze
strachu, to jednocześnie ten sam strach je unieruchomił. Następne godziny
spędził więc nieruchomo, mimo niewygodnej pozycji…
„Kto
by pomyślał, że tyle czasu zajmie mi powrót do namiotu? Chyba pora przenieść
obozowisko, żeby było bliżej”, myślał sobie Błazen widząc namiot w oddali. Po
drodze szybko zbierał kawałki drewna podejrzewając, że Kotu jest zimno. Gdy
dotarł do obozu rzucił je od razu w miejsce ogniska.
- Kocie, wiem, już dwunasta, przepraszam! Pewnie jesteś
głodny! Gdzie to pudełko… – rozglądał się. – Już zaraz, dostaniesz dużą porcję
mięsa! Gdzie ono… – nadal się rozglądał, aż… – Kocie? – przestał się krzątać i nastawił
słuch. – Kocie? Jesteś tutaj? Chyba nic ci nie jest, co? Haha… Gdzie jesteś?
Normalnie Kot zaczynał ochrzan, gdy Błazen dopiero co się
zbliżał. „Dziwne…” Błazen niby nie był poważny, gdy zapytał Kota czy nic mu nie
jest, ale gdzieś tam w środku naprawdę czuł, iż ta cisza oznacza coś złego.
- Jesteś w namiocie? – zapytał wchodząc do namiotu. –
Kocie? Ko… – urwał słowo, gdyż na widok Kota strach wbił mu wielką igłę prosto w gardło.
Sparaliżowało go na jedną sekundę, a później od razu rzucił się Kotu na
ratunek.
- Kocie, Kocie?! Żyjesz?! Żyjesz???!!! – Zdjął Kotu torbę
z głowy, a ten nadal siedział nieruchomo w dziwacznej pozycji. – Kocie? Kocie,
powiedz coś...
Kot nic nie powiedział, ale obrócił głowę i spojrzał na
Błazna nieprzytomnie.
- Mój biedny Kocie… – Błazen zaczął wycierać rękawem jego
głowę, mokrą trochę od mięsa, a trochę od pary z oddechu. – Przepraszam,
przepraszam…
Uspokoił się dopiero po minucie, gdy Kot zaczął mruczeć.
- Kocie, przejdź się kawałek, zobaczmy czy możesz równo
chodzić.
Kot posłuchał i zaczął powoli iść. Dopiero wtedy odzyskał
mowę i krzyczał przez całą drogę, aż wyszedł z namiotu i wskoczył na pieniek.
- Uff… Wygląda na to, że nic ci nie jest.
- Miau – odparł Kot i w duchu cieszył się, że Błazen jest
zmartwiony, zamiast gniewać się za to, iż Kot zjadł na raz śniadanie, obiad i
kolację. Na szczęście ludzie mają w mózgu taki filtr, który ustanawia rozsądne
priorytety. A przynajmniej niektórzy...
- Kocie, przyjmuję pełną odpowiedzialność za to co się
stało – oznajmił podając mu wodę.
- Miau – odparł Kot z zadowoleniem.
- Rozumiem, że po prostu byłeś głodny.
- Miau – znów potwierdził usatysfakcjonowany.
- Już nigdy nie zostawię pudełka w twoim zasięgu. Lepszy
kot głodny, niż martwy.
- Mia… – przerwał i przetworzył tę informację, aby
stwierdzić, że się nie zgadza. – Miau?!
- Tak, Kocie, następnym razem będziesz głodować, tak jak
miliony innych istnień na Ziemi. Ponieważ życie jest najcenniejszym skarbem,
nawet takie w mękach. I nie pytaj mnie dlaczego, bo nie mam bladego pojęcia.
Miłego absurdu,
Kot
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.