Weekend,
późna noc… Trzeba jakoś wrócić do obozu, ale autobus jest jeden co godzinę. Cóż
się robi w takiej sytuacji? Należy przepłacić i zadzwonić po taksówkę.
- Znasz jakiś numer na dobre taxi? – zapytał Błazen Kota.
- Miau.
- To poszukajmy w internecie. Brr, ale śnieżyca, zimno… -
drżącą ręką wyciągał z kieszeni telefon. – Szkoda, że nie mogę obsługiwać tego
w rękawiczce. Te „postępy technologiczne”… - westchnął wpisując hasło w
wyszukiwarce. – Dobra, ci są polecani, to dzwonimy.
- Miau, miau – popędzał go zmarznięty Kot.
- Już, już… Dobry wieczór, chciałbym zamówić taksówkę na
taki i taki adres.
- Hm… Samochód może tam być za trzydzieści minut, nie
mamy teraz taksówek w tej okolicy.
- Trzydzieści minut? To nie, dziękuję – rozłączył się. –
Dzwonię pod następny – wklepał numer. – Dobry wieczór, chciałbym zamówić
taksówkę na taki i taki adres.
- Bardzo przepraszam, wszystkie taksówki są w tej chwili
zajęte. Może mógłby pan poczekać tak do czterdziestu minut?
- Czterdzieści minut? To nie, dziękuję – rozłączył się i
wybrał kolejny numer. – Dobry wieczór, chciałbym zamówić taksówkę na taki i
taki adres.
- Dobrze, samochód podjedzie w ciągu dziesięciu minut,
będzie mieć numer 34.
- Dziękuję bardzo.
Czekali w śnieżycy przez dziesięć minut, ale nic nie
nadjechało. Później przez kolejne dziesięć, aż z niecierpliwości Błazen
zadzwonił ponownie.
- Dobry wieczór, dziesięć minut temu miała odebrać mnie
taksówka 34 pod takim i takim adresem, ale nadal jej nie ma.
- Rozumiem, zaraz skontaktuję się z taksówkarzem.
Po pięciu minutach oddzwoniono do Błazna…
- Podobno taksówkarz czeka, a pana tam nie ma.
- Hę? No bardzo ciekawe, bo my tu czekamy i to jego nie
ma.
- Zaraz zadzwonię do pana ponownie.
Po kolejnych pięciu minutach znowu zadzwonił telefon
Błazna, tym razem inny numer.
- Dobry wieczór, tu taksówkarz, czekam na pana pod tym
budynkiem. Tam naprzeciwko jest bank PKO BP, tak?
- Nie, proszę pana, to jest z drugiej strony budynku, i
tu gdzie ja stoję jest wyraźnie napisany adres, który podawałem. – Błazen ledwo
sklejał słowa, bo już mu zamarzły usta.
- Dobrze, już jadę.
Po dwóch minutach nadjechał wreszcie. Błazen szybko wziął
Kota do plecaka i otworzył drzwi samochodu.
- Pan ma kota?! – zapytał Taksówkarz zszokowany.
- Tak, tu w plecaku.
- Nie wożę zwierząt! – krzyknął.
W ten oto sposób Błazen zmarnował trzydzieści dwie minuty
i porządnie zmarzł. Stał w środku nocy w śnieżycy i patrzył na mijające go
taksówki z pasażerami.
- Co teraz robimy, Kocie? Może jednak pójdźmy na autobus,
na nim chyba bardziej można polegać…
- Miau miau miau miau miau? – zaproponował.
- Uber? A no miałem coś takiego kiedyś, ale nie korzystałem…
To zobaczmy, ale jak nic z tego nie wyjdzie to idźmy na autobus, już własnego nosa
nie czuję.
Po trzech minutach grzebania się w telefonie Błazen
zamówił kierowcę. Po ośmiu minutach mógł już otworzyć drzwi samochodu.
- Uber? – zapytał.
- Tak – odparł kierowca.
- Można z kotem?
- Tak, proszę wsiadać.
Wsiedli. Zaczęli jechać.
- Zimno panu? Podkręcić ogrzewanie?
- Tak, proszę… - odparł niebieskimi ustami, dygocząc.
- Włączyć radio?
- Nie trzeba, dziękuję…
- Mhm. Chyba długo pan był w tej śnieżycy?
- Jakieś czterdzieści minut… Trudno było o taksówkę, a
jak już jedna przyjechała to w złe miejsce, a jak już nas znalazła to kierowca
nie zgodził się na kota…
- No tak, tak… Tak bywa…
Podróż odbywała się spokojnie, aż ustali na czerwonym
świetle, a na pasie obok zatrzymała się taksówka. Światło wkrótce zmieniło się
na zielone i oboje ruszyli prosto, ale taksówkarz wyraźnie jechał zygzakiem,
jak gdyby atakowała go w samochodzie osa.
- Co on wyprawia? – zdziwił się Kierowca Ubera i zaczął
próbować zobaczyć taksówkarza, jednocześnie mając oko na drogę. Błazen i Kot
również wyjrzeli, a wówczas cała trójka spostrzegła, iż taksówkarz ma złowrogą
minę i grozi im palcem.
- Coś się stało? Chyba nie złamaliśmy żadnych przepisów? –
zmartwił się Błazen.
- Nie, za to on łamie przepisy jadąc w ten sposób –
zauważył Kierowca.
- Jeszcze w nas uderzy, i co wtedy… - Błazna ogarniał
strach.
- Właśnie dlatego to robi, aby nas postraszyć, że uderzy.
