- Miau – zauważył Kot.
- Co mówisz?
- Miau – powtórzył.
- A, tak… Masz rację, trzeba te przedmioty najpierw w coś
zawinąć, żeby się nie potłukły.
- Miau – kot wstał i się przeciągnął.
- No dobrze, chodźmy do miasteczka.
Najpierw Błazen przekopał osiedlowe śmietniki, a później śmietniki
sklepowe. Niestety, nie znalazł niczego, w co mógłby zawinąć swoje naczynia.
Gdy wynurzył się z ostatniego kontenera westchnął ciężko, otrzepał z brudu swój
garnitur, poprawił dzwoniącą czapkę i wszedł do sklepu korzystającego z ów
kontenera. Tuż przy wejściu natknął się na stoisko z gazetami. Ucieszył się na
ten widok i od razu zaczął macać każdą gazetę po kolei, szukając jakiegoś
cienkiego, szorstkiego papieru. Zaczął więc od najtańszych, szarych gazet, ale
ku jego zaskoczeniu papier był tam śliski i trochę za sztywny. Aż w końcu wymacał
coś o nazwie „Fakty i Mity”. Były to jedne z droższych gazet w sklepie, ale
miały idealnie tani papier. „Może to ich treść jest tak kosztowna?”, zapytał Błazen
w duchu, zdumiony tą ceną. Rozejrzał się jeszcze po sklepie w poszukiwaniu gniotliwego
papieru bez gazety w środku, ale niczego takiego nie znalazł. „No trudno”,
pomyślał i wziął z półki trzy egzemplarze „Faktów i Mitów”. Po drodze do kasy chwycił
jeszcze różową gumę Orbit, bo była tańsza od gazety i stwarzało to iluzję,
jakoby ten zakup nie mógł uczynić paragonu jeszcze straszniejszym.
- Trzy sztuki tej samej gazety? – zdziwiła się
ekspedientka plując przy wypowiadaniu „sztuki”.
- To tylko do zawijania, a nie było papieru bez gazety –
odparł uprzejmie Błazen wycierając twarz.
W
drodze powrotnej Błazen robił balony z gumy. Miał nadzieję, że kogoś to
rozbawi, ale nikt nawet na niego nie patrzył. Najwyraźniej tak proste rozrywki
już dawno wszystkim zbrzydły. Może oprócz Kotu, który uważnie obserwował - jakby
w oczekiwaniu na okazję, aby przebić któryś balon.
- No dobrze, pora zawijać - ogłosił Błazen, gdy dotarli z powrotem do
obozu. Kot nic nie powiedział, tylko położył się u wejścia namiotu i zamknął
oczy.
Cienki papier dobrze się zgniatał, tym samym dopasowując
się do kształtów zawijanych nim przedmiotów, a także nie odwijał się z powrotem
po odłożeniu na chustę. Błazen starał się nie czytać artykułów, jednak w
trakcie zawijania trudno było nie zauważać stałej korelacji między nagłówkami. „Czy
cała gazeta jest o tym samym? To jakieś pismo tematyczne?” Ciekawość robiła się
coraz silniejsza i z czasem Błazen zaczął rzucać okiem na treść artykułów, aby
zobaczyć czy czymkolwiek się od siebie różnią. W końcu zaczął też pobieżnie czytać
przypadkowe artykuły i zauważył, że traktują naprzemiennie na dwa tematy.
Pierwszy: antypolska propaganda polityczna. Drugi: antykatolicka propaganda polityczna.
Aż zmienił ciemne okulary na okulary do czytania, gdy poczuł nagły przypływ
intelektu broniącego się przed tym, czym zaczął zatruwać sobie mózg. „Wszystkie
treści zostały napisane w otoczce pseudo intelektu, aby każdy, komu intelektu
brakuje, mógł poczuć się mądrzejszy w zamian za przyswojenie tych bzdur. Jawne ośmieszanie każdego, kto ma inne opinie,
aby co mniej wytrzymały jeśli nie zmienił swoich poglądów, to przynajmniej
przestał je głosić ze strachu przed ośmieszeniem. Gazeta-krowa, jeden posiłek
trawi we wszystkich żołądkach po kolei…” – Aż mu się czoło zrobiło gorące, gdy
to wszystko odkrył.
- Oj, koteczku… - zmienił okulary z powrotem na
przeciwsłoneczne i wytarł pot z czoła. - Slogany w stylu „wolne myślenie” i
„badania naukowe” od dawna działają jak świeca na ćmy, czyż nie? Zgubnie dla
wszystkich tych, którym brakuje siły w charakterze . – Po tej wypowiedzi poczuł
się jak geniusz. A przynajmniej tak, jak wyobrażał sobie, że czuje się geniusz.
Powiał silniejszy wiatr,
szumiąc koronami drzew i dzwoniąc czapką Błazna, który leżał na chuście obok
kilku zawiniętych przedmiotów i hodował ego.
- Takie opinie są przydatne, Kocie, ale wyłącznie w
zestawieniu z innymi. Dlaczego tutaj wszystko jest opisywane z jednej
perspektywy, tak jakby była jedyną słuszną? No i wykorzystano tutaj chyba
wszystkie metody perswazji. Ciekawe ilu wyznawców tym zdobyli.
Kot leżał na trawie przy chuście i wygrzewał się w promieniach
słońca z zamkniętymi oczami, ale uszy nadal miał czujne i był na bieżąco z
monologiem Błazna.
- Propaganda, propaganda… - mówił dalej w uniesieniu, aż
mu czapka drżała. – Czy gazety nie miały być źródłem informacji? Ale takich
obiektywnych, prostych informacji, na podstawie których czytelnik mógł sam generować
subiektywne poglądy, a później dyskutować sobie z innymi czytelnikami o innych
subiektywnych poglądach, albo po prostu pisać o nich w pamiętniku… - W tym
momencie Błazen umilkł i zabłysło mu prawe szkło okularów. Może to przez
błyskotliwą myśl, a może przez światło odbite od dzwoneczka. Aż kot otworzył
oczy i popatrzył na Błazna.
- Miau – zagadał, co wytrąciło go z zamyślenia.
- Kocie… - zaczął niskim, poważnym głosem. - A może to nie
gazeta, tylko grupowy publiczny pamiętnik?
Miłego absurdu,
Błazen Podróżny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jakieś przemyślenia? Pytania? Propozycje? Nie bój się zbłaźnić, Błazen wysłucha.