Siedząc
na kanapie wśród przyjaciół, Błazen czuł się bardzo samotny. Niby było miło,
jedli pizzę i oglądali razem film, ale nie mógł otrząsnąć się z poczucia braku interakcji
z kimkolwiek w ciągu ostatniej godziny. „Jak to jest”, myślał, „że wspólnie
oglądając film każdy z nas staje się odseparowaną jednostką…?” Nadal patrzył na
ekran, ale nie wiedział już co ogląda. „Czy jest jakiś sposób na wspólne
spędzenie czasu, które pozwoli nam poświęcać uwagę sobie nawzajem, a nie
jakiemuś ekranowi…?” Co chwilę ktoś rzucił komentarz, ale krótki, bo dłuższe
były uciszane przez tych, którym to przeszkadzało. Siedzieli wszyscy razem, ale
więzy zacieśniali z postaciami z filmu… Nie wykonywali ani wysiłku fizycznego, ani
psychicznego…
Film skończył się niespodziewanie, bo czas płynął szybko,
gdy Błazen nurkował w przemyśleniach. Następne w kolejności było podzielenie
się na grupki. Jedna dyskutowała na temat filmu, inna na jakiś temat, który
łączył tylko ich, a pozostali zanurzyli się w telefonach i rozmawiali z osobami
nieobecnymi w tym budynku, a może nawet w mieście, a może i w kraju...
Aż uderzył piorun.
- Co to? – zdziwili się.
- To burza! – wyjaśnił jeden, choć też zdziwiony.
Deszcz zaczął padać tak niespodziewanie, jak
niespodziewanie wszyscy stracili zasięg w telefonach.
- Co tu się dzieje? – tracąc Internet obudzili się i ci z
telefonów.
Wkrótce zgasły też światła, ujawniając odcięcie od prądu
na całym osiedlu. Wszyscy w niedowierzaniu stali przy balkonowym oknie i
drzwiach, przyklejeni do szyby, patrząc jak zniknięcie świateł powoli ukazywało
im coraz więcej detali tego, co działo się na zewnątrz.
- To całkiem poważna ulewa – zauważyła jedna.
Gospodyni przyjęcia bez słowa poszła po ciemku zapalać
świece, a gospodarz ruszył uspokajać psa, który na dźwięk piorunów schował się
w łazience. Nie minęło wiele czasu, gdy wszyscy wspólnie krzątali się w celu
dostosowania mieszkania do tej nowej okoliczności.
- Co będziemy teraz robić? – zapytał któryś, gdy mieli
już odpowiednią ilość światła.
- Raczej nie powinniśmy w taką pogodę iść do domu –
zauważył ktoś.
- Miau miau miau… - dodał Kot.
- Pograjmy w coś – zasugerowała jakaś.
- Przecież nie ma prądu – powiedziało dwoje naraz.
- Mamy planszówki – odparł Gospodarz.
- Planszówki? To dla dzieci… - skrzywił się jakiś.
- A mamy coś lepszego do roboty? – zauważyła Gospodyni.
Wyłożono na stół kilka gier.
- Tajemnicze domostwo! – Błazen od razu został zauroczony
tytułem i obrazkiem z pudełka. – Zagrajmy! O czym to jest?
- Tooo polega na wyobrażaaaniu i opowiadaniu… - Gospodarz
miał kłopot z opisaniem zasad.
- A co to? – ktoś inny zapytał o następne pudełko.
- Polowanie na Pana X. Jedna osoba jest Panem X, czyli
przestępcą, a inni go ścigają – wyjaśniła Gospodyni.
- Aaaa! Chcę być Panem X! – Błazna ogarnęła ekscytacja
już na samą myśl.
Już po chwili miał na głowie papierową czapeczkę Pana X,
która służyła temu, aby detektywi nie widzieli gdzie patrzy Pan X, dzięki czemu
łatwiej mógł ukrywać się na planszy. Gra bardzo przypominała mu szachy, ale
zawierała element współpracy z innymi graczami. Z radości nie zawsze wykonywał
przemyślane ruchy, aż umknął mu w końcu jeden szczegół i został złapany przez
Gospodynię.
- Miau miau miau miau miau! – ogłosił Kot.
- Ok – Błazen przekazał mu czapeczkę Pana X. – A później
zagrajmy w Tajemnicze Domostwo!
Rozpoczęła się kolejna rozgrywka. Tym razem Błazen mógł
doświadczyć tej gry z perspektywy detektywa. Ponieważ Pan X w ukryciu zapisywał
na karteczce każde swoje kolejne położenie, Błazen szybko wpadł na pomysł
słuchania dźwięku ołówka w celu rozpoznania liczby i zlokalizowania go na
mapie. Nie pomylił się…
- Hahaha! – śmiali się wszyscy, gdy w etapie ujawnienia
położenia okazało się ono tym, co wynikło z podsłuchiwania ołówka. Od tamtej
pory Kot zapisywał położenia w sposób złudny, robiąc wiele fałszywych linii i
rysując kwiatki. Wręcz wykorzystał to na swoją korzyść i zwodził detektywów,
przez co zaniósł ich gdzieś na przeciwny koniec mapy, aż w końcu zrezygnowali z
tej taktyki namierzania i rozpoczęli rozpracowywanie zawiłego myślenia Kota...
Nagle włączyły się światła.
- Hę? Oddali już prąd? Kiedy deszcz przestał padać? –
dziwili się wszyscy.
Rozniosło ich po pokoju, bo każdy musiał zobaczyć, czy burza
naprawdę się skończyła. Ponieważ każdy robił to we własnym tempie, to ci szybsi
nudzili się czekając na tych wolniejszych, aż w końcu wrócili do stanu, w
którym każdy robił co innego. Z wieży grała muzyka, w komputerze YouTube, a
pozostałe twarze z okna przeniosły się na telefony…
Powróciła samotność Błazna w gronie przyjaciół. Spojrzał na tę drugą grę, która tak go intrygowała, a następnie wzruszył ramionami i wyciągnął
swój telefon, aby sprawdzić pocztę.
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.