Lepiej nie zwracać na niego uwagi, puste pogróżki, przecież nie skasuje
własnego samochodu.
Po minucie jazdy z Szalonym Taksówkarzem u boku, ten
postanowił zmienić formę nękania. Wyciągnął telefon i robił im zdjęcia.
- Co on teraz robi? – Błazen drżał już nie z zimna, a z
przerażenia.
- Grozi, że ma nasze zdjęcia, więc nas znajdzie. Proszę
się nie bać, to typowe u taksówkarzy, oni nienawidzą kierowców Ubera,
praktycznie codziennie jakiś mnie atakuje. Jak tylko któryś zobaczy, że mam w
telefonie włączoną aplikację Ubera to zawsze robi coś głupiego.
- Ale dlaczego?
Po tym pytaniu Szalony Taksówkarz przycisnął gaz i odjechał przekraczając dozwoloną prędkość.
- Bo jesteśmy dla nich konkurencją – odparł Kierowca
spokojnym głosem.
- A czy oni między sobą też nie są konkurencją? Dlaczego
atakują tylko Ubera?
- Bo w Uberze pracujemy na innych warunkach, niż
taksówki, więc zarabiamy więcej. No i ludzie coraz chętniej wolą Ubera, więc
taksówki mają mniej klientów.
- To może ci taksówkarze powinni po prostu też przenieść
się do Ubera?
- Może powinni, może nie powinni… Póki co próbują zmieść
nas z rynku. Nawet w Internecie, podając się za kierowców Ubera, zniechęcają
ludzi do tej pracy pisząc, że nie warto się jej podejmować.
- A warto? – zaciekawił się.
- Tak, ale niedługo to się chyba zmieni.
- Dlaczego?
- Bo Uber ma skarbówkę na ogonie.
- Skarbówkę? Jak to?
- Widzi pan, my nie mamy kasy fiskalnej i nie wydajemy
paragonów, a wielu kierowców nie ma też licencji na przewóz osób. Z tego powodu
koszty pracy są niższe, a więc przychody skarbówki również. No i ze względu na
polskie prawo uważa się to za nie do końca legalną działalność.
- Czyli jak zwykle chodzi o wysysanie z ludzi pieniędzy… A
co z BlaBlaCar? Oni też nie mają kasy fiskalnej i licencji – zauważył Błazen.
- No właśnie… Ale Uber podciąga się bardziej pod usługi
taksówkarskie. – W tym momencie Kierowca przepuścił taksówkę, a taksówkarz
pomachał mu w podziękowaniu, nieświadom tego, że ma do czynienia z kierowcą
Ubera. – Akurat jakoś dziesiątego dostałem wiadomość od Ubera, że od
dwudziestego drugiego lutego wprowadzone zostają płatności gotówkowe, a więc
każdy musi zaopatrzyć się w kasę fiskalną – dodał Kierowca.
- Czyli problem rozwiązany?
- Dla Ubera tak, bo spycha go na swoich kierowców -
wyjaśnił. - Teraz jak taki kierowca nie kupi kasy to nie będzie mógł dalej
pracować, a jak kupi kasę to będzie musiał sobie wyrobić licencję, bo już nie
ma wymówek. Kasa kosztuje ponad tysiąc. Licencja też tania nie jest, a w
dodatku czeka się jeden lub dwa miesiące na otrzymanie jej. No i dali nam na to
wszystko mniej, niż miesiąc…
- Pieniądze i biurokracja… Więc co teraz?
- Więc teraz albo dużo kierowców się wykruszy, albo
poniesie konsekwencje prawne i wykruszy się dopiero później.
- Hm… A pan?
- Ja pozostaję optymistą – zaśmiał się. – Mniej kierowców
oznacza więcej klientów dla mnie, haha! Poczekamy, zobaczymy.
Znowu ustali na czerwonym świetle, a obok nich znowu zatrzymała
się taksówka. Kierowca nie zwracał na to uwagi, aż usłyszał walenie w szybę.
Wtedy spojrzał w lewo i ujrzał wściekłego taksówkarza. Otworzył okno.
- Te, ruski! Uber, hę?! – krzyczał Wściekły Taksówkarz.
- Żaden ruski.
- Pierdolony !@#$%^&*!!! – przeklinał.
- Proszę pana, nie można tak wysiadać z samochodu, zaraz
będzie zielone światło – zwrócił mu uwagę Kierowca.
- Wypierdalaaaj!!! – wrzasnął Wściekły Taksówkarz
ignorując spostrzeżenie Kierowcy. – Uberowiec jebany!!! !@#$%^&*!!! –
podniósł ręce i wsadził je przez okno do samochodu, najwyraźniej chcąc zrobić
coś złego Kierowcy. Wówczas Kierowca błyskawicznie wyciągnął skądś gaz
pieprzowy i solidnie spryskał nim napastnika. Światło było już zielone, a więc
gdy tylko Wściekły Taksówkarz odskoczył w cierpieniu, Kierowca odjechał.
- Bardzo pana przepraszam za te przygody… - powiedział
Kierowca do Błazna, wyraźnie zawstydzony tym wszystkim.
- Nie ma sprawy, to nie pańska wina… - Błazen westchnął nad wszechobecnym absurdem. – Słyszałem już raz, że taksówkarze nienawidzą uberowców,
ale nie spodziewałem się, że jest aż tak źle… Przecież to dosłownie napaści i
nękania! W dodatku przy klientach? Czy to jest ich sposób na odzyskanie ich?
Sami sobie psują reputację…
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.